wrz 24, 2016 - Film, scenariusz    No Comments

Statystyki festiwalowe

Festiwal Filmowy w Gdyni – kilka suchych faktów.

Festiwal Filmowy w Gdyni – kilka suchych faktów.
Obejrzałem wszystkie filmy. Bardzo dobre były tylko trzy: „Ostatnia rodzina”, „Wołyń” i „Jestem mordercą”. W odrębnej kategorii, dla fanów polskiej komedii komercyjnej (nie należę do nich) , także „Planeta singli” może zostać uznana za film udany, mimo że sklejony jest z kalek. „Na granicy” „Kamper” i „Plac zabaw”, to dzieła przyzwoite, ale nie wróżę im dużej frekwencji w kinach, jeśli w ogóle wejdą do szerokiej dystrybucji („Kamper” i „Na granicy” już były, ale niestety nie miały wielu widzów).
Cała reszta, czyli 9 z 16 filmów konkursu głównego jest słaba lub zła.
Publiczność w Gdyni była jak zwykle gościnna, przyjaźnie nastawiona i pobłażliwa dla dzieł swoich filmowych gości, ale natychmiast po festiwalu taryfa ulgowa się kończy. Podobnie jak w innych miastach w Polsce, ludzie raczej nie pójdą (lub nie poszli, bo niektóre filmy były już w obiegu) do kina na większość festiwalowych filmów, za wyjątkiem pierwszej czwórki. Po raz kolejny nie poprą rodzimej produkcji i wydadzą pieniądze na filmy amerykańskie.
Jak co roku, od lat winne są przede wszystkim scenariusze, a w niektórych przypadkach ich brak. Przyjrzyjmy się w liczbach kto je pisał albo nie pisał, bo czasem trudno było zauważyć jakiś dramaturgiczny plan na cały film, a nawet scenę.
Podzieliłem twórców na dwie kategorie: 1) scenarzyści, 2) reżyserzy i producenci. W przypadku każdego filmu określiłem procent jaki w tekście miał scenarzysta. Np. Jeśli scenarzysta nie był jednocześnie reżyserem i pisał samodzielnie, udział scenarzysty wynosi 100%, w przypadku „Planety singli” jest to 6/7, czyli 86%. Gdy w napisach pojawił się zarówno scenarzysta jaki i reżyser, udział wyniósł po 50%.
Wynik 2016 jest podobny do tego z lat ubiegłych. We wszystkich 16 filmach scenarzystom przypadło 27%, czyli około 1/4 udziału w tekście. Pozostałe ¾ przypada reżyserom z niewielkim udziałem producentów. Te wieloletnie statystyki, system szkolenia reżyserów w szkołach filmowych oraz przyzwyczajenia producentów, wskazują na to, że najbliższej przyszłości nic się nie zmieni.

Prawie wszystkie filmy przesycone są dojmującym smutkiem i depresją. Radości i poczucia humoru trzeba szukać z lupą (poza fragmentami „Ostatniej rodziny” oraz „Planety singli”, która należy do zupełnie innej kategorii), a seks pokazywany jest w sposób odrażający, za wyjątkiem „Sług bożych”. Woody Allen mówił, że po słuchaniu Wagnera ma się ochotę ruszyć na Polskę. Po obejrzeniu całego tegorocznego zestawu festiwalowego, wprost przeciwnie. Nie ma się ochoty na nic.

Co ciekawe i symptomatyczne, w tym roku udział scenarzysty w scenariuszu filmu, który zdobył „Złote Lwy” czyli „Ostatniej rodzinie” wyniósł 100%. Podobnie było w 2014, gdy triumfowali „Bogowie”.

Dla porównania zrobiłem podobną statystykę dla 5 filmów nominowanych do Oskara w 2016.
Udział scenarzystów w finałowych produkcjach wyniósł tam 80%, czyli jest 3 razy większy niż w Polsce.

Interesujące dane przynosi też statystyka udziału kobiet w scenariuszach i reżyserii. Wyniósł on dokładnie ZERO dla obu kategorii. Jest to o tyle interesujace, że w polskich serialach scenariusze piszą i redagują w większości kobiety. Za to reżyserują głównie mężczyźni.

I na koniec dwie łyżki miodu do tej beczki dziegciu. Pierwsza : było kilka wybitnych kreacji aktorskich. Druga łyżka : mamy znakomitych operatorów.
Często warto jest wyłączyć się ze śledzenia irytującej, niejasnej, wydumanej fabuły i podziwiać na ekranie piękne obrazy i grę aktorów.

 

 

lut 15, 2016 - Film, Literatura, scenariusz    No Comments

Wywiad

Bloger książkowy Mariusz Podgrudny zadał mi kilka pytań. Gdyby ktoś był ciekaw odpowiedzi, znajdzie je tutaj:
http://ksiazkiwpajeczynie.blogspot.com/2016/02/wywiad-z-mirosawem-tomaszewskim.html
wrz 19, 2015 - Film, Literatura, Uncategorized    No Comments

Klub Filmowy

Klub Filmowy

Zanim dostanę do skomentowania 5 odcinek „Dawno temu w Polsce”, w dniu śmierci w Gdyni Marcina Wrony, opowiem Wam o magii kina, a konkretnie o gdyńskim Klubie Filmowym.

Najpierw mieścił się w na terenie Stoczni Nauta, potem w Parku Naukowo Technologicznym, a od 1 września został przeniesiony na teren portu, do Muzeum Emigracji. Bardzo mi się to nie spodobało, bo do „parku” miałem rzut beretem. Kiedy jednak pojechałem na nowe miejsce, olśniło mnie. Nie sam budynek, który w 1933 roku został zbudowany na Nabrzeżu Francuskim jako dworzec morski, a teraz pięknie odnowiony, ale jego niezwykłe otoczenie. Muzeum położone jest blisko centrum miasta, 1,5 km do Placu Kaszubskiego, ale jakby na portowo – przemysłowych peryferiach. Zobaczcie jak to wygląda na mapie poniżej tekstu.

Czerwona kropla to miejsce gdzie jest kino. Stojąc niecałe sto metrów dalej, na niebieskiej kropli, zrobiłem zdjęcie, które zobaczycie jako następne.

Przez ten przesmyk między pirsami, bramę wewnętrznego portu odbywa się prawie cały ruch statków. Można tam niemal dotknąć przepływający wielki kontenerowiec wiozący milion zabawek z Chin, prom do Szwecji albo turystyczną podróbkę karaweli. Na takim mniej więcej okręcie zacząłem akcję mojej poprzedniej powieści „Marynarka”. To we wnętrzu „Santa Marii” wypływającej na zatokę, odbywa się koncert punk rockowy, w czasie którego demaskuje się Smutny, główna postać opowieści.

Wracając do tematu – czy jest w Polsce kino położone w bardziej magicznym miejscu? Wkrótce wybieram się tam na „Młodość” Paolo Sorrentino, twórcy niezwykłego filmu „Wielkie piękno”. Nie sądzę, żebym się zawiódł, ale gdyby tak się stało, nie szkodzi. Wystarczy postać sobie chwilę na krańcu pirsu i popatrzeć na wielkie piękno.