„Marynarka” – recenzje i wywiady
O „MARYNARCE”
CHRONOLOGICZNIE
17 grudnia – Gazeta Wyborcza, „Co jest grane – Trójmiasto”
Jeden z przedstawicieli trójmiejskiego establishmentu ma krew na rękach, jeden z popularnych muzyków nie może sobie poradzić z cieniem grudniowej tragedii na własnym życiu – nie, to nie fakty, to tylko osnowa najnowszej powieści Mirosława Tomaszewskiego, „Marynarka”. W wywiadzie dla „Gazety” autor opowiada o tym projekcie.
Przemysław Gulda: Skąd pomysł, żeby napisać powieść obyczajowo-sensacyjną, z jednej strony współczesną, ale z drugiej – bardzo mocno zakorzenioną w tematyce wydarzeń grudniowych z 1970 roku?
Mirosław Tomaszewski: Było wiele powodów. Jeden z nich to Staszek Sieradzan, który został zastrzelony w Grudniu. On był uczniem klasy maturalnej Technikum Chłodniczego, a ja pierwszej. Nie poznaliśmy się, ale dla mnie jego duch był obecny na korytarzach szkoły. Drugi – to próba opowiedzenia historii Grudnia w sposób, który przyciągnie do lektury także młodszych czytelników. Jest wiele książek historycznych, ale obraz przeszłości najskuteczniej zostaje osadzony w świadomości społeczeństw przez działania artystyczne. Rzadko są wierne prawdzie, czasem zaledwie się do niej zbliżają, ale to one, jeśli są coś warte, zostają najdłużej i działają najsilniej. Gdyni trochę brakuje takiej mitologii literackiej i mam nadzieję, że „Marynarka” przyczyni się nieco do jej budowania.
Wszystko, co odnosi się do wydarzeń grudniowych jest w książce pokazane z bardzo dużą wiarygodnością. Jak wyglądało przygotowanie dokumentacji do tej części książki? Na ile powieść przedstawia potwierdzone dokumentami fakty, a na ile jest fabularną fantazją?
– Wszystkie wydarzenia i postacie zostały wymyślone. Prawdziwe jest tylko tło, chociaż z tym, jak to w Polsce, nie wszyscy się zgodzą. Dokumentacja polegała na lekturze dostępnych książek i artykułów. Byłem także na dwóch konferencjach poświęconych grudniowej zbrodni, uczestniczyłem w uroczystości odbywającej się 17 grudnia przy pomniku Ofiar Grudnia. Zrezygnowałem jednak z cytowania prawdziwych historii. Brałem z nich tylko pojedyncze detale, na przykład opowieść matki, która w trumnie syna poprawia krzywo zapięte guziki szpitalnej piżamy. Nie opisywałem prawdziwych postaci, bo wiązałoby się to z niebezpieczeństwem urażenia czyichś uczuć, gdyby opis nie zgadzał się zapisem pamięci rodzin. Poza tym wierzę, że wyobraźnia pozwala wykreować syntetyczną opowieść, która może być ciekawsza niż fakty. Dla mnie dochowywanie wierności prawdzie to kaganiec i krótka smycz. Opisywanie faktów zostawiam historykom.
W polskiej literaturze muzyka, a zwłaszcza współczesna muzyka rozrywkowa, niemal nie istnieje. W „Marynarce” brzmi niemal z każdej strony. Skąd taki pomysł? I skąd taki, a nie inny, dobór utworów do „soundtracku” tej powieści?
– „Marynarka” była początkowo scenariuszem filmowym, a te zwykle ładnie łączą się z muzyką. Gdy piszę, widzę obrazy i słyszę muzykę. Dobór utworów, które „grane są” w „Marynarce” to konglomerat tych które lubię, z tymi które były użyteczne jako metafory. Na przykład gdy włączam w głowie postaci „Should I Stay or Should I Go” łatwiej dostrzegamy jej rozdarcie. Kiedy główny bohater zwalnia idąc z walizką na kółkach po kostce brukowej, robi to po to, by dopasować turkotanie do rytmu psychodelicznego „Switch off” Skinny Patrini, który to utwór ilustruje jego depresję.
Nie zdradzając zbyt wiele zawiłości fabuły, żeby nie psuć przyjemności z lektury: w tej książce zbrodniarz i sędzia zamieniają się miejscami. Czy „Marynarka” jest więc tekstem rewizjonistycznym czy raczej opowieścią o przebaczeniu i o tym, że nic nie jest czarne, ani białe?
– Rewizje zostawiam sędziom i historykom. Przebaczanie, tym którzy zostali skrzywdzeni. Mnie najbardziej interesuje to, jak łatwo przypina się ludziom łatki i jak trudno jest ocenić sprawiedliwie czyjeś życie. W „Marynarce” nic nie jest takie jakie się na początku wydaje. To próba dyskusji z tymi, którzy wszystko i zawsze wiedzą na pewno, a zamiast różnych odcieni szarości widzą tylko czerń i biel, co jest objawem ślepoty.
Na ile wieloletnie doświadczenie w pisaniu scenariuszy serialowych przydało się w tworzeniu tego bardzo dynamicznego i świetnie się „czytającego” tekstu?
– Nie polecam pracy dla telewizji tym, którzy wcześniej nie pisali swoich utworów. To zajęcie, w polskiej wersji, może na zawsze zarazić estetyką sformatowaną na masowego widza. Gdy zaczynałem pisać w serialach, miałem już na koncie dwie powieści i kilka sztuk, ale współpraca z innymi scenarzystami oraz reżyserami dużo mnie nauczyła. Nie ma na żadnej uczelni takiego profesora, który wiedząc o budowaniu fabuły, postaci i dialogów tyle, co główny scenarzysta, byłby w stanie poświęcić autorowi odcinka setki godzin na korekty każdego zdania i pomysłu, tydzień w tydzień przez cztery lata. Nieocenionym doświadczeniem była także możliwość usłyszenia z telewizora swojego dialogu w wykonaniu aktorów i sprawdzenia czy suspens się udał.
Blog autora: www.tomaszewski.edumuz.pl, spotkanie promocyjne powieści „Marynarka” odbędzie się w piątek, 20 grudnia, o godz. 18 w Nadbałtyckim Centrum Kultury, Gdańsk, ul. Korzenna 33/35, prowadzenie: Krystyna Chwin, wstęp wolny.
————————————————–
13 grudnia 2013
DZIENNIK BAŁTYCKI – REJSY
Marek Adamkowicz: „Marynarka” to powieść, która odwołuje się do wydarzeń Grudnia ’70. Trudno jednak nazwać ją powieścią historyczną.
MT: Z pewnością ci, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej o Grudniu, powinni wybrać inne książki. Mnie o wiele bardziej interesowało to, w jaki sposób historia determinuje indywidualny los człowieka. Smutny, jeden z dwóch moich głównych bohaterów, za wszelka cenę stara się o historii zapomnieć. To dlatego swój zespół muzyczny nazwał Amnezja. Nie udaje mu się jednak uciec od przeszłości, podobnie jak Karolowi, drugiej kluczowej postaci powieści. Podobne obciążenie dotyka każdego z nas osobno i naród, jako całość, głęboko dotknięty dramatami historii. Chętniej jednak nazwałbym moją powieść psychologiczną, punk rockową, obyczajową, albo kryminalną.
MA: Pisząc tę książkę trudno było nie wracać pamięcią do tamtych grudniowych dni…
Mieszkałem wtedy blisko historycznego wiaduktu nad torami przystanku SKM Gdynia Stocznia, gdzie padli pierwsi zabici. 17 grudnia obudziły mnie odgłosy strzałów. Mama nie puściła mnie do szkoły. Nad domami latały helikoptery i rozrzucały ulotki. Groza tego dnia docierała do mnie powoli, przez lata, aż znalazła swój obraz w powieści, jako tło wydarzeń współczesnych.
MA: Opisywanie tragedii sprzed 43 lat można odebrać jako próbę rozliczenia się z przeszłością.
W Grudniu zginął Staszek Sieradzan, chłopak z Technikum Chłodniczego, do którego chodziłem. On do klasy maturalnej, ja do pierwszej. W jakiś sposób „Marynarka” jest także oddaniem hołdu starszemu koledze, którego nie dane mi było poznać. Grudzień 1970 był dla mnie największym doświadczeniem formacyjnym. W przeciwieństwie do czasów współczesnych, wtedy wybory moralne były bardzo proste. Dzisiaj w Kijowie też kształtują się postawy młodych ludzi, które zadecydują za jakiś czas o przyszłości Ukrainy. Teraz wrogowie i przyjaciele są dość jasno określeni. Potem, nic już nie będzie takie oczywiste.
MA: Rozmawiamy o przeszłości, a przecież akcja „Marynarki” w przeważającej mierze rozgrywa się współcześnie, poczynając od kwietnia 2005 r., kiedy to przeżywaliśmy śmierć Jana Pawła II.
Wybór czasu powieści wynika wyłącznie z algorytmu budowania struktury narracyjnej. Do roli Smutnego potrzebowałem bohatera, który w czasie współczesnej akcji ma niespełna 40 lat, ale ma jednocześnie, choćby niewielkie wspomnienie z Grudnia. Stąd wyniknął rok 2005. Dla tej postaci śmierć JPII nie ma większego znaczenia. Dla Karola było to wydarzenie mistyczne, po którym podejmuje decyzję będącą skutkiem targowania się z Bogiem. Dlatego rozpocząłem akcję 2 kwietnia 2005.
MA: Niezależnie od wątku kryminalno-sensacyjnego Pana powieść jest swego rodzaju portretem polskiego społeczeństwa. Widać, że kreślonego ręką scenarzysty.
Jako odrębny zawód scenarzysta filmowy w Polsce praktycznie niestety nie istnieje, więc nie mogę go skutecznie uprawiać. Oprócz wielu nienakręconych scenariuszy filmowych napisałem m.in. sztukę dla Teatru TV, słuchowiska dla Teatru Polskiego Radia i ok. 160 odcinków do seriali telewizyjnych. Między innymi do „Pierwszej miłości”, „Galerii”… Podpisywanie się pod tytułami seriali jako ich scenarzysta sprawia mi pewien kłopot, bo zawsze była to praca zbiorowa, w której nie ja byłem szefem. Gdy pytano mnie gdzie pracujesz, mówiłem – w usługach dla ludności. Wiem z jakim uśmiechem politowania spotyka się pisanie dla seriali. Niesprawiedliwie. To wymagające rzemiosło. Napisałem wiele swoich projektów, z którymi znacznie chętniej bym się identyfikował, ale nie udało się ich zrealizować. Nie chcę jednak narzekać. Wyniosłem z tej pracy dobre wspomnienia, znajomość wielu zdolnych ludzi, umiejętność pracy w zespole oraz solidne doświadczenie warsztatowe realnej współpracy na linii producent-scenarzysta-reżyser-aktor. „Marynarka” była wcześniej scenariuszem filmu fabularnego. Mam cichą nadzieję, że historia zatoczy koło i będę mógł kiedyś zaprosić czytelników do kina na film zrealizowany na podstawie książki.
MA: Jeśli to się uda, to możemy być pewni, że film ten nie będzie powtórką „Czarnego czwartku”?
“Marynarka” to opowieść współczesna, pełna zdrad, manipulacji, seksu, zbrodni, zaskakujących zwrotów akcji oraz muzyki, zupełnie inna niż historyczny „Czarny Czwartek”, całkiem zresztą niezły, a dla widzów Trójmiasta bardzo wzruszający. Szczególnie podobały mi się sceny masowe, które były kręcone przez gdyńskiego reżysera Pawła Chmielewskiego, o czym wie niewielu.
————————————————————————–
- BLOG: KRONIKA BŁĘKITNEJ BIBLIOTECZKI 17.04.2014
http://lotta-kronika-pachnacych-kartek.blogspot.com/2014/04/marynarka-mirosaw-to
MONIKA SJOHOLM
Niesamowicie intrygująca powieść, w której podobało mi się wszystko. Samo czytanie to czysta przyjemność- bystra narracja, jest sarkastycznie, dowcipnie, wciągający styl opowieści, wartka akcja. To nie jest powieść historyczna, zahacza jedynie o ”czarny wątek”- grudzień 1970 roku..Pisarz umiejętnie wplata ten dramatyczny epizot, który wypływa poniekąd z serc i dusz bohaterów- jest to bardzo ciekawy zabieg, bo chodzi o jednostkę, o ludzkie dylematy a nie o tendencyjne masowe informacje znane z telewizji. Bardzo podobał mi się początek- robi wrażenie- poznajemy paru ludzi, różnych, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego, wciąga ich historia, właściwie czułam, że idę za ich plecami cały czas, krok w krok- żaden z tych bohaterów nie był ani jednoznaczny ani aniołkowaty- i o to chodzi- są ludzcy.
Karol- szycha trójmiasta, szanowany, bogaty właściciel firmy, który nie cierpi męża swojej córki. Smutny- dawny wokalista zespołu Amnezja, zapomniany i zagubiony człowiek-dwoje głównych bohaterów, łączy tylko jedno- oboje nie umieją uciec od przeszłości choć wydaje im się, że mają ją za sobą. Ciężko opowiedzieć o tej książce- to z tych, które poprostu trzeba przeczytać by poczuć, opowiada się o wiele trudniej. Książka biegnie dwutorowo- kwiecień 2005, i grudzień 1970 we spomnieniach. Jest to super połączone, wszystko w tej lekturze płynie. Gorąco wam polecam. Ciekawa i dobra powieść.
Autorka: Dom polsko-fiński, mieszka w Irlandii.
——————————————————————-
- BLOG: KULTURA MAIALIS Recenzja z 18.04.2014 Dominika Brachman
http://kulturka-maialis.blogspot.com/2014/04/ksiazka-8…
Od przeszłości nie można uciec. Niby wszyscy znamy tę prawdę, a jednak o niej zapominamy. Przeszłość jednak ma to do siebie, że lubi upominać się o swoje…
Karol Jarczewski jest sześćdziesięcioletnim, majętnym przedsiębiorcą. Wydaje się że poza nielubianym zięciem Witkiem, dążącym do przejęcia jego firmy, nie ma innych zmartwień. Dlaczego jednak postanawia pomóc Adamowi, byłemu wokaliście punkrockowego zespołu, obecnie imającego się wielu różnych zleceń? Okazuje się, że rozwiązanie zagadki znajduje się w historii.Grudzień roku 1970. Czas, który na kartach historii zapisano krwią zastrzelonych stoczniowców. Ludzi, którzy po prostu szli do pracy, ale przywitała ich ostra amunicja. W sumie w całym kraju poległo 41 osób, w Gdyni – 18. I właśnie ten czas został przez pana Mirosława przyjęty jako punkt wyjścia dla jego opowieści. Bo choć od tych wydarzeń minęło ponad 30 lat, w najbliższych zarówno ofiar, jak i oprawców czas ten ciągle jest żywy…Jest mi niezwykle trudno pisać o tej książce, bo mam wiele niepoukładanych dygresji i opinii, niemniej – spróbuję je logicznie ułożyć. Zacznijmy od tego, że za najmocniejszy punkt tej książki uważam właśnie jej historyczne tło i problematykę rozliczania PRLu, którą porusza. Wiele jest publikacji popularnonaukowych na ten temat, ale nie każdy (w tym ja) czuje się na siłach, żeby je czytać. Tutaj dostajemy zaś solidną porcję historycznej wiedzy, bez zbytniego moralizowania i oceniania, zamkniętą w przystępnej formie powieści obyczajowej.
Oprócz tego, sam pomysł na książkę jest ciekawy. Oto bowiem Witek, znienawidzony zięć, zleca redaktorowi „Głosu Bałtyckiego” napisanie książki o… wydarzeniach Grudnia. Dlaczego? Komu zostanie to zlecone? Kto z kim się dzięki temu pozna i co z tego wyniknie? I jaki wpływ będzie to miało na życie wszystkich bohaterów? Na te wszystkie pytania odpowiedź znajdziecie w książce! Do tego dochodzi nam kilku naprawdę świetnie skonstruowanych bohaterów, wśród których chyba każdy znajdzie kogoś podobnego do siebie: ambitną dziennikarkę, szukającego swojego miejsca dorosłego mężczyznę, zaradnego przedsiębiorcę, jego córkę i zięcia oraz kilku innych, z których każdy jest inny i inne wartości uznaje za najważniejsze.Niestety, momentami odniosłam wrażenie, że mnogość wątków, poruszanych w tej książce, jest zbyt duża i czułam się nimi przytłoczona. W mojej skromnej opinii, Autor mógł zrezygnować z kilku wątków, chociażby hotelu, stylizowanego na PRLowskie cele, a w zamian rozwinąć trochę portrety psychologiczne bohaterów, bo zagłębianie się w nie było prawdziwą przyjemnością i wzbudzało we mnie duże zainteresowanie. Na początku było mi również trudno połapać się w konstrukcji powieści, dopiero później zrozumiałam, że ten kolaż scen coraz bardziej zaczyna się z sobą łączyć.”Marynarka” to książka, która pokazuje, jak łatwo jest nam osądzić innych i przyczepić łatkę, której często nie da się już zerwać. Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje na początku. Autor nie ocenia i nie próbuje wybaczać, czy rozgrzeszać. To dobrze napisana książka, która z pewnością przypadnie do gustu zainteresowanym tematami PRLu, ale także czytelnikom literatury, która pod lekką formą skrywa treść zmuszającą do przemyśleń.
Moja ocena: 6/10
Na imię mam Dominika, urodziłam się dwadzieścia lat temu. Obecnie studiuję dziennikarstwo i mam nadzieję, że właśnie z tym zawodem uda mi się związać moją przyszłość.
——————————————————————
http://www.zapiski-okularnicy.pl/2014/04/mirosaw-tomas…
3. BLOG: ZAPISKI OKULARNICY
Napisała Małgorzata Maćkowiak
Marynarka to „męska” książka. Zaczynając czytać odniosłam takie właśnie wrażenie. I nie chodzi tu już nawet o to, że została napisana przez mężczyznę, po prostu idzie wyczuć taki klimat. Tytuł też nasuwa skojarzenia z męskością – chociaż akurat to ma też związek z marynarką, która jest tutaj istotnym elementem. Mirosław Tomaszewski napisał niewątpliwie dobrą książkę, która pokazuje jak czasem łatwo przykleić komuś łatkę, jak łatwo ocenić i potępić – a nie zawsze wszystko jest takie jak nam się wydaje. No i co ważne – zemsta nie zawsze popłaca – kij ma dwa końce.
Sylwester 2004 roku, Warszawa. Umierający na raka mężczyzna ogląda w samotności telewizję, kiedy do jego mieszkania włamuje się dwóch bandytów. Nie chcą pieniędzy. Szukają tajemniczej koperty ZO171270. Gospodarz nie domyśla się, dlaczego jej zawartość stała się cenna. Kiedy napastnicy dostają to, po co przyszli, zabijają świadka. 1 kwietnia 2005 roku, Trójmiasto. Wydaje się, że sześćdziesięcioletni Karol Jarczewski, właściciel prosperującej firmy Karo, szanowany mieszkaniec Gdyni, ma tylko jeden problem. Jest nim Witek, którego zatrudnił dziesięć lat wcześniej. Chorobliwie ambitny chłopak, mąż córki Jarczewskiego, wyraźnie dążący do przejęcia całego przedsiębiorstwa. Pewnego dnia redaktor naczelny ,,Głosu Bałtyckiego”, erotoman i marzący o sławie niespełniony pisarz, dostaje od Witka propozycję – ma napisać książkę o wydarzeniach grudnia 1970.
Gdy tylko zaczęłam czytać „wciągnęła” mnie postać tajemniczego fotografa, który ma kiepsko zakończyć swój żywot. Wydał mi się intrygujący, realny i namacalny Jednak zuchwale autor przeszedł do innego mężczyzny i jego życiorysu. Później znów był kolejny (stąd właśnie to odczucie, o którym wspominałam na początku) i tak przechodzimy płynnie od jeden postaci do drugiej, co jest odmianą i nie pozwala za długo „nudzić się” przy jednej postaci. Mamy do czynienia z kilkoma postaciami, z ich myślami i życiorysami. Jeśli już jesteśmy przy postaciach to muszę przyznać, że są ciekawe, bardzo realistyczne, naturalne – z wadami, humorami, z planami i z przeszłością. Wszystkie postacie idealnie odzwierciedlają klimat panujący w książce i są do niej idealnie stworzone. Jeśli mam już wymieniać zalety, to od razu podkreślę, że jest ona nieprzewidywalna i zaskakuje, co mnie bardzo ucieszyło, gdyż z każdą przeczytaną stroną mogłam spodziewać się praktycznie wszystkiego. Książka została oparta na historycznych wydarzeniach, a mianowicie na grudniu 1970 roku, który zapisał się na kartach historii krwawymi literami. Całość jest naprawdę bardzo dobra i wciągająca a autor doskonale wpisał do całości wątek historyczny, dzięki któremu czytelnik może dowiedzieć się czegoś na temat tamtego jakże tragicznego dnia i wydarzeń z nim związanych. Jedno co pisarz mógł sobie spokojnie podarować, to hotel stylizowany na PRLowskie więzienie, które kojarzy mi się z pewnym filmem (którego tytułu nie pamiętam), gdzie ludzie byli poddawani eksperymentowi, podzielono ich na grupę więźniów i strażników – a od razu zaznaczam, że na dobre im to nie wyszło psychicznie i fizycznie. Do reszty nie mogę się doczepić, lubię gdy postacie coś łączy i ich losy się przecinają po drodze. Co z tego wyniknie? Jaki będą mieli na siebie wpływ? Tego dowiecie się czytając. Autor nie ocenia, nie moralizuje ani nikogo nie potępia w swojej książce. Ukazuje on jednak fakty, które są interesujące i wciągają czytelnika. Książka z pewnością zainteresuje fascynatów PRL-u. Z całą pewnością mogę ją polecić.
——————————————————————-
Recenzja napisana 24 kwietnia 2014 przez Agnieszkę Chodkowską-Gyurics na blogu POLEKTURZE http://polekturze.blogspot.com/2014/04/miroslaw-tomaszewski-marynarka.html
BEZ ROZLICZEŃ
OPOWIEŚĆ O POTOMKACH GRUDNIA
Im dłużej żyję, tym bardziej przekonuję się, że prawdziwą panującą w Polsce religią jest kult historii. Religia ta, z całym panteonem bóstw, tych dobrych i tych złych, rządzi naszym życiem: czasem jednoczy, czasem dzieli, ale mało kto jest wobec niej obojętny. Odległe wydarzenia wciąż wywierają niemały wpływ na nasze życie, bywa że przejmujemy się nimi bardziej niż tym co dzieje się tu i teraz.
O tym właśnie, o wpływie historii na nasze życie, opowiada „Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego. Choć główna akcja książki – piszę „główna”, gdyż sporo jest w powieści retrospekcji – toczy się w roku 2005, to osią, punktem spajającym fabułę są wydarzania grudniowe. Obserwujemy jak tragiczny epizod z dziejów Polski kształtował losy i postawy ludzkie. Co więcej, widzimy, że mimo upływu lat nadal je zmienia.
Czym jest Grudzień 1970 dla Polaków żyjących w XXI wieku? Dla młodego pokolenia jest historią równie odległą jak Powstanie Styczniowe, dla trochę starszych – opowieścią rodziców, dla jeszcze starszych – mętnym wspomnieniem z dzieciństwa, a dla najstarszych bolesnym fragmentem życiorysu.
Na kartach „Marynarki” spotykamy bohaterów reprezentujących różne pokolenia i poglądy: rodziny ofiar Grudnia i tych, którzy strzelali, byłego sędziego uczestniczącego w procesach demonstrantów i lekarkę pomagająca rannym, dziennikarkę próbującą budować karierę sensacyjnymi publikacjami i uciekającego od przeszłości byłego punka. Co ciekawe, żadna z postaci nie jest do końca jednoznaczna. Kreśląc sylwetki bohaterów Tomaszewski nie stosuje czerni i bieli, a jedynie różne odcienie szarości, co najwyżej przesuwa akcenty w jedną lub drugą stronę. Autor nie dzieli swych bohaterów na tych dobrych i tych złych. Opowiada historię, bezstronnie (na ile to możliwe) pokazując fakty i motywacje, a ocenę pozostawia czytelnikowi. W kraju, gdzie pogoń za widmami komunizmu zajmuje polityków (a i wielu „zwykłych” obywateli) bardziej niż totalna zapaść służby zdrowia, kryzys ekonomiczny, masowa emigracja czy rekordowe bezrobocie, takie wyważone podejście do przeszłości zasługuje co najmniej na uwagę. Z komercyjnego punktu widzenia, dla autora dużo korzystniej byłoby napisać kolejną „demaskatorską” pozycję, najlepiej nieco skandalizująca. Zapewniłoby to zainteresowanie prasy, a tym samym wzrost nakładu. Chwała Tomaszewskiemu za to, że tej pokusie nie uległ i pozostał wierny swojej wizji. Dzięki temu powstała książka nieszablonowa, inna niż większość pozycji rozliczeniowych.
„Marynarka” nie jest ani reportażem, ani pozycją publicystyczną. Jest powieścią i w takich kategoriach należy ją oceniać. Ma podstawową zaletę, bez której porządna powieść nie może istnieć – jest ciekawa i wciągająca. Książkę Tomaszewskiego czyta się dobrze, z zainteresowaniem, postaci i ich perypetie budzą autentyczne emocje. Do tego dodać należy niezły warsztat: język jest potoczysty, jędrny, a jednocześnie elegancki, dialogi naturalne. Co więcej, autor nie uległ paskudnej modzie na stosowanie wulgaryzmów – potrafi świetnie wyrazić emocje stosując w pełni parlamentarne słownictwo nie popadając przy tym w sztuczność. To doprawdy rzecz niełatwa.
Natomiast po stronie minusów należy odnotować nierówne tempo – kilka razy akcja „siada” zagubiona w nieco zbyt rozwlekłych niepokojach moralnych bohaterów. Nie jest to jednak tendencja dominująca, a jedynie drobna wpadka, nie wpływająca na ogólnie pozytywny odbiór powieści.
Pora na podsumowanie. „Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego to dobra książka, może nie wybitna, ale bez wątpienia dobra, zasługująca na uwagę. Czas poświęcony na lekturę z pewnością nie będzie czasem zmarnowanym.
——————————–
29 kwietnia 2014, portal: Trójmiasto.pl
Borys Kossakowski
Kto by przypuszczał, że historia Grudnia ’70 może jeszcze kogokolwiek zaskoczyć? Gdynianin Mirosław Tomaszewski uczynił z niej zalążek wciągającego thrillera, którego akcja toczy się na ulicach Trójmiasta. Pomiędzy Sea Towers a Zieleniakiem rozgrywa się dramat, w którym zmagają się ze sobą miłość i śmierć.
„Marynarka” to thriller z historią w tle. Nina to młoda dziennikarka „Głosu Bałtyckiego”. Adam to były punkowiec, syn zastrzelonego stoczniowca. Ich losy łączą się podczas przypadkowego spotkania na pewnym koncercie. O tym, że w życiu nie ma przypadków oboje przekonują się, gdy Nina dostaje zlecenie na książkę reporterską o tragedii Grudnia ’70. Z ich przypadkowego spotkania nagle rodzi się szansa na nowe życie – sfrustrowani pracą i niepowodzeniem w życiu osobistym nagle trafiają na żyłę złota, która może zaspokoić zarówno potrzeby zawodowe, jak i sercowe.
W życiu jednak nie ma nic za darmo i każdemu z nich przyjdzie zapłacić odpowiednią cenę. W grze bowiem biorą udział jeszcze inni gracze, a każdy ma swój cel. Fundatorem książki jest Witek Skalski, zięć milionera Karola Jarczewskiego, który z niewiadomych przyczyn postanowił zatrudnić cynicznego ex-punka Adama w swoim imperium. Jest jeszcze redaktor naczelny „Głosu Bałtyckiego” – Jan Badowski. Książka Niny zmieni życie każdego z nich.
Mirosław Tomaszewski ma na swoim koncie setki stron scenariuszy do seriali telewizyjnych (m.in. „Pierwsza miłość”). W jego „Marynarce” czuć więc oszczędność w formie i dynamikę, które pchają akcję do przodu. Potrafi budować napięcie, z lekkością rzuca bohaterów w wir akcji. Rezygnuje z zagłębiania się w psychologię postaci czy poetyckich opisów miejsca akcji. Mimo to czytelnik cały czas doskonale wie, co i gdzie się dzieje w powieści.
Niemal każdy z krótkich rozdziałów „Marynarki” kończy się zawieszeniem, a następne strony zabierają czytelnika w inny wątek. Tomaszewski jest za pan brat z kryminalną techniką suspensu, korzysta z niej w sposób zgrabny i niezbyt nachalnie. Dzięki temu czytelnik nie ma wrażenia, że autor nim manipuluje (jak choćby w przypadku „Kodu Leonardo da Vinci” Dana Browna). Tomaszewski nie buduje nadmiernie zawiłych konstrukcji, dzięki temu jego historia zyskuje na wiarygodności.
Mieszkańcy Trójmiasta tym bardziej mogą wczuć się w losy bohaterów, bowiem autor miejscem akcji uczynił Gdynię, a także Sopot i Gdańsk. Z policyjną skrupulatnością zapisuje w tytułach rozdziałów kolejne „plany filmowe”: Dom Karola na Kamiennej Górze, Cmentarz Witomino, Mieszkanie Adama na Morskiej, Redakcja „Głosu Bałtyckiego” w Gdańsku. Ta skrupulatność czasami go gubi, bowiem fikcyjna gazety ma się mieścić na 18. piętrze Zieleniaka. A Zieleniak, w którym znajduje się siedziba Trójmiasto.pl pięter ma tylko 16. Ta szczegółowość może też okazać się nieco nużąca dla czytelników, którzy Trójmiasta nie znają.
Mnie nużył nieco język narracji Tomaszewskiego, który w pierwszej połowie swej powieści prowadzi akcję jakby z pozycji głównego bohatera, a nie niezależnego obserwatora. Jego cynizm, ostentacyjny nihilizm i pewna egzaltacja w opisach (na przykład pierwszego kochanka córki Karola narrator nazywa „krwawym kolonizatorem”) sprawia, że wszyscy bohaterowie wydają się w podobny sposób myśleć o świecie. W drugiej połowie na szczęście narrator staje się bardziej przezroczysty, dzięki temu czytelnik może się skupić na losach bohaterów.
Co nie znaczy, że Tomaszewski rezygnuje ze swojej obecności. Zaznacza ją niemal w każdym rozdziale, dokładnie opisując utwory muzyczne towarzyszące bohaterom. Dla jednych może to być męczące (zwłaszcza gdy czytelnik gustuje w innej muzyce niż autor). Jednak ten chwyt ma swoje uzasadnienie w fabule, w końcu Adam jest byłym muzykiem punkrockowego zespołu Amnezja. Warto więc uruchomić w komputerze lub telefonie aplikację typu Spotify lub Deezer i na bieżąco śledzić towarzyszące bohaterom utwory, które układają się w ścieżkę dźwiękową „Marynarki”.
Może dzięki temu „Marynarkę” Mirosława Tomaszewskiego czyta się jak dobry scenariusz filmowy. Akcja trzyma w napięciu, bohaterowie budzą emocje, dzięki temu książka wciąga i – zwłaszcza pod koniec – trudno się od niej oderwać.
Czytaj więcej na:
http://kultura.trojmiasto.pl/Grudzien-70-punk-rock-milosc-i-smierc-Recenzja-Marynarki-Miroslawa-Tomaszewskiego-n79234.html#tri
——————————————
Agnieszka Pacocha
29 kwietnia 2014
http://kultuar.blogspot.com/2014/04/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html
Jestem z pokolenia, które nie zna innej Polski niż ta niepodległa, wolna od wojen, zamieszek, domowych zawieruch. Moja Polska zawsze była krajem wewnętrznego spokoju – owszem, polityczni krzykacze również od zawsze byli w niej obecni, jednak nigdy nie doszło do takiej sytuacji, w której bezpieczeństwo obywateli byłoby bezpośrednio zagrożone, tak jak miało to miejsce choćby podczas wydarzeń grudniowych w Gdyni w 1970 roku, kiedy to podczas Czarnego Czwartku protesty robotników zostały brutalnie stłumione, w efekcie czego zginęło 16 osób. 17 grudnia na zawsze wpisał się na karty historii współczesnej Polski, w najgorszy z możliwych sposób.
To właśnie do tych wydarzeń nawiązuje w swojej najnowszej książce Mirosław Tomaszewski, autor scenariuszy filmowych oraz m.in. dramatów „Stroiciel” i „Jak bracia” oraz powieści „Ugi” i „Pełnomocnik”, aczkolwiek akcja dzieje się współcześnie, w roku 2005 w cieniu przełomowego momentu jakim była śmierć papieża Jana Pawła II, od niedzieli już świętego. Główny bohater, Adam, ksywa Smutny, jest
mocno pogubionym w życiu czterdziestolatkiem. Za czasów komuny uwielbiany przez tłumy frontman zespołu Amnezja, dzisiaj człowiek, który nie potrafi długo zagrzać miejsca w jednej robocie, głównie przez wierność swoim ideałom (Punk is not dead!), czytaj: totalny brak jakiegokolwiek konformizmu. Nawet jego związki z kobietami nie wytrzymują próby czasu, wszystko jednak w życiu stanie na głowie, gdy na swojej drodze spotka kobietę idealną w osobie Niny, która zbliża się do niego pod pretekstem pisania artykułu o Amnezji do gazety, gdzie pracuje. Artykuł czyta Karol Jarczewski, sześćdziesięcioletni gdyński biznesmen, człowiek wszechstronny, szanowany filantrop, który ku zdumieniu Adama zgłasza się do niego z nietypową propozycją pracy. W międzyczasie szef redakcji, w której pracuje Nina, również otrzymuje pewną propozycję, a mianowicie wydania książki o wydarzeniach z 17 grudnia, a jej napisania podejmuje się właśnie dziewczyna. Zlecającym jest nie kto inny jak zięć Karola, Witek, który darzy teścia niczym nieskrępowaną nienawiścią; pozostaje tylko pytanie, jaki może mieć cel w przywoływaniu zdarzeń, które dzisiaj nie są już tak sensacyjne i atrakcyjne medialnie jak kiedyś?
Muszę przyznać, że generalnie dość ostrożnie podchodzę do książek, których akcja zahacza o takie kamienie milowe we współczesnej historii Polski; wydarzenia te są dość świeże, a to czego mi z reguły brakuje w takich książkach, to zachowanie odpowiedniego dystansu, tak, aby osoba niezaznajomiona z tematem nie została przytłoczona nadmiarem informacji i uczuć. „Marynarka” właśnie taki dystans zachowuje, przez co na pierwszym planie znajduje się przede wszystkim rozwój akcji, a nie tło wydarzeń. Nie jest to książka historyczna – sam autor radzi, aby nie traktować jej jako przewodnika po Grudniu 1970, co nie jest zbyt trudne, bo to opowieść raczej utrzymana w stylistyce sensacyjnej, która oferując wiele rozrywki podczas czytania, stawia jednocześnie trudne pytania przed czytelnikiem. Czy człowieka, który ma na sumieniu śmiertelny grzech, ale całe życie postępuje tak, aby zadośćuczynić innym, czy takiego człowieka ciągle należy osądzać za zło, którego się dopuścił wiele lat temu? Czy odpowiada się za krzywdę wyrządzoną innym w imię władzy, której się przysięgało wierność, nawet jeśli wykonywało się rozkazy wbrew swojej woli? Czy ten, kto przy użyciu wszelkich możliwych środków, często niemoralnych, usiłuje obnażyć zło, jakiego dopuścił się inny człowiek, czy takie postępowanie ma rację bytu? Czy można uciec od własnej przeszłości? Już sam tytuł książki jest wymownym symbolem wiążącym przeszłość i przyszłość. W momencie, gdy Smutny dostaje świetnie płatną pracę i zaczyna nosić marynarki, jego punkowe podejście do życia wydaje się odchodzić w zapomnienie na rzecz luksusowego nonkonformizmu, aż do chwili, gdy w jego rękach ponownie znajduje się stara, wygrzebana z piwnicy marynarka, noszona przez jego ojca w dniu śmierci i podziurawiona w miejscu, gdzie została zadana śmiertelna rana.
„Marynarkę” czyta się wyśmienicie, czuć, że została napisana przez człowieka z doświadczeniem w pisaniu scenariuszy. Akcja ani na chwilę nie traci nic z tempa, język książki jest soczysty i ironiczny, co mi bardzo odpowiadało. Element, który zwraca uwagę, to liczne odniesienia do piosenek, które tworzą w głowie czytającego swoisty soundtrack, nadający specyficzną atmosferę książce. Bohaterowie są niejednoznaczni, ani kryształowo dobrzy, ani źli do szpiku kości, czasami tylko irytowała mnie postać Adama, nie na darmo zwał się Smutny, czasami może za smutny.
Książkę zdecydowanie polecam, i tym, których interesują takie nawiązania historyczne, i tym, którzy mają przede wszystkim ochotę na dobrą polską współczesną literaturę z odrobiną sensacji.
————————————
„Naród, który nie pamięta swojej historii nie jest wart przeżycia.” Te słowa wypowiedział kiedyś Jan Paweł II. Dotychczas nie bardzo interesowałam się przeszłością naszego kraju, ale postanowiłam zmienić swoje nastawienie w tej kwestii. Dlatego kiedy przypadkiem w moje ręce trafiła ,,Marynarka’’ Mirosława Tomaszewskiego, powieść bardzo mocno zakorzeniona w tematyce wydarzeń grudniowych z 1970 roku, postanowiłam dać jej szansę poznania. Czy warto było? Zanim się tego dowiemy pokrótce przedstawię fabułę.Warszawa. Sylwester 2004 roku. Do mieszkania umierającego na raka mężczyzny włamuje się dwóch bandytów, którzy szukają tajemniczej koperty ZO171270. Kiedy napastnicy dostają to, po co przyszli, zabijają świadka. Następnie akcja rozgrywa się w Trójmieście, 1 kwietnia 2005 roku, gdzie poznajemy sześćdziesięcioletniego Karola Jarczewskiego, szanowanego właściciela dobrze prosperującej firmy Karo. Majętny przedsiębiorca pewnego dnia postanawia pomóc Adamowi (o pseudonimie Smutny), byłemu wokaliście punkrockowego zespołu Amnezja, który obecnie jest bez żadnych perspektyw na przyszłość. Chłopak nieustannie żyje przeszłością. Jego ojciec zginął grudniu 1970 roku od śmiertelnego postrzału. Pozostała po nim jedynie marynarka z dziurą od kuli. Co łączy tych dwóch nieznanych siebie mężczyzn? Czy ma to jakiś związek z dokumentami ukradzionymi rok wcześniej w stolicy? Już wkrótce cała prawda wyjdzie na jaw, a ukryta, tragiczna przeszłość obudzi się z letargu.To moje pierwsze spotkanie z twórczością Mirosława Tomaszewskiego. Autor ukończył Politechnikę Gdańską. Jest pisarzem i dramaturgiem, z wykształcenia inżynierem, współtwórcą trzech patentów z dziedziny budowy maszyn. W swoim dorobku literackim posiada m. in. „Pełnomocnik” (1992), „Stroiciel” (1995), „Jak bracia” (1996) oraz kilkadziesiąt scenariuszy filmowych.
Moja znajomość wydarzeń z ,,czarnego czwartku’’ jest znikoma. Z podstawowych informacji znalezionych w sieci dowiedziałam się, że 17 grudnia 1970 r. w Gdyni wojsko otworzyło ogień do robotników idących do pracy. Było to najtragiczniejsze wydarzenie w czasie pacyfikacji robotniczych protestów na Wybrzeżu dokonanej przez władze komunistyczne – w jej wyniku zginęło 45 osób, a 1 165 odniosło rany. Bezpośrednią przyczyną strajków i demonstracji była wprowadzona 12 grudnia podwyżka cen detalicznych mięsa, przetworów mięsnych oraz innych artykułów spożywczych.
Jeden z powodów, który skłonił pana Mirosława do napisania tej książki był tragicznie zmarły w tamtych czasach Staszek Sieradzan, uczeń klasy maturalnej z Technikum Chłodniczego, do którego autor także uczęszczał (chodził wtedy do pierwszej klasy). Wprawdzie obaj chłopcy nigdy się nie poznali, mimo to Tomaszewski postanowił oddać hołd starszemu koledze. Bardzo piękny, wzruszający gest.
Na początku przytłoczyła mnie mnogość wątków. Miałam wrażenie jakbym weszła do labiryntu, z którego nie mogę znaleźć wyjścia i ciągle błądzę zagłębiając się coraz bardziej w jego wnętrzu. Na szczęście po jakimś czasie ten dyskomfort rozpłynął się niczym poranna mgła. Fabuła oscyluje wokół kilku pozornie niezwiązanych ze sobą ludzi, którzy jednak w pewien sposób uzupełniają się. Spotkamy między innymi zaradnego biznesmena Karola, jego córkę oraz zięcia, byłego muzyka Adama, jak również Ninę, ambitną dziennikarkę oraz jej żądnego sławy szefa. Każda z tych postaci to wyjątkowa indywidualność, z określonymi cechami charakteru, nastawieniem i upodobaniami. Są prawdziwi, niewyidealizowani, nikt nie jest jednoznacznie dobry, czy jednoznacznie zły. Aczkolwiek zabrakło mi trochę lepszego odwzorowania głębi charakterologicznej, niemniej jednak ogółem nie było tak źle.
Historia toczy się dwutorowo – wydarzenia z teraźniejszości przeplatane są licznymi retrospekcjami z przeszłości z 1970 roku. Osobiście nie lubię takiego zabiegu, ale w tym przypadku autor całkiem zgrabnie, naturalnie, bez nacisku czy sztuczności połączył współczesność z historycznymi dziejami. Całość napisana jest lekkim stylem, nie gryzie się jednak z poważną tematyką. Tempo akcji nie wydaje się jakoś specjalnie szaleńcze, ale na pewno nie grozi nam stagnacja. Dodatkowego smaczku dodaje muzyka rozrywkowa, która delikatnie pobrzmiewa w tle.
“Marynarka” to współczesna powieść obyczajowo-sensacyjna ze szczyptą kryminału, historii, psychologii, dramatu i punk rocka. Wszystko, co odnosi się do faktów grudniowych poraża autentyzmem i wiarygodnością. Trzeba jednak pamiętać, że owe wydarzenia i postacie w rzeczywistości nie istnieją. W mniemaniu pisarza prawdziwe jest tylko tło, które zostało nakreślone z niebywałą precyzją. Na plus oceniam także twarde i jasne rozliczenie z czasami PRL-u. Nie ma tu żadnego moralizowania, idealizowania, upiększania, czy wyolbrzymionego cierpiętnictwa. W bohaterach dostrzega się Człowieka przez duże „C”, razem ze wszystkimi jego wadami.
Serdecznie polecam tę nietuzinkową, przejmującą powieść z Grudniem ’70 w tle. Dzięki niej zrozumiesz, że nic na tym świecie nie jest ani białe ani czarne – jest za to mnóstwo odcieni szarości. Często łatwo przychodzi nam osądzać, oceniać, potępiać drugiego człowieka za złe postępowanie, nie zdając sobie nieraz sprawy z tego, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. A potem trudno pozbyć się raz przypiętej etykiety, gdyż dana osoba zostaje już mocno „zaszufladkowana”.
Podsumowując. To kawał dobrze napisanej prozy, którą czyta się nadzwyczaj swobodnie pomimo nie najłatwiejszej tematyki. Myślę, że przypadnie do gustu miłośnikom czasów PRL-u oraz każdemu, kto pragnie poznać cząstkę historii, którą kiedyś napisało życie. Zapraszam wszystkich zainteresowanych.
—————————————
Nieidentyczna, 3 maja 2014
http://nieidentyczne-polki.blogspot.com/2014/05/wirus-przeszosci.html
Wirus przeszłości
Na Wybrzeżu robotnicy wychodzą na ulice, aby wyrazić swój protest przeciwko drastycznym podwyżkom cen żywności. Społeczność strajkuje próbując w ten sposób bronić swoich praw. Demonstracje tłumione są siłą, milicja używa gazu łzawiącego i pałek. Wielu protestujących zostaje w tym czasie aresztowanych. Jednak największy dramat rozgrywa się 17 grudnia w Gdyni. To właśnie wtedy wojsko i milicja otwierają ogień do robotników.
Według oficjalnych danych, w czasie zamieszek grudniowych, które miały miejsce na terenie Gdyni, Gdańska, Szczecina i Elbląga zginęło w sumie 45 osób, 1165 zostało rannych, a kilka tysięcy zatrzymanych.
Początkowo miałam obawy, że mnogość postaci, a tym samym wątków pojawiająca się na pierwszych stronach powieści wprowadzi chaos i zamieszanie, ale na szczęście tak się nie stało. Losy nowych bohaterów zaczynały stopniowo łączyć się z życiorysami osób poznanych wcześniej, aby ostatecznie jak puzzle ułożyć się w jedną całość.
Akcja książki rozgrywa się w roku 2005. Majętny i wpływowy przedsiębiorca Karol Jarczewski, to człowiek, który wydawać by się mogło osiągnął w życiu wszystko. Jego interesy kwitną, ma oddanych przyjaciół i ukochaną córkę, która według niego niestety źle ulokowała uczucia. Magda, oprócz bycia dzieckiem bogatego biznesmena, jest również żoną Witka, w którym teść dopatruje się najgorszych intencji na każdym polu. Mamy również okazję poznać życie człowieka o pseudonimie Smutny, czyli Adama, byłego wokalisty kapeli punk rockowej, który nie potrafi uporać się z przeszłością. I jest też Nina, ambitna dziennikarka „Głosu Bałtyckiego”, której dotychczasowa praca nie przynosiła satysfakcji i rozgłosu, na jaki jak sama uważa zasługuje.
Wszystkich wymienionych powyżej, połączą w pewien sposób wydarzenia grudnia ’70. Nie chcę jednak zdradzać zbyt wielu szczegółów, aby nie psuć Wam radości odkrywania poszczególnych zazębiających się ze sobą zdarzeń.
Powieść na pewno skłania do refleksji i mimo tego, że przedstawione postacie od początku do końca są fikcyjne, jednak wydarzenia pojawiające się w tle są już jak najbardziej prawdziwe, co dodatkowo potęguje dramat człowieka i działa na emocje. Do dnia dzisiejszego żyją ludzie, którzy przeżyli w tamtym okresie osobiste tragedie i do tej pory trwają w tych wydarzeniach jak w letargu. Może w takim razie warto poznać ich historie i pamiętać o tym, co się stało. Bo jeśli nie my, to kto?
Mirosław Tomaszewski – rodowity Gdynianin. Z wykształcenia inżynier, współtwórca trzech patentów z dziedziny budowy maszyn. Do tego pisarz, dramaturg, scenarzysta. Autor takich powieście jak „Pełnomocnik” i „Ugi”. Napisał kilaset scenariuszy odcinków do polskich seriali – m.in. Pierwszej miłości.
Jego najnowsza książka „Marynarka” to powieść obyczajowa, której akcja rozgrywa się w Trójmieście, w czasach współczesnych – dokładniej w 2005 roku. Jednak w moim odczuciu jest to tylko tło dla prawdziwej historii, tej która rozegrała się wiele lat w 1970.
Głównymi bohaterami są Adam i Karol. Pozostałe postacie krążą wokół nich niczym satelity. Początkowa wielowątkowość akcji, różnorodność postaci i mnogość ich historii może wydać się komuś przytłaczająca. Ja jednak zauważyłam w nich te delikatne połączenia. Motyw niczym z amerykańskich filmów bardzo mi się podobał – autor ukazał tym samym, że świat wcale nie jest tak wielki, i że nasz los może spleść się z losem innych osób już na zawsze chociaż my jeszcze tego nie wiemy.
Tak właśnie było w przypadku Adama i Karola. Ich los połączył grudzień 1970 roku, ale o tym musicie przeczytać sami. Chciałabym powiedzieć więcej lecz książka zasługuje na lekturę a w ten sposób zmuszę was abyścia sami odkryli co się wtedy wydarzyło.
Mural wzdłuż ul. Janka Wiśniewskiego upamiętniający marsz robotników
Wracając do bohaterów. Adam – syn stoczniowca zastrzelonego na prześciu łączącym ul. Marchlewskiego z ul. Czerwonych Kosynierów (obecnie Morska i Wiśniewskiego) tuż obok stacji SKM Gdynia Stocznia. Niestety ten bohater strasznie mnie irytował. Był ofiarą tamtych wydarzeń poprzez stratę ojca w bardzo młodym wieku ale w moim odczuciu nie usprawiedliwia to wielu z jego zachowań. Uważam, że Adam to życiowy nieudacznik, eks-punck z wygórowanym mniemaniem o sobie.
I jego przeciwwaga Karol. Przesympatyczny staruszek, trójmiejski potentat, właściel sieci hoteli i restauracji. O Karolu mogłabym opowiadać długo bo wzbudził we mnie ciepłe uczucia. Nie zrobię tego aby nie zdradzić zakończenia, którego ja się domyśliłam ale wam również dam na to szansę. Powiem jedynie, że ostatecznie było mi go żal gdy ogólna nienawiść przybrała patriotyczne barwy.
W książce tej znajdziemy również wątek pisania książki o wydarzenia z grudnia 1970 przez pewną dziennikarkę „Głosu Bałtyckiego”. Chociaż zdaję sobie sprawę, że przedstawione wspomnienia ludzi biorących udział w tamtych wydarzeniach są fikcją literacką to i tak chętnie przeczytałabym więcej takich historii. Może i są wymyślone ale zapewne takie lub podobne miały miejsce naprawdę.
Pomnik Ofiar Grudnia 1970 w Gdyni tuż przy stacji SKM Gdyni Stocznia
„Niska konstrukcja z nierdzewnej stali
zespawana była z czterech przytulonych do siebie cyfr: 1,9,7,0.
– Pani spojrzy na siódemkę. – Antoni wskazał na złamaną w dwóch miejscach,
klęczącą cyfrę, z której podnóża wystawały stalowe robociarskie buty.
– Ona upada jak postrzelony człowiek.”
W jednym z wywiadów autor przynał, że m.in. powodem napisania tej książki była „próba opowiedzenia historii Grudnia w sposób, który przyciągnie do lektury także młodszych czytelników”. Z pewnością mu się to udało. Lektura jest łatwa w obiorze. Język nie jest zawiły i niezrozumiały. Wszystko jest wyważone i w sam raz. Potrzeba tylko trochę wrażliwości a powieść zagra na właściłych strunach. Mnie wzuszyła do głębi. I dopiero po skończemu książki zauważyłam pewne detale na okładce jakże istotne, a wcześniej niedostrzegalne dla mojego oka.
——————————————
G.S – facebook 5 maja 2014
https://www.facebook.com/KsiazkaZamiastKwiatka/photos/a.418885991470850.122984.417658434926939/887291804630264/?type=1&stream_ref=10
Wybrzeże, grudzień 2005 r. Adam, kiedyś gwiazda,o pseudonimie „Smutny”, lider Grupy „Amnezja” zostaje bez pracy, osamotniony, przegrany. Nie umie ułożyć sobie życia. W barze na statku poznaje młodą dziennikarkę Ninę. Od tej chwili jego życie zaczyna się zmieniać. Nowi ludzie, właściciel ogromnej firmy, milioner Karol, staje na drodze bohatera składając mu niesamowite propozycje i czyniąc z niego bogatego człowieka. Niestety wychodzą na jaw tajemnice sprzed ponad trzydziestu lat, z pamiętnego grudnia 1970 roku. W tej powieści dzieje się bardzo wiele, świetnie poprowadzona akcja, powoduje, że czyta się ją jak dobry kryminał. Jednak nie to w tej książce jest najważniejsze. To powieść o ofiarach i zabójcach, o tym jak determinuje nasze życie pamięć, z której jak pisze autor, niektórzy budują sobie zamki. Mirosław Tomaszewski stawia w swojej powieści wiele pytań. Między innymi o relacje ofiara-kat, o przebaczenie, sens człowieczeństwa. Gdzie są granice ludzkiego sumienia? Czy można odkupić swoje winy, czy jedyną drogą jest odejście? Grudzień 1970 jest tu w tle, właściwie tylko czasem zaznaczony. Ta powieść nie epatuje martyrologią, autor trzyma się z dala od polityki. Dla niego najważniejszy jest człowiek. Każdy, ten szlachetny i kanalia. Postacie są bardzo pogłębione psychologicznie, prawdziwe do bólu, po prostu ludzie, których widzimy obok siebie. Świetna książka, wielowarstwowa, zmuszająca do refleksji. To nie jest lektura, o której się zapomni. Gorąco polecam. (G.S.)
———————————————-
DZIENNIK BAŁTYCKI 5 maja 2014
Grudniowa zbrodnia bez kary z sensacyjną akcją.
Jarosław Zalesiński
„Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego jest jedną z tych książek, na których możemy budować swoją trójmiejską tożsamość.
Książka miała swoją premierę w grudniu minionego roku, warto więc do niej jeszcze wrócić? Właśnie warto, po to by przeczytać ją poza rocznicowym kontekstem. Bo dramatyczne wydarzenia Grudnia z 1970 roku są w „Marynarce” Mirosława Tomaszewskiego dla naszej zbiorowej świadomości mniej więcej tym samym, czym w indywidualnym życiu jest jakaś trauma. Chociaż zapadła w podświadomość, chociaż przypominamy sobie o niej tylko-no właśnie- przy okazji rocznicowych okoliczności, wciąż na nas w ukryty sposób działa i wciąż nas zatruwa. Tak właśnie jest z gdyńskim- i szerzej z trójmiejskim –Grudniem w powieści Tomaszewskiego.
Autor ma już w swoim port folio dwie powieści i dwa dramaty, ale „Marynarki” ważniejsze wydaje się jednak jego pisanie serialowo-scenariuszowe. „Marynarka” jest w zasadzie gotowym scenariuszem. Pierwsza, mocna scena tajemniczego zabójstwa mogłaby pojawić się na ekranie wraz z tytułowymi napisami, niedopowiedziane zakończenie także sporządzone jest z godnie z gatunkową recepturą, zaś to, co jest w środku: zmieniające się co chwila zdarzenia, rozgrywające się w kilku planach czasowych, także przypominać może sposób prowadzenia akcji w filmie czy serialu.
Ma ten serialowy rodowód powieści swoją cenę, bo charaktery najważniejszych postaci polegają jednak na pewnych sztancach. Choćby redaktor naczelny „Głosu Bałtyckiego”, trochę szuja i trochę erotoman, zaliczający kolejne stażystki w zamian za publikację ich debiutanckich artykułów Spotkałem wielu takich typków w serialach, ale ani razu w swoim dziennikarskim życiu. Poesbecka mafia, usadowiona w bankach i biznesie, to także mimo wszystko raczej sztanca niż rzeczywistość. Ale sprawność, z jaką Tomaszewski prowadzi akcję, pozwala zapomnieć o niedostatkach psychologii.
W miarę wiarygodnie wypada za to para głównych bohaterów: Adma i Nina, weteran punkowej kapeli, syn jednej z ofiar Grudnia, i młoda, ambitna dziennikarka, pisząca książkę o Grudniu. Na ich spotkanie zaciążyła tamta grudniowa tragedia, Czy udało się to nam? Czy też ta „Zbrodnia bez kary” nadal nas zatruwa?
—————————————
Anonim, 5 maja 2014
http://szczere-recenzje.pl/marynarka-miroslawa-tomaszewskiego/1402/#more-1402
Marynarka to jedna z tych lektur, która miała być tylko pouczająca, a okazało się, że przy okazji jest także niezłą rozrywką (o ile w ogóle można tak powiedzieć przy wyborze tego typu tematu). Thriller Mirosława Tomaszewskiego rozgrywa się w 2005 roku, jednak akcja odnosi się bezpośrednio również do grudnia 1970 i pamiętnych wydarzeń na Pomorzu. Głównym bohaterem powieści jest niemal czterdziestoletni Adam mieszkający w Gdyni, były wokalista punk rockowej grupy Amnezja, a co najważniejsze także syn mężczyzny, który stracił życie w Grudniu ’70. Wraz z Adamem przemierzamy ulice współczesnej Gdyni, rozpamiętujemy tragiczne wydarzenia ciążące na polskiej historii, bierzemy udział w bardzo nietypowych turnusach wypoczynkowych w stylu aresztu SB, a także uczestniczymy w zagmatwanej intrydze stworzonej przez pewnego trójmiejskiego biznesmena.
Marynarka w dość specyficzny sposób pokazuje nam jak bardzo jesteśmy uwikłani w historyczne wydarzenia, wyparte gdzieś do zbiorowej podświadomości polskiego społeczeństwa. Jest sama w sobie trochę tym co opisuje, bo wszak wielki projekt skazanego na życiową porażkę Adama i tytana biznesu Karola Jarczewskiego, dotyczy właśnie tego jak przybliżyć dzisiaj ludziom dramat Grudnia ’70. Powieść robi dokładnie to samo dla swoich czytelników. Bohaterowie stwarzają iluzję aparatu opresji głębokiej komuny, w której każdy może pożytecznie ,,odpocząć” na specjalnym turnusie (osobliwy, ale niepokojąco ciekawy pomysł). Czytelnik tymczasem jest przystępnie oprowadzany po przeszłości przez przewodnika Adama, punka i buntownika, który zapewne bardzo się spodoba nico młodszym odbiorcom. Bez patetycznego zadęcia, w normalny, ludzki, osobisty sposób niemal uczestniczymy w grudniowych wydarzeniach. Warto w tym miejscu także podkreślić, że czytając Marynarkę nie mamy wcale wrażenia obcowania z dziełem historycznym, tylko raczej ze współczesnym kryminałem. Już od pierwszych stron nasuwało mi się skojarzenie ze stylem Marka Krajewskiego, tyle że Tomaszewski oszczędza nam pretensjonalnego łacińskiego sosu i ogranicza się do czystej akcji. To co prawda nie Wrocław, a Gdynia, ale klimat męskiej, oszczędnej narracji jakby ten sam. No i założę się, że za sprawą wielu topograficznych szczegółów (może nawet zbyt wielu) ta powieść bardziej przypadnie do gustu mieszkańcom Gdyni i okolic niż pozostałym czytelnikom. Władze miasta muszą być panu Tomaszewskiemu bardzo wdzięczne za niebanalną promocję Gdyni.
Jak już napisałam, Marynarka miała być lekturą pożyteczną, miałam bowiem nadzieję, że przy tej okazji podreperuję nieco swoją bardzo skąpą wiedzę na temat polskiej historii, szczególnie XX-wiecznej. Podczas czytania, zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad przyczynami tego, że pokolenie moich rówieśników, czyli obecnych trzydziestolatków, wie tak niewiele na temat np. Grudnia ’70. Nam niestety także przydałyby się takie powieściowe lekcje na specjalnym turnusie i z losowaniem ról strażników i więźniów. Z jakiegoś powodu lekcje historii w moim liceum kończyły się na drugiej wojnie światowej (zapewne winny był czas przygotowań do matury), a resztę doczytywali już tylko bardzo nieliczni uczniowie piszący egzamin z historii. Podejrzewam także, że mej edukacji nie służył specjalnie fakt, iż uczyli mnie ludzie wykształceni w PRL-u, w którym zwyczajnie o pewnych sprawach się nie mówiło. Dlatego właśnie takie lektury jak Marynarka, mimo iż nie jest to wybitna literatura, powinny być przy każdej okazji polecane zwłaszcza młodym ludziom.
Choć fabuła tej powieści do lekkich i przyjemnych raczej nie należy, to jest ona bardzo ciekawa. Widać, że autor (piszący także scenariusze) wie jak przyciągnąć uwagę i zaskoczyć odbiorców. Pod tym względem Marynarka jest bardzo porządnie skonstruowana. Mnie osobiście najbardziej podobała się przedstawiona tu galeria czarnych charakterów. Biznesmen z plamą na sumieniu, redaktor-erotoman, czy też diaboliczny, czający się na majątek teścia zięć, to postaci pełnokrwiste i bardzo wiarygodne. Niestety główny bohater, czyli Adam, nastręczał mi pewnych problemów. Jego sprzeczne intencje, wieczne rozmemłanie, znudzenie i melancholia mogą znużyć nawet najbardziej wyrozumiałego czytelnika.
————————————
Ewa Bieńczycka, 6 maja 2014
http://bienczycka.com/blog/
Czytając „Marynarkę” pomyślałam, że idealnie się nadaje do wgrania mojej dziewięćdziesięcioletniej mamie na czytak, bo rozproszyłaby nudę szpitalną. Książka ta bowiem pisana jest wartkim, serialowym, przejrzystym językiem i paradoksalnie pozbawiona dramatycznych opisów, grozy lat siedemdziesiątych nieprzyjemnej dla mojej mamy, która przeżyła okupację hitlerowską i o czołgach, krwi i terrorze więcej czytać nie chce.
Nawet powieściowy ubek w czarnej kurtce odwiedzający szpital w poszukiwaniu rannych demonstrantów którzy się tam „schronili”, by ich przewieźć w „inne” miejsce, czyli by jeszcze ich tam spałować, nie ma nic wspólnego z odrażającymi skórzanymi płaszczami Stasi, jakie pojawiają się chociażby w filmie „Życie na podsłuchu”. Również obrazy filmu „Czarnego czwartku” zawierały o wiele więcej realnej dosadności w opisie wypadków grudniowych w Gdyni, niż te, które autor zdołał przemycić w swej powieści między obfitymi opisami innej natury.
I zastanawiał mnie cały czas czytając tę dość obszerną książkę zabieg stępienia brutalności zdarzeń przecież autentycznych historycznie i to nie tak dawnych, których świadkowie wciąż jeszcze żyją. Autor, będący wtedy kilkunastoletnim chłopcem najprawdopodobniej nie został wypuszczony na ulice Gdyni przez rodziców, podobnie jak ja, gdy na ulicy Warszawskiej w Katowicach pałowano studentów w czasie wypadków marcowych w 68. A jednak pamiętam grozę tamtych dni chociażby z relacji mojego starszego brata. Ta zastanawiająca powściągliwość autora ma na celu najprawdopodobniej napisanie rozrywkowego postmodernistycznego kryminału, a nie, jak chce jedna z postaci powieści, dziennikarka Nina, ocalić fakty dla potomnych i spisać doświadczenia osób bezpośrednio wplątanych w tragedie tych dni.
Zadanie tak postawione jednak jest trudne i nie bezkarne. Tomaszewski jak ognia boi się patosu i ośmieszenia się posądzeniem o patriotyczny heroizmu, z drugiej strony boi się też humoru i ironii, co np. zastosował ryzykownie Roberto Benigni w filmie „Życie jest piękne” w odniesieniu do Holocaustu. Tomaszewski boi się też kategorycznych ocen, tak jednoznacznie wystawionych w „Domu złym” przefarbowanym agentom, którzy emigrowali z Polski jako ofiary terroru, którego sami byli sprawcami. Bezwzględności Smarzowskiego w kreśleniu kreatur nikczemnych, odczłowieczonych, w szponach nałogów i zezwierzęconych, Tomaszewski nagle przeciwstawia ambitnego i utalentowanego żołnierza Polski Ludowej, Karola Jarczewskiego, postaci świetlanej i ze wszech miar pozytywnej. Łzy wylane na pogrzebie Karola są niemal tak samo gorące jak te wylewane kilka miesięcy wcześniej przy śmierci Karola Wojtyły.
Trudno Tomaszewskiego posądzić o tendencyjność w wyborze wątków swojej fikcji literackiej i przyłapać go na naginaniu ich do z góry obranej tezy. Trudno też rozwikłać intencje autora, jego sympatie do stwarzanych na kartach powieści postaci. Tak jak u Marka Krajewskiego sztuczność wymyślonej, pokaźnej galerii ludzi, którzy na przestrzeni roku kalendarzowego 2005 buszują na powieściowych kartkach jest, jak widać w konwencji kryminału historycznego, który musi z założenia być przyprawiony kiczem, soft perwersją i wyssanym z palca domniemaniem. Jednak bardzo trudno mi się z jej komercyjnym powodem pogodzić, bo jedynym powodem, dla którego sięgnęłam po tę książkę była zawarta w anonsie wydawcy obietnica przybliżenia czytelnikowi wypadków grudniowych.
Jak to? – pytałam się wielokrotnie wczuwając się w traumy bohaterów. Dlaczego fenomenalny muzyk punkowy Adam o ksywie „Smutny” jest smutny jedynie dlatego, że zastrzelili mu ojca kiedy miał pięć lat i trauma dzieciństwa jak czkawka odbija się u czterdziestoletniego mężczyzny? A inne urazy, patologia rodziny, losowe złe wpływy, nie zdołałyby go podobnie wykoślawić?
Jest w tych schematach coś niedobrego. Przecież to, że „Janek Wiśniewski padł”, a wraz z nim kilkanaście osób, a kilkaset rannych i pobitych osób zostało najprawdopodobniej kalekami do końca życia, to nie są jedyne argumenty przemawiające przeciwko strzelaniu ostrą bronią do niewinnych i zrozpaczonych ludzi. Bo jak wiadomo, w wypadkach samochodowych ginie co roku znacznie więcej ludzi, a jeszcze więcej zostaje kalekami. Przecież nie chodziło w grudniu 1970 roku jedynie o mięso, i to zwierzęce, którego nie było w sklepach i o ludzkie, które bezprawnie, wbrew zakazowi zgromadzeń, wyszło na ulice Gdyni. A jednak ku mojemu zaskoczeniu, coś takiego wyczytałam – bez ujmy dla warsztatu literackiego pisarza – w przesłaniu tej powieści. I jeszcze to, że autor ubolewa, że zło, jakie wtedy się wydarzyło promieniuje do dzisiaj. Poluje się na winnych, wille obrzuca jajami i kamieniami wielkości jabłka, egzaltuje patriotycznie i religijnie, wydaje pieniądze na ukryte „szafkach i piwnicach” zapiski sędziów i fotografie fotografów (sto tysięcy złotych za zdjęcia czarno-białe, przydatne tylko jedno!) Wokulscy, szczodrą ręką ubogacający miasto pieniędzmi z dobrze prosperujących biznesów są niszczeni przez przypominanie im dawnych grzeszków. Wskutek tego trup ściele się gęsto, bo jak czytam w Wikipedii w Gdyni w grudniu 1970 zginęło 18 osób, to na kartach „Marynarki” Tomaszewskiego nie licząc papieża ginie w 2005 wśród powołanych do życia postaci cztery i jeden czteromiesięczny płód.
No i marynarka. Marynarka jest relikwią z tych lat traktowaną o wiele brutalniej, niż wszystko inne, na co naprawdę by zasługiwało. Z zakrzepłą krwią wokół przestrzelonej karabinową kulą dziury, krwią wywabianą na bankiecie sokiem z cytryny, a potem wiszącą jako eksponat na inauguracji książki Niny, jest według jej spadkobiercy Adama jedynie truchłem. Bolesław Prus w czułym opisie kamizelki, która przecież też została jedynym śladem po zmarłym, jest być może sentymentalny. A jednak żal, że główny bohater powieści, romantyczny artysta Adam, mający sympatię czytelnika, jest bardziej przywiązany do grobu ojca, przechodzącego liczne metamorfozy z biegiem lat, gdyż ofiar grudnia ‘70 nie wolno było na cmentarzach wyróżniać, niż do jedynej, stale gorącej, prawdziwej pamiątki po ojcu, czyli tytułowej marynarki.
——————————————
Blog Aleksandry, 8 maja 2014
http://aleksandrowemysli.blogspot.com/2014/05/poczucie-winy.html
Jestem Gdynianką z urodzenia i zamiłowania. Akcja „Marynarki” Mirosława Tomaszewskiego rozgrywa się głównie w moim rodzinnym mieście i to ten czynnik zadecydował, że przyjęłam propozycję przeczytania i zrecenzowania tej książki. Na żadnym etapie lektury nie pożałowałam swojej decyzji.
W nocy z 31/1 stycznia 2005 r. do domu starszego, schorowanego fotografa zakrada się dwóch zamaskowanych mężczyzn. Poszukują koperty opisanej tajemniczym kodem ZO- 171270. Kiedy dostają ją w swoje ręce, bez skrupułów mordują pogodzonego z losem świadka.
Kilka miesięcy później Witek Skalski zleca redaktorowi naczelnemu „Dziennika Bałtyckiego” Janowi Badowskiemu napisanie książki o wydarzeniach rozgrywających się na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku.
Fabuła „Marynarki” składa się z kilku wątków prowadzonych jednocześnie. Poznajemy Karola Jarczewskiego, sześćdziesięcioletniego właściciela doskonale prosperującej firmy Karo Sp. Z o.o. jego córki Magdy i zięcia Witka. Przyglądamy się również zobojętniałemu na życie byłemu liderowi punkrockowego zespołu Amnezja, Adamowi „Smutnemu” oraz ambitnej dziennikarce Ninie Lewandowskiej. Na pierwszy rzut oka nic tych postaci nie łączy, a gdy przyjrzeć się bliżej ich działania determinuje jedno wydarzenie.
Mirosław Tomaszewski doskonale wybrał i scharakteryzował bohaterów swojej książki. Wszyscy, nawet ci występujący jednorazowo mają swoją rolę do odegrania i swój znaczący udział w kreowaniu każdego akapitu tej opowieści. Ogromnie podobało mi się, że ich charakterologia jest tak różnorodna, np. Karol jest bezwzględnym biznesmenem, rekinem w swoim zawodzie, ale jednocześnie jest w nim jakiś niepokój, zakłamanie i hipokryzja. Swoimi interesami i ludźmi rządzi twardą, bezkompromisową ręką, nie uznaje słabości, ustawia wszystkich według własnego widzimisię. Jego religijność w tym zestawie wypada bardzo sztucznie, ale dopiero w finale możemy odkryć prawdziwe znaczenie Boga w jego życiu.
Witek to karierowicz, który nie cofnie się przed niczym. Żeby zdobyć pozycję i finansową niezależność posunie się nawet do udawania miłości. Od razu można się domyśleć, że Karola i Witka nie łączy sympatia czy zaufanie.
Moje serce niemal od razu skradli Adam i Nina. „Smutny” to wrażliwy samotnik z krwawiącą raną w sercu. Żyje chwilą, nie troszczy się o przyszłość ani o zawieranie poprawnych relacji międzyludzkich. Adam boi się przyznać nawet przed sobą, jak wielkie szkody w jego życiu uczynił Grudzień’ 70. Woli spychać wspomnienia w najciemniejsze rejony umysłu by uniknąć konfrontacji z rzeczywistością.
Nina to przebojowa trzydziestokilkulatka, która potrafi zadbać o własne interesy. Jest piekielnie inteligentna i wie kiedy gra jest warta świeczki i z determinacja dąży do wyznaczonego celu.
Ucieszyła mnie zatem relacja, która utworzyła się pomiędzy Adamem a Niną, która w żadnym razie nie była banalnym romansem a związkiem pełnym żaru, ognia, pasji i tajemnicy.
Jestem zaskoczona ale i zachwycona tym, jak Mirosław Tomaszewski wkomponował w fabułę książki treści znaczące dla Gdyni, Wybrzeża i jego mieszkańców. Bardzo rzetelne i wiarygodne połączenie historii najnowszej i współczesnego- tu i teraz. Autor zadbał szczególnie, żeby Grudzień’ 70 nie był tylko pomnikiem czy tanim chwytem marketingowym. Pan Mirosław wiernie, z wrażliwością i odpowiednim balansem, bez idealizowania i rozgrzeszenia oddał barwy cierpienia, boleści, traumy i pozwolił by czytelnik zainteresował, zadumał nad masakrą robotników udających się do pracy w stoczni i porcie pewnego grudniowego poranka. Moim zdaniem ciągle mało się przypomina, wspomina, rozmawia o „Czarnym czwartku”, a tragedię rodzin przyćmiła inna grudniowa rocznica…Coraz mniej młodych ludzi wie i interesuje się tym tematem. To smutne.
Należy pamiętać o historii zwłaszcza tej niedalekiej, szczególnie tej z regionu, w którym żyjemy bo to właśnie ona definiuje naszą tożsamość.
„Marynarka” to wyśmienita powieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, a dzięki umiejętnie wplecionym retrospekcjom przybliża jedną z najokrutniejszych zbrodni PRL- u.
I tak już całkiem na boku: cudownie było razem z bohaterami poruszać się znajomymi ulicami. Swojego czasu byłam częstym gościem na ulicy Buraczanej, mój kolega pracował w redakcji „Dziennika Bałtyckiego”, pracowałam w banku na Wójta Radtkego, a na rondzie w Chwaszczynie „kręcę” się każdego dnia.
——————————————————–
WYWIAD:
1. Pana książka „Marynarka” to dość smuta powieść, ukazująca nie tylko zbrodnie ale i samotność człowieka? Dlaczego zdecydował się Pan na taki smutny wątek?
Nie tyle wątek, ile cała powieść jest „smutna”, chociaż wielu czytelników zwraca uwagę, że jednocześnie jest w niej spora dawka poczucia humoru. To zestawienie jest dla mnie w powieściach i filmach najbardziej efektywne. Dopiero na tle komedii tragedia staje się dojmująca, a żarty zaczynają bawić. W przypadku bardzo bolesnego tematu, jakim jest Grudzień 70, główne postacie są smutne, bo ich los symbolizuje traumy sprzed lat przenoszone do współczesności. Niesiemy ten swój smutek, jak mój bohater marynarkę wyciągniętą z piwnicy. Chcemy tego, czy nie, jako naród jesteśmy dotknięci historycznymi klęskami, chociaż często w nieuświadomiony sposób. Widzą to wyraźniej obcokrajowcy, którym wydajemy się smutni. Myślę, że powoli wychodzimy z tej historycznej melancholii, ale są narody, jak na przykład Ukraina, które właśnie ponoszą ofiary i wchodzą na drogę, z której my powoli zjeżdżamy na autostradę. Ale i na niej, wcześniej czy później każdy poczuje się kiedyś samotny.
2. A czy w książce znajdują się jakieś Pana osobiste cechy lub przeżycia?
Chodziłem do Technikum Chłodniczego w Gdyni. Uczeń maturalnej klasy tej szkoły, Staszek Sieradzan, zginął na ulicy w Grudniu 70. Nie zdążyliśmy się poznać, ale jego duch krążył po szkole gdy ja się tam uczyłem.
3. Marynarka to nie pierwsza Pana książka, ale zapewne nie ostatnia. Co jeszcze ma Pan na swoim koncie i nad czym obecnie Pan pracuje?
Całość mojego dorobku opisana jest dość dokładnie na moim blogu, na który zapraszam: www.tomaszewski.edumuz.pl . Aktualnie pracuję nad nową komedią, właściwie farsą teatralną. Będzie do ściągnięcia z mojego bloga w połowie czerwca. Jak widać próbuję łączyć smutek z wesołością, tym razem w zupełnie innej proporcji.
4. Jaką ma Pan metodę pisania? Siada Pan i pisze to co w danej chwili jest w głowie czy może powoli tworzy Pan zarys, zapisuje pomysły, a następnie miesiącami poprawia to co już zostało stworzone?
Metoda polega na tym, żeby regularnie, dzień w dzień z małymi wyjątkami, czy się chce, czy nie chce, przez wiele godzin myśleć o książce/dramacie/scenariuszu, albo ją/go pisać, a jeszcze potem wielokrotnie poprawiać. Zaczyna się oczywiście od pomysłu na temat. On nie przychodzi sam. Musi człowieka od dawna drążyć. Tylko wtedy jest ważny i godzien poświęcenia wielu miesięcy albo lat. Pomysły szczegółowe są zapisywane na bieżąco i dokładane na bieżąco do tego co już jest, ale zwykle rodzą się dopiero z potrzeb, które niesie z sobą struktura. Od niej zaczyna się praca i uważam ten etap za najważniejszy. Od konstrukcji zaczynam i nie przestaję o niej myśleć, pisząc każdy akapit, zdanie i słowo, podobnie jak wtedy, gdy byłem inżynierem. Wszystko musi służyć całości i z niej wynikać. W języku informatyki nazwałbym to niekończącym się przetwarzaniem wszystkich aktualnych danych.
5. Dodatkowo w ostatnich latach pisał Pan scenariusze do seriali, jakie to były seriale? I jak wygląda praca nad scenariuszem?
To była praca wykonywana na zlecenie i nie zaliczam jej do swojej twórczości, bo byłem w niej tylko trybikiem w komercyjnej maszynie. Oprócz waloru finansowego niosła ona jednak z sobą możliwość doskonalenia rzemiosła narracyjnego. Ponieważ praca jest zespołowa, zmusza do analiz pracy innych, nie tylko scenarzystów, ale także całego aparatu produkcyjnego. Jest to doświadczenie nieocenione, którego większość pisarzy samotników nie ma okazji zdobyć. Seriale dla których pracowałem to: „Pierwsza miłość”, ok. 160 odcinków (2005-2010), „Galeria” , 9 odcinków (2012), „Kocham-enter” 1 odcinek (2013). Tryb pracy nad scenariuszem zależy od głównego scenarzysty (nigdy nim nie byłem). To żywe, pulsujące, wielonarządowe ciało. Nie da się tego opisać krótko.
6. Prowadzi Pan bloga? Czy jest to dla Pana miejsce spotkań z czytelnikami, miejsce wyrażania opinii, a może blog jest czymś jeszcze?
Ponieważ jestem autorem praktycznie nieznanym, postanowiłem otworzyć ten kanał informacyjny dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć się czegoś o mojej twórczości. Są tam między innymi informacje biograficzne i teksty sztuk, które można ściągnąć. Miałem nadzieję na jakąś wymianę opinii z czytelnikami, ale tutaj, na razie, dzieje się niewiele, głównie z mojego powodu – piszę rzadko i nieregularnie. Brak czasu.
7. A teraz kilka prywatnych pytań. Wakacje niebawem, za nami długi majowy weekend, jak spędza Pan swój wolny czas?
Najlepiej odpoczywam w pracy, szczególnie, że nie jestem zbyt wydajny i muszę nadrabiać pracowitością. Podróże przestały mnie bawić. To czysta strata czasu. Gdy nie pracuję, najchętniej czytam albo oglądam dobre seriale lub filmy. Wycieczki wyobraźni są najpiękniejsze. Nie zamieniłbym wakacji w „Rodzinie Soprano”, na podróż do New Jersey, gdzie rozgrywa się akcja serialu. Dzięki sztuce możemy podróżować wszędzie i o wiele ciekawiej niż na ciasnych fotelach samolotów, pociągów, samochodów…
8. Czy pisanie to Pana pasja, która od najmłodszych lat była w Panu czy może zrodziła się później?
Chciałem pisać gdy jeszcze nie nauczyłem się literek, co w wieku 5 lat było silną motywacją. Rwałem się już wtedy do opowiadania historii ciekawszych niż w tych infantylnych książeczkach dla dzieci. Zanim zacząłem to robić profesjonalnie, minęło jednak wiele lat. Być może nie był to czas stracony. Żeby pisać, trzeba najpierw się „nażyć”, by zrozumieć świat. Całego się nie da, ale chociaż jakiś fragment.
9. Czyta Pan książki swoich „konkurentów”? Bo nie ma co ukrywać Polska literatura to kilka znanych i chwytliwych nazwisk, które dobrze się sprzedają, a reszta musi walczyć na rynku o czytelnika.
Nie postrzegam innych pisarzy jako konkurentów. Cieszę się z lektury każdej dobrej powieści. Wiem też, że im więcej będzie udanych książek innych pisarzy, tym więcej ludzi zacznie czytać, i tym większa szansa, że będą czytać także mnie. Byłoby jednak hipokryzją zaprzeczać, że każdy z nas chciałby być czytany bardziej. W jakiś sposób, my piszący, walczymy wspólnie i jesteśmy sojusznikami w tej samej sprawie. Jest nią skłonienie ludzi do czytania zamiast… tu powinna być lista czynności błahych, ale ja jej nie zamieszczę, bo każdy ma inną.
10. Czy chciałby Pan powiedzieć coś jeszcze czytelnikom mojego bloga?
Nie traćcie czasu na głupstwa – czytajcie!
——————————————————————-
Marynarka
Wiadukt nad przystankiem Gdynia Stocznia |
nieidentyczna
1. Jak zaczęła się Pana przygoda z pisaniem?
Nie pamiętam ile miałem lat, kiedy zacząłem samodzielnie czytać. To musiało być trochę wcześniej niż w podstawówce. Wspomnienie tego czasu, przy mojej słabej pamięci jest bardziej tym, co sobie na dany temat wyobrażam niż faktami. Ale czy twarde fakty w ogóle istnieją? Według mnie są zwykle tylko wspomnieniami lub ich skrawkami. Resztę buduje nasza wyobraźnia. Moja podpowiada mi, że po przeczytaniu kliku pierwszych książek dla dzieci byłem zdegustowany potwornym infantylizmem, którym były przesączone. Chyba zawsze czułem się dorosły i takie dedykowane dzieciom lektury potwornie mnie irytowały. Do dziś nie wiem dlaczego tak popularny jest „Kubuś Puchatek”. Chyba już wtedy musiałem zacząć wymyślać własne historie i zacząć je zapisywać. Oczywiście z fatalnym rezultatem. Ziarno zostało jednak zasiane i pęczniało jeszcze kilka razy, bez wyników. W końcu jednak, wiele lat później coś zakiełkowało i wyrosło.
2. Jaką rolę w Pana życiu odgrywa historia i pamięć o minionych wydarzeniach?
Oprócz sierpnia 80, w moim życiu osobistym ważna była śmierć ucznia mojej szkoły w grudniu 70, co było jednym z motywów powstania „Marynarki”.
Pamięć i historia to podstawowe budulce tworzenia opowieści. Same jednak pisarzowi nie wystarczą. Można być profesorem historii i nie potrafić stworzyć żadnej historii. Te biorą się z wyobraźni i wiedzy ogólnej. Wyobraźnia pozwala tworzyć oryginalne kompilacje z cegiełek faktów i mitów, czyli innych opowieści. Wiedza pomaga nadawać tym historiom sens. To bardzo ważne dla każdego piszącego, żeby posiadał jakąś orientację o tym kawałku świata i postaciach, które zamierza opisać. Dlatego warto dużo czytać, nie tylko literaturę.
2. Proszę dokończyć zdanie: „Dobry pisarz to…”
…ten, którego twórczość pragniemy poznać w całości.
martucha180
1. Zapewne ma Pan przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?
Wena jest moją niewolnicą, a nie przyjaciółką. Chociaż nigdy nic nie mówi, przypuszczam, że mnie nienawidzi. Zapędzam ją do pracy zawsze gdy zabieram się do pisania/wymyślania. Zmuszam ją również do siedzenia obok przez wiele godzin pracy. To musi być dla niej strasznie nudne. Nie chciałbym być w skórze mojej Weny.
2. Czym jest dla Pana SŁOWO?
Atomem.
3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pana wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Panu talent literacki, czy wręcz przeciwnie?
Miałem problem z polonistką w Technikum Chłodniczym. Przez nią i dzięki niej nie poszedłem na filologię, ani w ogóle na studia humanistyczne. Prowadziłem z nią wojny na wypracowania. Wciąż kazała mi je poprawiać, często jako jedynemu w klasie. Zapewne widziała we mnie jakiś potencjał, ale nie podobały jej się moje prowokacyjne prace. Jedyną trójkę na świadectwie maturalnym, ze wszystkich przedmiotów przez 5 lat nauki, mam z języka polskiego. Byłem polonistycznym punkiem.
iza.81
1. Czy wierzy Pan w świat alternatywny dla świata komercji i globalizacji? Czy taki świat jest jeszcze w ogóle możliwy?
Nie potrafimy zmienić świata, ale wierzę w wewnętrzną wolność człowieka. Komercja i globalizacja w najbliższych dziesięcioleciach są nieuniknione. Ale w środku wszystko zależy od nas. Jeśli chcemy być wolnymi – jesteśmy nimi. To jednak niemało kosztuje. Większość ludzi nie chce płacić tej ceny. Wygodniej jest płynąć z prądem, uznać poglądy większości za swoje, odpuścić to czego nie da się zmienić, nie buntować się.
2. Czy jest coś o czym pisać Panu łatwiej lub trudniej?
Trudności nie zależą od tematów. Pojawiają się, gdy zupełnie się ich nie spodziewam.
3. Gdyby musiałby Pan wybierać między pisaniem książek, a tworzeniem scenariuszy, co by Pan wybrał? A może zabrałby się Pan za wynalazki?
Najchętniej pisałbym scenariusze filmów fabularnych lub autorskich seriali. Myślę, że to wychodziłoby mi najlepiej, najszybciej, dostarczając największej przyjemności. Niestety, polski przemysł filmowy nie respektuje takiego odrębnego bytu/podmiotu jakim jest scenarzysta filmowy. O tym jest mój pierwszy wpis na blogu: „Scenarzyści niepotrzebni”. Zapraszam na http://tomaszewski.edumuz.pl/wordpress/?paged=2
Odpuściłem więc sobie pisanie scenariuszy, ale powieści to nie jest dla mnie żadna zsyłka. Na wynalazki jest już za późno, ale inżynierem będę zawsze, tyle że niepraktykującym, oprócz domowych napraw.
mam namyszy
1. Cóż dla pana znaczy „patriotyzm”? Jak Pan myśli, dlaczego „wymiera” on wśród młodego społeczeństwa?
Słowo „patriotyzm” zbyt często używają ludzie szerzący nietolerancję, ksenofobię, rasizm i nienawiść. Dlatego się zdewaluowało. Wciąż ma ono jednak znaczenie. Myślę, że każdy humanista z definicji jest także patriotą. Bycie nim, to dokładanie swojego ziarenka do wspólnoty ludzi dobrej woli, którzy nic nie mówią o tym, jakimi są wielkimi patriotami i nie usprawiedliwiają swoich złych uczynków koniecznością czynienia zła dla dobra narodu.
2. Kto jest dla Pana pełnomocnikiem?
Słabo pamiętam tę swoją książkę. Dzisiaj pełnomocnik jest dla mnie uzurpatorem i manipulantem, który używa władzy dla niecnych celów. Na przykład Putin.
3. Jak zareagowałby pan na ofertę ” Stwórz Coś o śmierci” ? Napisałby Pan scenariusz, czy książkę? Niech pan uzasadni swój wybór.
Śmierć pojawia się w każdej mojej powieści, ale tworzenie odrębnej książki poświęconej temu tematowi byłoby zbyt depresyjne, zarówno dla mnie, jak i dla czytelników.
„Pełnomocnik” – epoka kartki, ołówka i gumki |
Sylwka S.
1. Jaka jest Pana definicja szczęścia?
Szczęście to krótkotrwały okres, w czasie którego, na skutek jednego wydarzenia lub ich ciągu, w mózgu człowieka zaczynają wydzielać się endorfiny i inne substancje chemiczne. Objawia się krótkotrwałym stan euforii, prowadzącym do zaburzeń w spostrzeganiu i ocenie rzeczywistości. Nie należy się tym przejmować. Zwykle szybko mija.
2. Z czym kojarzy się dla Pana dom rodzinny?
Dom rodziny kojarzy mi się z bezpieczeństwem, zupą pomidorową, brakiem konieczności podejmowania samodzielnych decyzji, bezpowrotnie utraconym mitem nieograniczonych możliwości, które czekają na zewnątrz lub odwrotnie – strachem przed zagrożeniami czającymi się w obcym świecie.
2. Jest Pan pisarzem, ale jakie książki lubi Pan najbardziej czytać, czy są to kryminały, czy wręcz odwrotnie romanse?
Lubię romantyczne filmy, ale nie znoszę romantycznych książek. Nie wiem czy przeczytałem w całości jakiś romans. Raczej nie. Kryminałów także raczej nie czytam, chociaż niektórzy zaliczają moje książki do tego gatunku. Ja wiem, że nimi nie są. Nie mam swojego ulubionego gatunku. Interesuje mnie każda literatura, która pobudza wyobraźnię, wywołuje emocje lub zmusza do myślenia w jakikolwiek sposób. Zwykle nie jest to sprawa gatunku ani tematu, ale stylu i głębi przemyśleń autora.
Piotr Śliwiński
1. Inżynier, w wolnych chwilach pisarz czy humanista ze smykałką do majsterkowania?
Wolnych chwil nie mam. Od pewnego czasu zajmuję się głównie pisaniem. Majsterkuję bardzo chętnie, ale teraz już tylko w ramach prac domowych. Przyjemnie jest zrobić/naprawić coś materialnego, co można dotknąć i co na pewno się przydaje. Nie zawsze da się to powiedzieć o literaturze.
2. „Koncentracja – jedyny sposób, żeby osiągać swoje cele” – na czym obecnie się Pan koncentruje?
Koncentruję się na tym, żeby nie marnować czasu. To oznacza pisanie i kontemplację sztuki – filmowej serialowej, muzycznej, literackiej. Aktualnie kończę pisać komedię teatralną. Koncentruję się na tym, jak zrobić, żeby komuś się spodobała i zechciał ją wystawić.
3. „Dobra konstrukcja to podstawa każdego dzieła” – czy również (a może przede wszystkim) stosuje Pan tę zasadę w swoich książkach?
Staram się. Błąd konstrukcyjny unieważnia niemal cały późniejszy wysiłek. Pomyłka kosztuje wiele pracy. Warto ogarnąć całość „dzieła” na początku, wykryć słabe punkty i naprawić je zanim szkielet wypełni się słowami. To się na pewno nie uda od razu, ale dzięki takiej zapobiegliwości potem jest dużo łatwiej poprawiać. Są jednak twórcy dla których konstrukcja nie jest najważniejsza, a wychodzą im wspaniałe książki. Nie ma jednej recepty na ciekawą twórczość.
Olo Romanov
1. Czy zastanawiał się Pan nad stanem psychicznym bohaterów 84 (i samego G.O.), kiedy bez zająknięcia potwierdzili gotowość do pełnego posłuszeństwa, ze skrzywdzeniem dziecka włącznie, „dla dobra sprawy”?
(Nie mogę się do dziś pogodzić z taką decyzją autora, szczególnie znając ich wcześniejsze życie i doświadczenia, o swoich własnych nie wspominając – ale może to ja jestem jakiś …inny…)
„Rok 1984” Orwella był kiedyś dla mnie bardzo ważną książką. Dzisiaj podobałby mi się chyba mniej, ze względu na styl. Pamiętam ją słabo, ale psychologia postaci, to nie jest najsilniejsza strona tej powieści. Ważna jest tam wizja przerażającego świata, do dziś w jakiś sposób aktualna, skoro Putin ma w Rosji 80% poparcia. Społeczeństwo deklaruje gotowość najazdu, posłuszeństwa, wojny (w domyśle – zabijania, więc i krzywdzenie dziecka także) . Socjotechniczne chwyty, utracona imperialność, sen o wielkości, nawet w dobie internetu, wciąż są skuteczne. Na naszych oczach kłamstwo powtórzone 100 razy staje się prawdą, w 30 lat po „Roku 1984”.
2. Czy w trakcie swojej pracy, zdarzyło się Panu stanąć na rozdrożu i zastanawiać w którym kierunku „pchnąć swoje dzie…cko”, a później ( gdy już za późno) uznać że to nie był najlepszy wybór?
Każde napisane zdanie to rozdroże, która ma dziesiątki rozwidleń. Pisanie to nieustanne dokonywanie wyborów. Pójście jedną ze ścieżek za chwilę prowadzi do zupełnie innego rozwidlenia. Nieskończoną ilość razy zdarzało się mi i wciąż zdarza dokonać złego wyboru, nie tylko podczas pisania. Trzeba wtedy znaleźć siłę, by zawrócić, wyrzucając na śmietnik wiele godzin, dni, tygodni i miesięcy pracy. Komu się nie uda, zgubi się na zawsze.
3. Która z książek odcisnęła na Panu największe piętno … i może …dlaczego ?
( Moim obuchem na zawsze chyba pozostanie … podręcznik totalitaryzmu… myślozbrodnia… myślozbrodnia…. myślozbrodnia…..)
Wspomniany „Rok 1984” Georga Orwella był kiedyś jedną z tych lektur formujących, na wczesnym etapie. Przedtem były „Przygody dzielnego wojaka Szwejka” Jaroslava Haska, potem „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna. Te książki miały wizję, informację lub poczucie humoru, ale brakowało im stylu i egzystencjalnej głębi. Ta pojawiła się dla mnie w mini powieściach Alberta Camusa – „Upadek”, „Obcy”, a potem w „Procesie” i „Zamku” Franza Kafki. Nie bez znaczenia była też mała książeczka starożytnego filozofa Seneki, o tytule „Stoicyzm”, o ile dobrze pamiętam.
monweg
1. Proszę sobie wyobrazić, że znalazł się Pan na bezludnej wyspie. Ma Pan ze sobą tylko jedną książkę. Jaką i dlaczego właśnie tę?
Przydałby mi się ilustrowany poradnik – „Sto sposobów na to jak przeżyć na bezludnej wyspie”.
2. „Pełnomocnik”. Czytałam, że to świetna książka (jeszcze nie zdążyłam się o tym przekonać – może to się zmieni po tym konkursie) Skąd pomysł na taką właśnie książkę?
Skąd wziął się pomysł na książkę „Pełnomocnik” już nie pamiętam. Na pewno wpływ na jej kształt miał stan wojenny, a także lektura „Ciemności w południe” Arthura Koestlera, a także „Rok 1984”. Dzisiaj niektórzy widzą w tej książce historię Lecha Wałęsy. Podobnie sądził jej wydawca Krzysztof Wyszkowski, wtedy szef Krajowej Agencji Wydawniczej, jeden z przeciwników byłego przywódcy Solidarności, którego oskarża o agenturalność. Ja jednak nie miałem takich intencji i nie zdawałem sobie sprawy ze skojarzeń jakie może wywołać lektura „Pełnomocnika”. Unikam zabierania głosu w sprawach polskiej polityki. Chciałem napisać historię uniwersalną dziejącą się wszędzie i nigdzie. Wyobraźnia czytelnika idzie jednak tam, gdzie chce. Autor nie ma tu nic do gadania. I to jest w literaturze piękne.
3. Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałby Pan usłyszeć od Boga u bram Raju? (bardzo proszę wysilić wyobraźnię)
Gdybym znalazł się u bram Raju, zapytałbym Boga, który stworzył świat i jest sprawcą wszystkiego: dlaczego pozwolił na Holocaust, Katyń, Srebrenicę, morderstwo Madzi z Sosnowca i wiele innych zbrodni? Czy jego urzędnicy: arcybiskup Petz w Poznaniu i Wesołowski na Dominikanie musieli molestować małych chłopców? Do czego ludzkości te doświadczenia były potrzebne? Czy na pewno były niezbędne? Czy jesteśmy od tego lepsi? Czy w Raju, u którego bram stoję, na pewno jest inaczej? Wolałbym to wiedzieć zanim zdecyduję się wejść, o ile w ogóle zostanę zaproszony, co nie jest pewne.
Aleksandra X
1. Nagle znajduję się Pan w nieznanej krainie. Jaka jest pierwsza myśli i czynność?
Gdzie tu jest jakieś lotnisko? Jak zamówić bilet powrotny? Muszę jak najszybciej wrócić do domu, gdzie mam moje książki i filmy. Może wśród nich jest jakiś, który dzieje się w nieznanej krainie, z której próbuję się wydostać. Jeśli dobry, chętnie obejrzę. Podróże na żywo to strata czasu. W dziełach sztuki świat jest o wiele ciekawszy.
2. Łatwiej jest wybaczyć czy zapomnieć? Dlaczego?
Wybaczyć jest łatwiej, jeśli uda się zapomnieć. Ale zapomnieć ponieważ się tak postanowi, jest niemożliwe. Nic nie jest więc łatwe, a jednak się zdarza. Nasze mózgi bronią się w ten sposób przed obłędem, który niesie z sobą niewybaczanie i nienawiść.
3. Czy obawia się Pan opinii czytelników?
Najbardziej obawiam się, że nie będę miał czytelników. Jeśli się znajdą, będę zadowolony, a przez chwilę może nawet szczęśliwy (patrz wyżej czym ten stan jest). Opinii czytelników, nie boję się. Nie dlatego, że jestem pewien, że wszyscy będą usatysfakcjonowani. Bo na pewno nie będą. Są czytelnicy tak inni ode mnie, że wolałbym, aby im się nie spodobało. Każda książka jest dla innej grupy ludzi. Jeśli zadowoleni byliby wszyscy (choć to niemożliwe), to coś z powieścią byłoby nie tak. Wszystko co dobre musi mieć swoich wrogów. W tej odwiecznej walce gustów, poglądów i opinii każdy ma oponentów i zwolenników, wrogów i przyjaciół. Tak naprawdę twórca walczy przede wszystkim o uwagę. Dziękuję za nią wszystkim, którzy dotrwali do ostatniego pytania i odpowiedzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KOMUNIKAT KOMISJI KONKURSOWEJ
Jednoosobowe jury w składzie: autor, informuje, że miało wielki problem z przyznaniem nagród. Postanowiło odpowiedzieć na wszystkie pytania w nadziei, że potem uda się łatwiej wybrać zwycięską trójkę, ale okazało się to jeszcze trudniejsze.
Jury postanowiło więc przyznać miejsca w kolejności zgłaszania pytań. Płynąć może z tego następująca nauka: kiedy masz coś zrobić – nie czekaj, bądź pierwszy.
I. Miejsce nieidentyczna
II. Miejsce martucha180
III. Miejsce iza.81
ps. nagrody z dedykacją autora zostały wysłane do laureatek konkursu
———————————————————————————
19 maja 2014, blog Szymona
http://ksiazkarozumie.bloa.pl/2014/05/19/czarny-czwartek/
Pamięć o ofiarach grudnia 1970 roku wciąż jest żywa i bolesna. Szczególnie dla rodzin, które w tamtym czasie straciły swoich bliskich. Jednak z biegiem lat historia ta pokrywa się coraz grubszą warstwą kurzu. Nie można pozwolić, aby ta tragedia odeszła w zapomnienie. Trzeba o niej mówić, zwracać na nią uwagę, szczególnie ludziom młodym. Nowa książka Mirosława Tomaszewskiego jest swego rodzaju migającym światełkiem, które zwraca uwagę na ten właśnie temat. „Marynarka” jest powieścią współczesną, a jednocześnie mocno zakorzenioną w bolesnych wydarzeniach Grudnia ’70.
Kilka słów o autorze: Mirosław Tomaszewski jest absolwentem Politechniki Gdańskiej. Urodził się w Gdyni i mieszka tam po dzień dzisiejszy. Oprócz „Marynarki” ma na swoim koncie między innymi: komedię „Teściowa Hamleta”, dramat „Jak bracia”, powieść „UGI” oraz scenariusze około 170 odcinków trzech polskich seriali („Pierwsza miłość”, „Galeria”, „Kocham. Enter”). Jest także autorem trzech wynalazków z dziedziny budowy maszyn.
Akcja powieści rozpoczyna się w ostatnią noc 2004 roku. Wtedy to dwóch zamaskowanych mężczyzn włamuje się do domu starszego fotografa. Szukają oni tajemniczej koperty ZO171270. Gdy dostają to, po co przyszli, zabijają schorowanego staruszka.
Następnie przenosimy się o kilka miesięcy do przodu i poznajemy głównych bohaterów. Pierwszym z nich jest Karol Jarczewski, sześćdziesięciolatek, właściciel dobrze prosperującej firmy Karo Sp. z.o.o. Jest on doskonałym biznesmenem, który potrafi zadbać o swoje interesy i o swoich ludzi. Jest bardzo dokładny i staranny; zawsze dba, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. W oczy rzuca się także jego gorliwa religijność. Wszystko wskazuje na to, że największym strapieniem Karola jest jego zięć Witek. Mężczyzna ten jest idealnym przykładem karierowicza, który nie cofnie się przed niczym. Ożenił się on z córką Jarczewskiego nie z miłości (którą swoją drogą musiał świetnie udawać, aby oszukać Magdę) lecz wyłącznie dla własnego zysku. To właśnie on pojawia się pewnego dnia u redaktora naczelnego „Głosu Bałtyckiego” i zleca mu napisanie książki o wydarzeniach z grudnia 1970 roku.
Kolejnym z głównych bohaterów jest Adam, którego wszyscy znają pod pseudonimem „Smutny”. Były lider punkrockowego zespołu „Amnezja” nie potrafi odnaleźć swojego miejsca w świecie. Jego postawa jest bardzo pesymistyczna i przygnębiająca. Podejmuje pracę w wielu miejscach, jednak w każdym zostaje po krótkim czasie zwolniony. Grudzień ’70 wycisnął ogromne piętno na jego duszy, jednak Adam nie zdaje sobie nawet z tego sprawy, ponieważ nie chce wracać do bolesnej przeszłości. Woli odsuwać od siebie napływające do niego wspomnienia i informacje. Zakochuje się z wzajemnością w ostatniej z głównych postaci – Ninie Lewandowskiej, która jest dziennikarką „Głosu Bałtyckiego”. Kobieta podjęła się napisania książki finansowanej przez Witka, i razem z Adamem próbuje się „przenieść” o ponad 30 lat wstecz.
W jednym z wywiadów autor zaznaczył, iż do napisania tej książki skłoniły go dwa czynniki. Pierwszym z nich była śmierć jednego z uczniów jego szkoły, którego tak naprawdę nigdy nie poznał, ale który dla Pana Mirosława był zawsze obecny duchem na szkolnych korytarzach. Drugim powodem była natomiast „próba opowiedzenia historii Grudnia w sposób, który przyciągnie do lektury także młodszych czytelników”. I w tym miejscu pragnę poinformować autora, iż zdecydowanie mu się to udało. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej moje myśli nie wędrowały do grudnia 1970 roku. Oczywiście znałem ogólne, podstawowe informacje na ten temat, ale nigdy moja uwaga nie zatrzymywała się na nim dłużej. Dopiero gdy otrzymałem propozycję zrecenzowania „Marynarki”, zacząłem się zastanawiać: jak to w ogóle wyglądało? co czuli ludzie zarówno po jednej stronie, jak i po tej drugiej? Książka nie zawiodła mnie pod żadnym względem, jej bohaterowie zostali doskonale wykreowani; bardzo wciągająca pozycja, od pierwszej aż do ostatniej strony.
Trzeba pamiętać o historii, nie tylko o tej odległej lecz także o tej najnowszej. Nie jest jednak dobrze, gdy poznajemy ją pobieżnie, tak jakby z pewnej odległości. Warto się w nią zagłębić i przyjrzeć się jej z bliska, aby pod „łatkami” uprzedzeń i ogólnych osądów dostrzec prawdziwe oblicza ludzi. „Marynarka” to lektura zdecydowanie wartościowa i godna polecenia (zwłaszcza młodym czytelnikom!). Dziękuję Panu Tomaszewskiemu za to migające światełko, które mi podarował. Teraz wydarzenia Grudnia ’70 będą żywe również w mojej pamięci.
——————————————————–
20 maja 2014, Lost.In.The.Library
http://bookfa.blox.pl/2014/05/Napasc-na-umierajacego-na-raka-staruszka-i.html
Złośliwy chichot historii
Napaść na umierającego na raka staruszka i kradzież koperty z tajemniczym oznaczeniem w sylwestrową noc 2004/2005 wbrew pozorom nie jest początkiem tej historii. Wszystko zaczęło się dużo wcześniej, a konkretniej w grudniu 1970. Marynarka to trójmiejski thriller, który zaskakująco łączy współczesny wątek sensacyjny z jednym z tragicznych momentów naszej najnowszej historii. Mirosław Tomaszewski bardzo umiejętnie przemyca sporo wiedzy historycznej o wydarzeniach grudniowych na wybrzeżu, a konkretniej w Gdyni 1970 roku.Demonstracje robotników spowodowane kolejnymi podwyżkami cen mają swój tragiczny finał 17 grudnia 1970 roku. Na ulicach miasta pojawiają się zomowcy, milicjanci i wojsko. Finał tych wydarzeń jest tragiczny, są zabici i ranni. Jednym z zabitych jest ojciec głównego bohatera powieści, Adama. Ten prawie czterdziestoletni dziś mężczyzna, to wieczny buntownik, który mimo upływu lat nie potrafi rozliczyć się z własną przeszłością. Wydaje się, że przypadek styka Adama ze znanym gdyńskim biznesmenem Karolem Jarczewskim, który wyciąga do niego pomocną dłoń, kiedy ten akurat najbardziej tego potrzebuje.
Inne istotne postacie występujące w powieści to pragnąca zaistnieć dziennikarka Nina, jej szef Jan, niespełniony pisarz i zarazem żałosny erotoman, oraz wyjątkowa szuja Witek, zięć Karola. Nie wszyscy bohaterowie są jednoznacznie dobrzy lub źli, co czyni ich bardziej realnymi, a samą powieść nieprzewidywalną. Autor zgrabnie manipuluje czytelnikiem, w trakcie lektury trzeba sobie nieraz zadać pytanie, jak to jest z tym byciem dobrym lub złym? Może rzeczywiście jest tak jak kiedyś w jednym z wywiadów powiedział Krzysztof Majchrzak, że ci, co to ich wszyscy lubią, to z reguły są niezłe świnie?
Za zakratowanymi oknami kabiny, gdzie kiedyś kłębiły się tępe twarze zomowców, od dawna było pusto. Kto dziś pamiętał o tym, że ci gladiatorzy gdzieś przecież żyją, mają po sześćdziesiąt lat, emerytury wyższe od tych, których pałowali, chodzą pewnie z wnukami do kościoła i może nawet z czegoś się spowiadają.
Akcja powieści toczy się w dwóch płaszczyznach czasowych, wydarzenia 2005 przeplatają się z tymi z 1970. Fakty historyczne przedstawione jako osobiste wspomnienia uczestników to bardzo ciekawy zabieg narracyjny i interesująca, zupełnie niepodręcznikowa lekcja historii. Muszę też wspomnieć o interesująco przedstawionej próbie ucieczki przed odpowiedzialnością za swoje czyny w religijność.
Marynarka należy do lektur typu „jeszcze tylko jeden rozdział”. Wciągająca intryga, wartka akcja, budzący emocje bohaterowie i mnogość trafnych spostrzeżeń. Oprócz tego akcja toczy się w znajomych mi miejscach, a w retrospekcjach świetnie oddaje rzeczywistość minionej epoki. Czyli Marynarka ma wszystko to co wciągająca mnie z kopytami powieść powinna zawierać.
Czytałam Marynarkę w telefonie, więc wykorzystywałam każdą wolną chwilę, żeby przerzucić choć ze dwie wirtualne strony. Pewnie nie będzie łatwo, ale będę szukać wcześniejszych powieści autora. MUSZĘ je przeczytać.
———————————————————-
20 maja 2014, Edyta – Zapiski spod poduszki
http://zapiskispodpoduszki.blogspot.com/2014/05/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html
Każdy z nas ma jakąś przeszłość. Posiada ją każda jednostka, każdy naród, nawet ludzkość jako całość. Ludzie bez przeszłości, to ludzie bez nazwisk, bez tożsamości. Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy z nią silnie związani. Bywa, że to ona wpływa na naszą teraźniejszość najmocniej. Bywa, że więzi nas w czasie, który przebrzmiał, a my nijak nie potrafimy się z tym pogodzić. Bywa, że czyjaś przeszłość jest także naszą przeszłością. O przeszłości należy pamiętać, lecz nie należy nią żyć, gdyż może to być niszczące. Bywa jednak i tak, że przeszłość nas dogania i odbiera to, co jesteśmy jej dłużni.
uwagi: ciekawska, dokładna, twierdzi, że jest jedyną autorką książki „Grudzień `70. Ostatni rozdział”
05.Jan Badowski
redaktor naczelny „Głosu Bałtyckiego”
współautor książki „Grudzień `70. Ostatnia odsłona”
zam. brak danych
kawaler
dzieci: brak danych
uwagi: erotoman, przypisuje autorstwo książki „Grudzień `70. Ostatni rozdział” sobie.
Wszystkie w/w osoby żywo interesują się wydarzeniami mającymi miejsce w grudniu 1970 r. w Gdyni, część z nich maskuje swoje zainteresowanie tym okresem. Z niewyjaśnionych przyczyn Karol Janczewski nawiązuje kontakt z Adamem smutnym i zleca mu pieczę nad projektem Powrót do przeszłości. Adam smutny nawiązuje również relacje (także seksualne) z podejrzaną Niną Lewandowską. Należy rozważyć, czy spotkanie dziennikarki oraz starego punka na karaweli Santa Marii na pewno było przypadkowe oraz uzyskać dostęp do nagrań dziennikarki. Podejrzany Witek Skalski był widziany w redakcji „Głosu Bałtyckiego” 2 kwietnia 2005 r., 11 maja 2005 r. oraz 7 listopada 2005 r.; kontaktował się jedynie z Janem Badowskim. Brak potwierdzonego kontaktu z Niną Lewandowską. Wspomniany podejrzany był widywany w towarzystwie Adama Smutnego oraz Karola Jarczewskiego. Spotkania te miały raczej charakter służbowy. Zaobserwowano nieprzychylny sposób odnoszeni się do siebie w/w. Żadna z będących pod obserwacją osób nie wydaje się być powiązana w jakikolwiek sposób ze skradzionym dokumentem. W celu odkrycia obecnego miejsca przechowywania koperty ZO171270, pobudek kierujących złodziejami oraz celów, w jakich ma zostać użyta jej zawartość, działania operacyjno-rozpoznawcze są kontynuowane. Z uwagi na likwidację zagrożenia odkrycia akcji inspektor operacyjny będzie podawać się za czytelnika, który przyszedł na spotkanie promocyjne książki „Grudzień `70. Ostatni rozdział”, gdzie według uzyskanych informacji, mają się znaleźć wszyscy podejrzani. Dane zdobyte w tym miejscu pozwolą na ostateczne zamknięcie sprawy.
W fabule „Marynarki” Mirosława Tomaszewskiego przeplata się ze sobą kilka wątków. Początkowo wydają się być zupełnie ze sobą niezwiązane i chaotyczne, powodując zagubienie, lecz im bardziej zagłębiamy się w książkę, tym wyraźniej dostrzegamy powiązania, to jak układają się w spójną i logiczną historię, aż do finał, który wszystko nam wyjaśnia i zmusza do zastanowienia się nad przeszłością i jej wpływem na teraźniejszość. I nad przebaczeniem.
Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie.
George Santayana
Wyobraź sobie, że jesteś miastem, w którego centrum położony jest cmentarz starych miłości. Niektóre nagrobki są wyblakłe lub powywaracane, trawa nieskoszona, jak u Jonathana Carrolla w „Zakochanym duchu”. W jednych miastach cmentarze wyglądają schludniej niż w drugich. Niektóre groby odwiedzane są codziennie, inne, zapomniane, przykryte warstwą mchu, z napisami dawno już zmytymi przez deszcz, bezimienne.
historii potrafimy opowiadać na wiele sposobów. Mirosław Tomaszewski w swojej najnowszej powieści udowadnia, że z ważnymi tematami można zmierzyć się bez zbędnego patosu, ideologizowania, obarczania winą i demaskowania potwora w masce baranka.
Nic nie stało na przeszkodzie by cherlaka obezwładnić,a potem wypchnąć ze sklepu i zrzucić ze wszystkich dwóch schodków na pysk, częstując na pożegnanie kopem albo plaskaczem w łysinę.
Pamiętajcie, nigdy nie narzucajcie swoich gustów muzycznych w knajpach prowadzonych w zupełnie odmiennym stylu. Przebój „A wszystko to, bo ciebie kocham” nie koniecznie spodoba się barmanowi w stroju diabła, trzymającemu kolekcje płyt Zeppelinów, Joy Division, Nirvany czy Guns N’Roses w plastikowym chlebaku.
Adam delikatnie wziął płytkę między dwa palce, ale zamiast włożyć ją do kieszeni odtwarzacza, wykonał nieostrożny ruch, upuścił i krzyknął, udając przerażenie. – O, fuck! (…) przykląkł nisko, żeby nie było widać, co robi, wziął z dolnej półki widelec i zrobił na powierzchni krążka rysę. Wyszła trochę za głęboka, ale szansy na poprawkę nie było. – Przepraszam. Niezdara ze mnie – powiedział, wstając.
„Marynarka” – Grudzień ’70 i punk rock.
Powiedzieć, że lubi się czasy PRL-u, to niewybredne faux pas, szczególnie, jeśli się tego PRL-u nie doświadczyło na własnej skórze. Dla mnie historycznie to jedna z ciekawszych epok, której szczegóły i tajemnice jeszcze długo nie ujrzą pełni światła dziennego. A może to tylko fakt, że współczesność jest dzisiejsza, rzeczywista i w trakcie powszechnej edukacji uczeń nawet nie ma szansy poznać wydarzeń grudniowych, sierpniowych, a z nazwisk mówi mu coś jedynie Gomułka, Gierek i Jaruzelski. Ten trzeci ostatnio dlatego, że był zszedł.
Ukochałam sobie historię po 56 roku i niejako prezentem była dla mnie możliwość przeczytania książki, której jedną z osi fabuły są wydarzenia Grudnia ’70 na Wybrzeżu.
Osi, bowiem Marynarka Mirosława Tomaszewskiego lawiruje pomiędzy wspomnieniami na temat wydarzeń grudniowych oraz fabuły mającej miejsce we współczesności. Przede wszystkim autor nie przedstawia rozbudowanego tła historycznego, ale ludzkie losy, splatające się z wydarzeniami z 17 grudnia 1970 roku w Gdyni („Czarny Czwartek”). Historię poznajemy wtedy, kiedy nieodłącznie wiąże się ona ze losami bohaterów. Jak podkreśla sam autor, nie jest to powieść historyczna. Mnie osobiście bardziej odpowiadało przedstawienie emocjonalnego tła, niż sucha, historyczna narracja.
Thriller zaczyna się w Sylwestra 2004/5 roku na Saskiej Kępie, zabójstwem fotografa i kradzieżą teczki o enigmatycznym oznaczeniu ZO-17121970. Możemy spodziewać się, że zawartość teczki będzie miała ogromny wpływ na dalszą fabułę. Autor kończy jednak wątek i przenosi czytelnika kilka miesięcy i kilkaset kilometrów dalej – do Spotu, 1 kwietnia 2005 roku. Wówczas poznajemy głównych bohaterów.
W tym miejscu nie można oprzeć się wrażeniu, że to męska powieść. Oszczędna narracja, czysta fabuła bez rozbudowanych opisów, każdy szczegół ma jakieś znaczenie i wnosi coś do akcji. Jeśli nie w danym momencie, to w późniejszych rozdziałach. I bohaterowie – silni, będący u władzy mężczyźni oraz ich kochanki, uległe czy raczej zdominowane przez mężczyzn kobiety. Na dobrą sprawę to dobra książka obrazująca jakich mężczyzn w życiu unikać. Jedyni bohaterowie, którzy przełamują ten schemat, to ambitna dziennikarka „Głosu Bałtyckiego”, trzydziestokilkuletnia Nina oraz wycofany społecznie, były członek punkrockowego zespołu Amnezja, w sercu wciąż punk – Adam „Smutny”. Losy dwójki łączą się podczas koncertu i splatają za sprawą wydarzeń z 1970 roku.
Nina dostaje od swojego przełożonego niechciane zlecenie – zebranie materiałów i napisanie książki „Grudzień ’70. Ostatnia odsłona”. Jan Badowski, naczelny „Głosu Bałtyckiego”, jest uosobieniem seksistowskiego szefa. Ogólnie wiele wątków było dla zbyt seksistowskich czy wulgarnych. Autor na szczęście pomija jednak dokładnie opisy. Młodego czytelnika może trochę uwierać język, metafory i opisy, mające wprowadzić do fabuły (przez moment chciałam skrytykować styl, ale właśnie w owym momencie dostałam maila, że moje zdania są średnio o pięć razy za dużo złożone, sama nie wiem czemu, przecież nie są i nie nadużywam przecinków, kosztem kropek i wcale nie jest tak, że nie kończę zdania, wprowadzając nowy wątek). Gubi się jednak kilkakrotnie narracja rozdziałów, która przechodzi od jednego bohatera do drugiego, w ramach zaledwie akapitu.
„Smutny”, syn jednego ze stoczniowców zabitych 17 grudnia, próbuje zapomnieć przeszłość, ale można odnieść wrażenie, że w środku nadal się z nią rozprawia i nie chce zapomnieć. Tuła się przez życie, pracując w pubach, sklepie muzycznym, nie potrafiąc nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. To własnie jego portret psychologiczny zaprezentowany jest w powieści najlepiej. Adam staje się skarbnicą depresyjnych przemyśleń, złotych punkowych myśli. Wyjaśnione zostają motywy jego zachowania i uczucia, czające się pod grubą warstwą obojętności. W wielu przypadkach brakowało mi w bohaterach głębi, nie tyle psychologii, co pokazania ich z innej perspektywy, tłumaczącej czasem nielogiczne zachowania i wybory. Sposobnością do głębokich przemyśleń są również spotkania Niny z rozmówcami („istnieć można równie dobrze po nic” – takie mam zboczenie, że muszę otrzeć się o przemyślenia).
Pewnego dnia los uśmiecha się do Adama i trafia na milionera, Karola Jarczewskiego, sześćdziesięcioletniego właściciela firmy Karo Sp. z o.o., właściciela sieci lokali gastronomicznych i hoteli, który proponuje mu pracę w swojej firmie. Czytelnik poznaje niepokojący pomysł stworzenia PDP, rekonstrukcji aresztu dla więźniów politycznych i uczestników zamieszek na Wybrzeżu, przeznaczonego do zwiedzania. Niepokojąca, a zarazem zachęcająca jest scena wprowadzenia do niego licealistów.
Nie zabrakło również czarnego charakteru, skrywającego tajemnicę – jest nim Witek Skalski, fundator książki „Grudzień ’70″, prywatnie zięć Karola, który nie darzy teścia sympatią. Z wzajemnością.
Moja lektura zbiegła się w czasie z dwoma historycznymi wydarzeniami – kanonizacją papieża, który w tle powieści odchodzi (doskonale ukazana dezorientacja społeczeństwa i oczekiwanie przemiany) oraz śmiercią generała Jaruzelskiego, która wywołała podobne poruszenie i ożywienie tematu zbrodni aparatu Polski Ludowej.
Mniej więcej do połowy powieści akcja kroczyła, jak dla mnie, zbyt leniwie (szczególnie, jeśli w życiu goni mnie wszystko z terminem „wiem, że wiesz o tym od dziś, ale najlepiej byłoby to zrobić na wczoraj”). Autor co prawda świetnie buduje napięcie, zawiesza w próżni każdy z krótkich, opatrzonych datą i miejscem akcji, rozdziałów, ale wszystko toczyło się zbyt obyczajowo: romans bohaterów, zbieranie materiałów do książki, sprawy biznesowe. Czekałam na tę bombę, która rozsadzi fabułę i odpowie na wszystkie pytania, które powstały w trakcie lektury. Nie zawiodłam się, bo kilkaset ostatnich przewinięć czytnika to naszpikowana napięciem akcja, od której nie sposób się oderwać. Swego rodzaju zaskoczenia, fałszywe tropy i rozwiązania, których można się w jakiś sposób domyślać w trakcie lektury.
Uwielbiam powieści wrastające w miejską tkankę. Chociaż Trójmiasto nie jest moim miejscem na ziemi, autor, gdynianin, świetnie ukazał topografię, co może być wielką gratką dla mieszkańców (sama uwielbiam chodzić śladami bohaterów). Kolejną niespodzianką jest zawarcie „playlisty” utworów towarzyszących głównemu bohaterowi oraz emocjonalny stosunek do nich. Warto podczas lektury włączyć muzykę i wczuć się w nastrój.
Powieść czyta się dobrze, napisana jest przystępnym językiem. Nie ma zawiłości, lawirowania między wieloma niezwiązanymi ze sobą wątkami czy ogromu bohaterów. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że główne przesłanie, to życie, jeśli ma być przegrane, to będzie przegrane, ale nie do końca. A przeszłość zawsze ma najwięcej do powiedzenia.
A książkę rzecz jasna polecam w szczególności zainteresowanym tłem wydarzeń Grudnia ’70 oraz wielbicielom punkowej mentalności.
—————————————————————–
30 maja 2014, The K-files
http://thekfiles.pl/blog/2014/05/30/miroslaw-tomaszewski-marynarka/
To będzie tak-jakby recenzja. Przynajmniej dwa akapity będą w niej zupełnie zbędne. Ale ja ogólnie lubię lać wodę.
Moja rodzina z Gdyni nie pochodzi, ale jest z nią blisko związana. Rodzice długo tam mieszkali, tata nadal tam pracuje. W Gdyni urodziła się moja siostra. Mieszka w niej dwóch moich wujków z rodzinami i jeden dziadek. Zawarłam w tym mieście wiele bliskich i do tej pory trwających znajomości. Kiedy byłam na pierwszym czy drugim roku studiów i zimą łapałam doła, wsiadałam do „kolejki” (pociągu Szybkiej Kolei Miejskiej) na stacji SKM Gdańsk Wrzeszcz (bo do niej miałam najbliżej ze stancji) i zamiast do pięknego, zabytkowego centrum Gdańska jechałam do szklano-betonowej, kilkudziesięcioletniej Gdyni, na bulwar nadmorski. Wracałam opita przesłodką kawą, zasłodzona dobrym ciastem i ze znacznie poprawionym humorem.
Może to sugerować, że nie będę do końca obiektywna wobec książki. No cóż, trochę racji w tym będzie. Bo nie dość, że jestem emocjonalnie związania z miastem, gdzie dzieje się większość wydarzeń w książce (książek polskich autorów czytam bardzo mało, ale jeśli już, to ulice są zazwyczaj warszawskie, więc czytanie znajomych nazw i kojarzenie, jak tamte okolice wyglądają, to dla mnie nowe doświadczenie), to jeszcze autor jest kolegą mojego taty ze szkolnych lat, do tej pory utrzymują kontakt, a w mieszkaniu jego syna w Krakowie trzy lata temu przez kilka dni miałam bazę ;).
…Witek, cyniczny zięć Karola Jarczewskiego, bogatego biznesmena z Gdyni, wyraźnie chce przejąć jego firmę. Pewnego dnia zleca redaktorowi naczelnemu trójmiejskiej gazety napisanie książki o wydarzeniach z 17 grudnia 1970 roku. Naczelny zleca to swojej dziennikarce, która spotyka Adama – przebrzmiałego punka, który ma osobiste wspomnienia z tamtego dnia…
Do książki podeszłam z pobudek nieco osobistych, ale przy czytaniu nie miało to znaczenia. Zostałam potraktowana sprawnie prowadzoną opowieścią, z raczej jednoznacznymi postaciami. Do paru z nich można czuć antypatię, uparcie buntownicze zachowania innej czasami są nie do końca zrozumiałe, kolejną niby się lubi, ale później już nie wiadomo, co o niej myśleć… W jakiejś recenzji ktoś zauważył, że na budowę postaci mogło mieć wpływ doświadczenie autora w pisaniu scenariuszy serialowych. Może i tak, nie przeszkadzało mi to.
Jednym z głównych pytań, które trzymało mnie przy lekturze, były motywy bohaterów. Dlaczego Witek chce wydać książkę o Grudniu 1970? Dlaczego jego teść zakłada Agencję PDP i zatrudnia w niej Adama, chociaż ten nie ma żadnych zdolności biznesowych? Na każde z tych pytań otrzymałam prostą, satysfakcjonującą odpowiedź.
Całość zaczyna się jak kryminał, kończy też jak kryminał, pomiędzy mamy ludzi, na których życie nadal mają wpływ wydarzenia z 17 grudnia 1970 (główna akcja dzieje się w 2005). Czyta się sprawnie i przyjemnie (o niczym nie świadczy to, że czytanie zajęło mi dwa tygodnie, to dla mnie standard 😉 ), dla mnie osobiście tym przyjemniej, że kojarzyłam, jak wyglądają przedstawione miejsca. Jest to lekka lektura, niewymagająca zbyt dużego skupienia, intrygująca, z fabułą toczącą się do przodu w nienużącym tempie, napisana prostym, „ludzkim” językiem (jak mnie „ości” Karpowicza momentami męczyły! No tak, ale to „ości” są nominowane do Nike… 😉 ).
Zatem za tę wycieczkę na znajome, gdyńskie ulice bardzo Panu, Panie Mirku, dziękuję. Dałam się zaprosić i nie żałuję.
————————————————————-
31 maja
http://mojedamskiemysli.blogspot.com/2014/05/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html#more
Marynarka – Mirosław Tomaszewski
Wydawnictwo W.A.B., stron papierowych 256 |
W sylwestrową noc 2004 roku do domu starszego fotografa włamują sie nieznani mężczyźni. Poszukują koperty oznaczonej symbolem ZO-171217. Gdy dostają to czego szukają zabijają fotografa. Następnie wydarzenia przenoszą kilka miesięcy później, gdzie poznajemy powoli głównych bohaterów. Karol Jarczewski to właściciel dobrze prosperującej firmy Karo Sp. z o.o.. Bardzo kocha swoją córkę Magdę i równie mocno nienawidzi swojego zięcia Witka. Kolejnym bohaterem jest Adam, były lider zespołu Amnezja, który pracuje to tu, to tam, nie zagrzewając miejsca nigdzie na dłużej. Na koncercie zespołu Pinezka poznaje on Ninę, dziennikarkę, która przeprowadza z nim wywiad. Co połączy tych bohaterów ?
Książka podzielona jest na wiele rozdziałów. Każdy z nich opatrzony jest datą i miejscem akcji. Rozdziały są krótkie i przenoszą od jednego bohatera do drugiego łącząc historię w całość.
Powieść czyta się szybko. Jest napisana jasnym językiem. Nie ma tu zbędnych opisów, wywodów filozoficznych, analizy psychologicznej bohaterów czy w końcu suchej historii Polski.
Historia grudnia 1970 roku jest jednym z wątków tej lektury. Jest dosyć istotnym wątkiem i to ten wątek stanowi podstawę tej książki. Ale co ciekawe, autor fakty z grudnia 1970 przedstawił w takiej formie, że wręcz domagałam się jak najwięcej dowiedzieć o tych wydarzeniach, z niecierpliwością czekałam na relacje świadków i nowe fakty. Ale co jest jeszcze ciekawsze, zajrzałam nawet do internetu, żeby przeczytać coś więcej na ten temat. Zaskoczyło mnie to ogromnie.
lubimyczytac.pl |
Jeśli chodzi o akcje powieści to ciężko mi ją zakwalifikować do jednego gatunku. Nie jest to trzymający w napięciu thriller, a akcja nie biegnie z prędkością światła, choć wydaje mi się, że najbliżej tu do sensacji. Autor zastawiał na czytelnika haczyki, przez które chciałam czytać rozdział po rozdziale. Nie ma tu nudy. Jest wątek romansu, relacji rodzinnych, elementów przeszłej historii, a nawet kryminału. A wszystko ujęte w niebanalny sposób.
Bohaterowie tej powieści nie są idealni, ale każdy z nich jest interesujący. Każdy ma wady i zalety. Wszystkich bohaterów łączą wydarzenia grudnia 1970. Witek chce by redakcja „Głosu Bałtyckiego” wydała książkę. Nie chce być jej autorem, ale dostarczy materiałów. Z daleka czuć, że jego intencje „śmierdzą”. Nina ma być współautorką książki. Na początku nie chce w tym uczestniczyć, ale w pewnym momencie widzi w tej książce swoją wielką szansę. Karol jest bardziej tajemniczy. Wydaje się osobą dążącą po trupach do celu, ale także człowiekiem mającym dobre intencje. Bez problemu zgadza się zostać sponsorem książki. Adam nie chce wracać pamięcią do tamtych wydarzeń. Nie chce rozmawiać o ojcu. To bohater, którego zachowanie czasem mi było trudno zrozumieć.
Jest jeszcze tytułowa marynarka. Przyznam, że gdy Adam odkrywa jej znaczenie, historia nabiera dla mnie większego znaczenia i powoduje, że przechodzi mnie dreszcz. Nie mogę się już od tej książki oderwać. Ta historia staje się przerażająco rzeczywista.
Nie bardzo zrozumiałam wątek PDP, który myślałam, że się rozwinie i da mi odpowiedź na pytanie: „Co Karol chciał przez to osiągnąć ?”. Być może był to tylko pretekst, żeby zatrudnić Adama i nie miał innego, jakiegoś większego znaczenia.
Książka pokazuje, że nie ma ludzi tylko dobrych i złych, i że coś co może wydawać się oczywiste jednak wcale takie nie jest. Zakończenie tej historii uważam za świetne.
Marynarka to wciągająca od pierwszej strony powieść. Myślę, że każdy w niej odnajdzie coś dla siebie, a osoby, które boją się książek z historią w tle mogą śmiało po nią sięgnąć. Ta książka pozostanie w mojej pamięci na pewno na dłużej.
– See more at: http://mojedamskiemysli.blogspot.com/2014/05/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html#more
„Marynarka” M. Tomaszewski
Jest rok 2005, Gdańsk. Kilka postaci pojawia się nagle na scenie: Adam, podstarzały (a może przestarzały?) punkowiec, niegdyś lider zespołu Amnezja, Karol, który jest szefem dobrze prosperującej firmy Karo, Wojtek, jego zięć, Jan, redaktor lokalnej gazety i Nina, pracująca w redakcji Jana dziennikarka. Na początku te osoby są dla mnie białą kartą, niewiele o nich wiem i nie rozumiem ich decyzji.
Zresztą był to dla mnie pewien problem, ponieważ autor „Marynarki” długo nie zdradzał motywacji bohaterów, przez co nie umiałam wczuć się w ich życiorysy. Ich działania były tajemnicze i zdawały się przypadkowe. Losy powoli się splatały – Adam poznał Ninę na statku-restauracji i po pewnym czasie zostali parą. Witek, nie wiedzieć czemu, zgłosił się z propozycją do Jana, redaktora „Głosu Bałtyckiego”, by napisał książkę o wydarzeniach Grudnia 1970. Pomóc w realizacji tego projektu ma Nina. Gdy Adam zostawia pracę w sklepie ze sprzętem muzycznym zatrudnia go Karol, który ma pomysł na nową atrakcję dla młodzieży – obóz-więzienie, który pozwoli im wrócić do przeszłości, do gorącego okresu strajków stoczniowców i bójek z ZOMO.
Ta książka jest mocno zanurzona w historii i choć dzieje się współcześnie, korzenie sięgają właśnie do wydarzeń Grudnia 1970. Nagle okazuje się, że co najmniej dwóch głównych bohaterów, chcąc nie chcąc, wciąż żyje przeszłością. Ktoś strzelał do stoczniowców, ktoś inny stracił wtedy ojca… Jedyne co po nim zostaje to podziurawiona od kul marynarka. Marynarka, która jest w powieści symbolem niedającej się zapomnieć historii. Postaci Tomaszewskiego są w nią uwikłane i nie potrafią się od niej odciąć.
Bardzo zasmuciła mnie ta książka, ukazuje bowiem dobrze beznadzieję Polski, ciągłe patrzenie wstecz, niemożność lepszego jutra. Prawie żaden wątek nie kończy się tu dobrze, bohaterowie są samotni, zaplątani w układy, z których nie ma ucieczki, może poza jedną – w dół, skacząc z barierki balkonu. Choć każdy z nich stara sobie jakoś ułożyć życie, przeszłość dopada ich po kolei i wszyscy wychodzą z tego martwi lub pokaleczeni.
Postaci wykreowane przez Tomaszewskiego nie dają się lubić. Erotoman Jan, który patrzy łakomym okiem na swoje stażystki, Karol, który błędy przeszłości usiłuje odkupić charytatywnymi darami, Nina, ambitna dziennikarka, która sama nie wie czy bardziej pragnie niezależności czy związku z Adamem, no i on, Adam – kiedyś punk, dziś konformista, który po czterdziestce odkrywa, że życie nie jest takie jak w punkowych pieśniach, nie ma jednak pomysłu jakie w takim razie powinno być. Momentami miałam wrażenie, że wszyscy oni są mało naturalni, ich sylwetki sprawiały wrażenie wyciętych z papieru – zbyt mało w nich było życia. Dopiero na samym końcu, gdy wątki zaczęły się łączyć ze sobą, zrozumiałam co kierowało Karolem czy Wojtkiem (są to zresztą chyba najbardziej skomplikowane postaci wśród figurek z papieru). Tomaszewski przeniósł mnie do roku 1970 i pokazał, że tamte czasy są wciąż żywe poprzez dalsze losy ludzi, którzy brali udział w wydarzeniach pod stocznią. W niejednej piwnicy może jeszcze leżeć podziurawiona marynarka…
———————————–
1 czerwca 2014
http://moznaprzeczytac.pl/marynarka-miroslaw-tomaszewski/
Dodane przez Jacek Jarocki 1 czerwca 2014 | brak komentarz
Marynarka
Mirosław Tomaszewski
Wydawałoby się, że w odniesieniu do historii można wysunąć dwa, z pozoru niekontrowersyjne twierdzenia. Po pierwsze, dotyczy ona zdarzeń, które minęły i które bezpośrednio nie mają wpływu na hic et nunc. Po drugie, w takim wypadku przeszłość jawi się jako obiektywna, niezmienna i ustalona raz na zawsze. O tym, jak naiwne są te przekonania przekonujemy się po lekturze książki Mirosława Tomaszewskiego, Marynarka. Po ostatniej stronie wiemy na pewno, że historia jest rzeczą niekończącej się oceny, zaś przez sam fakt ciągłego stawania się, potrafi ona wpłynąć na nasze życie w najmniej spodziewanym momencie.
Głównym bohaterem powieści jest Adam – cyniczny samotnik, który niczego od życia nie oczekuje i niczego nie dostaje. W młodości wokalista punk rockowego zespołu Amnezja, zwany przez swoje usposobienie Smutnym, teraz, niecałe ćwierć wieku później, porzuciwszy buntownicze ideały prowadzi egzystencję pozbawioną celu. Tak jest przynajmniej do chwili, kiedy spotyka na swej drodze Karola, biznesmena i filantropa, którego najnowszym pomysłem jest otwarcie biznesu, związanego z wydarzeniami Grudnia ‘70. Historia okazuje się wyjątkowo żywa – nie tylko dlatego, że Adam jest z nią związany osobiście, lecz również z tego względu, iż trzydzieści pięć lat po wybuchu krwawo stłumionych zamieszek, znowu zaczynają ginąć ludzie.
Tomaszewski dotyka tematu, który – choć pozornie obecny w świadomości Polaków – okazuje się dla wielu jedynie kolejnym wydarzeniem z lekcji historii, ujętym pod ogólny nagłówek „strajków robotniczych przeciwko władzy ludowej”. Dla tych, którzy mają mniej niż trzydzieści pięć lat wystąpienia stoczniowców kojarzyć się mogą co najwyżej z patriotyczną laurką, kwiatami pod pomnikiem poległych i banałami o poświęceniu dla Ojczyzny. Autor Marynarki całkowicie unika takiego patetycznego tonu. Protesty, owszem, były, ale nie dlatego, że robotnicy walczyli o demokrację i kapitalizm, lecz dlatego, że na święta drastycznie wzrosły ceny podstawowych produktów spożywczych. Ci, którzy zginęli to nie męczennicy „za wolność naszą i waszą”, ale przypadkowe ofiary, które często nieświadomie znalazły się w samym centrum tragicznych wydarzeń. Dla Tomaszewskiego Grudzień ’70 to historia: wprawdzie żywa, ale odbrązowiona, niemająca nic wspólnego z apelem poległych czy szkolną akademią, gdzie jedyną słuszną podstawą jest stanie na baczność z ręką na piersi.
Autor Marynarki nie osądza, lecz jedynie pokazuje postawy. Swoista, historyczna uczciwość każe mu przywołać również tych, którzy w pamiętny Czarny Czwartek, 17 grudnia, stali po drugiej stronie barykady. Młodzi poborowi, którzy zaledwie kilka tygodni wcześniej recytowali „Ja, obywatel Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, stając w szeregach Wojska Polskiego przysięgam…” musieli bez wątpienia czuć tragizm tych słów, wciąż mając w pamięci dalszą część roty: „…bronić niezłomnie praw ludu pracującego, zawarowanych w Konstytucji, stać nieugięcie na straży władzy ludowej…”, wieńczonej słowami „…mężnie walczyć w obronie Ojczyzny, o świętą sprawę niepodległości, wolności i szczęścia ludu”. Tragiczny los sprawił, że naprzeciw siebie stanęli rówieśnicy; nieszczęście jednych polegało na tym, że w nieodpowiednim czasie otrzymali kartę powołania i w zimne, grudniowe dni stali z bronią w ręku, czekając na rozkaz, a drugich, że po tym, gdy rozkaz już padł, znaleźli się pod gradem kul. Nic nie było wówczas czarno-białe, mówi Tomaszewski, i udowadnia to tak przekonywająco, że Czytelnik mu wierzy.
Czarno-białe i skrajnie symplifikujące jest natomiast podejście tych, którzy w pewnym momencie zaczynają ferować w Marynarce wyroki. W jednej ze scen młodzież, która Grudzień ’70 może wiązać jedynie z monochromatycznym zdjęciem niesionego na drzwiach ciała Zbyszka Godlewskiego, reaguje tak, jak gdyby były wojskowy zabił kogoś, kogo bezpośrednio znają. Tomaszewski świetnie oddaje fanatyzm, który towarzyszy wielu sporom historycznym, dzieląc Polaków na „zdrajców” i „prawdziwych patriotów”. Sam autor maluje natomiast historię z subtelnością, nie upraszczając i nie kategoryzując. To sprawia, że historia jest historią: zapisem wydarzeń, których bohaterowie to ludzie tacy jak my.
Poszukuję w Marynarce wyższego uzasadnienia, lecz zupełnie niepotrzebnie, bo książka broni się sama. Tematyka zmusiła mnie, bym wskazał, jak umiarkowany jest w swych ocenach Tomaszewski, lecz siła jego powieści tkwi zupełnie gdzie indziej. Otóż Marynarka to po prostu rewelacyjna powieść z wyraźnie zarysowanym wątkiem sensacyjnym. Świetny pomysł to jedno, ale na szczególną uwagę zasługuje jego bezbłędne wykonanie. Autor umiejętnie buduje intrygę, wciąga w nią coraz bardziej, co i rusz zaskakuje; w rezultacie po prawie 450 stronach Czytelnik ma ochotę na więcej. Duża w tym zasługa perfekcyjnie skrojonych postaci, z których każda jest oryginalna, a przez to łatwa do zapamiętania. Nawet postaci drugoplanowe są ludźmi z krwi i kości, budząc autentyczną sympatię (lub wrogość). Zarówno Gdynia, jak i jej mieszkańcy oddani są z charakterem i w taki sposób, że nie można wątpić, iż – jeżeli przedstawione zdarzenia nie rozegrały się naprawdę – to na pewno mogłyby się wydarzyć. Dodajmy do tego perfekcyjny styl i otrzymamy książkę, od której trudno się oderwać.
Marynarka to, w rzeczy samej, dwie powieści. Jedna z nich ma w sobie coś z klasycznej literatury sensacyjnej, zarysowanej na historycznym tle. Jednakże tło to jest tak wyraźne i tak dobrze skonstruowane, że stanowi ono powieść per se – inspirującą, a nade wszystko: prawdziwą. Obie książki, ujęte pod jednym tytułem, są warte polecenia. To doskonała literatura rozrywkowa, która zarazem chce powiedzieć coś więcej. Sukces na obu tych polach daje rezultat w postaci wyśmienitej prozy.
————————————-
3 czerwca
http://kingaczyta.blogspot.com/2014/06/mirosaw-tomaszewski-marynarka.html
Ostatni dzień 2004 roku skończył się tragicznie dla starego fotografa. Do jego domu włamuje się dwóch bandytów, którzy żądają tajemniczej koperty o numerze ZO-171270, a gdy ją dostają, zabijają mężczyznę.
Kwiecień 2005 roku. Adam to czterdziestoletni mężczyzna, były wokalista zespołu Amnezja, znany pod pseudonimem „Smutny”. Robi on wszystko, by zapomnieć o tragicznym wydarzeniu w grudniu 1970 roku. Nina Lewandowska to ambitna kobieta, która pracuje jako dziennikarka dla „Dziennika Bałtyckiego” i szuka tematu, dzięki któremu odniesie sukces. Natomiast Karol Jarczewski jest właścicielem dobrze prosperującej firmy Karo Sp. Z.o.o, walczy ze swoim znienawidzonym zięciem Witkiem i próbuje doprowadzić do rozwodu jego córki. Trzej różni bohaterowie, ale jest coś, co ich połączy.
Powieść jest zawiła. Od samego początku autor serwuje nam mnóstwo bohaterów i wątków. Powiedziałabym nawet, że panuje tutaj lekki chaos. Jednak wątki stopniowo się ze sobą łączą, bohaterowie również, wszystko ma swój cel. Wystarczy tylko uważnie czytać, żeby już na samym początku nie zgubić się w labiryncie scen.
W książce występuje mnóstwo bohaterów. Z niektórymi mamy styczność tylko przez parę stron, ale mimo to są oni porządnie wykreowani i różnorodni. Każdy ma swoje wady i zalety, możemy poznać ich życie obecne i wydarzenia z przeszłości. Bohaterowie są zdecydowanie mocną stroną książki. Ci główni zasługują na szczególną uwagę. Moją największą sympatię zdobył Adam. Szczególnie spodobały mi się początkowe rozdziały z tym bohaterem. Adam to taki wrażliwy na muzykę samotnik, który stara się zapomnieć o wydarzeniach z grudnia ’70. „Smutny” żyje spontanicznie, nie troszczy się o swoją przyszłość.
Bałam się, że przytłoczy mnie historia i w pewnym momencie się pogubię. Jednak nic z tych rzeczy. Wydarzenia z grudnia 1970 roku są tłem dla powieści, ale odgrywają ogromną rolę dla bohaterów.”Marynarka” to bardzo dobra książka, którą przyjemnie mi się czytało, a przy okazji lepiej poznałam wydarzenie z grudnia ’70. Autor nie ocenia, nie moralizuje tylko opowiada, a ocenę postaci pozostawia czytelnikom. Powieść jest ciekawa i wciągająca, a zakończenie zaskakujące. Akcja powoli gna do przodu, ale nie ma tutaj miejsca na nudę.
Wspomnę jeszcze o ogromnej ilości utworów, które pojawiają się w książce. Pomysł świetny, a kawałki bardzo dobre. Warto sobie włączyć podczas czytania jeżeli ma się taką możliwość.
————————————-
9 czerwca
http://goodstory.pl/polecane-ksiazki/powiesc-z-historia-w-tle-czyli-o-marynarce-miroslawa-tomaszewskiego-recenzja/
Powieść z historią w tle, czyli o ‚Marynarce’ Mirosława Tomaszewskiego – recenzja
Opublikowano 9 czerwca 2014 w: Polecane książki | 0 komentarzy
Jeśli interesujecie się wybranym okresem historycznym i zastanawiacie się, w jaki sposób zdobytą wiedzę wykorzystać w swojej powieści, zobaczcie, jak zrobił to Mirosław Tomaszewski w niedawno wydanej powieści „Marynarka”, dotyczącej wydarzeń z grudnia 1970 roku.
Zaczyna się jak u Alfreda Hitchcocka – potężnym trzęsieniem ziemi. W Sylwestra do mieszkania umierającego na raka starszego mężczyzny włamuje się dwóch zbirów. Grożąc właścicielowi żądają od niego starej koperty oznaczonej symbolem ZO171270. Ten nie ma pojęcia, o co chodzi, ale przekazuje im to, czego chcą, byle tylko zostawili go w spokoju. Ci jednak zabijają świadka.
Początek powieści jest mocny i rodzi w czytelniku sporo pytań: co to za koperta, kto zlecił zabójstwo, dlaczego stała się taka cenna? Liczymy, że wkrótce się tego dowiemy. W końcu Hitchcock mówił, że najpierw ma być trzęsienie ziemi, a potem napięcie ma stale wzrastać.
Tak się jednak nie dzieje.
Intryga, która jest tylko pretekstem
Zamiast dalszego ciągu wydarzeń, zaczynamy poznawać bohaterów: Karola Jarczewskiego, bogatego i wpływowego mieszkańca Gdyni; Witka, który ożenił się z córką Karola i dąży by przejąć jego firmę, redaktora naczelnego „Głosu Bałtyckiego”, erotomana, który dostaje od Witka propozycję napisania książki o wydarzeniach grudnia 1970; Ninę, ambitną dziennikarkę „Głosu Bałtyckiego”, która zaczyna zbierać materiały do książki oraz Adama, pseudonim „Smutny”, byłego wokalistę słynnego zespołu Amnezja, obecnie bezrobotnego, który w Grudniu 1970 stracił ojca.
Co łączy te wszystkie osoby? Na początku trudno się zorientować, opowieść rozbita jest na kilka fragmentów, które dopiero z czasem zaczynają układać się w całość. Jednak pierwszy rozdział obiecuje sporo akcji, tymczasem mamy do czynienia z leniwie toczącą się opowieścią, jak to wydarzenia z Grudnia 1970 roku, kiedy strzelano do stoczniowców idących do pracy, wpływają na współczesne losy bohaterów.
Na plus zasługuje znikoma ilość publicystyki. Pisząc własną powieść pamiętajcie, że najważniejsza jest sprawnie i wiarygodnie poprowadzona fabuła. Jeśli opowieść ma wam służyć jedynie do tego, by przedstawić swój punkt widzenia bądź uwypuklić pewną tezę powinniście zająć się literaturą faktu, a nie beletrystyką.
Znane wydarzenie – większe grono odbiorów
Osadzenie fikcyjnej powieści w prawdziwych okolicznościach pozwala dotrzeć do czytelników, którzy interesują się danym okresem historycznym i zapewne z ciekawości sięgną po książkę, jak również zainteresować nią te osoby, które chcą się czegoś dowiedzieć – np. o grudniu 1970, ale nie mają ochoty czytać książek naukowych. „Marynarka” Tomaszewskiego zawiera w sobie różne opowieści z tego okresu – mówią o nich rozmówcy Niny na potrzeby pisanej przez nią książki. Ciekawy pomysł, jednak spowalnia on tempo powieści.
Tutaj uwaga: jeśli chcecie sami wykorzystać to rozwiązanie, sprawcie, by wiedza, którą poznają bohaterzy, była im do czegoś naprawdę potrzebna. Tutaj po prostu obserwujemy dziennikarkę przy pracy, co nijak się ma do głównej osi powieści i pytania, po co komu była potrzebna ta koperta, za którą ktoś był gotowy zabić?
Opowieść vs historia
Prawdziwe wydarzenia można wykorzystać na różne sposoby. Należy jednak zawsze starać się, by były one tłem waszej opowieści, nie zaś głównym bohaterem. W „Marynarce” jest niestety odwrotnie. Mam wrażenie, że wszystkie postaci, jak i rozwój fabuły mają za zadanie wciąż nawiązywać do wydarzeń sprzed czterdziestu lat i skłaniać nas do refleksji odnośnie poszczególnych wyborów ludzi, którzy byli wtedy w Gdyni. Tomaszewski daje pewien wgląd w sytuacje z Grudnia ’70 i pokazuje, że można oglądać tę historię z wielu perspektyw, co jest niewątpliwym plusem jego dzieła.
Sylwester 2004 roku. Starszy mężczyzna zostaje napadnięty we własnym domu i zamordowany. Bandyci zabierają tylko jedną rzecz – kopertę. Cztery miesiące później do redakcji „Głosu Bałtyckiego” zgłasza się mężczyzna, który chce, by ktoś z dziennikarzy napisał książkę. Udostępni on materiały dotyczące Grudnia ‘70 roku i wydarzeń z Trójmiasta. Do sprawy zostaje zaangażowana Nina, która początkowo nie jest zainteresowana propozycją, jednak potem się w nią angażuje. Adam, którego ojciec brał udział w wydarzeniach, nie chce z nią o tym rozmawiać. Jednak dziewczyna wpada mu w oko. zaczynają się spotykać. W życiu Adama wiele się dzieje. Zmienił pracę, rzucił poprzednią dziewczynę, wpadł na pomysł zarobienia na wspomnieniach z tamtego okresu. Wraz z Karolem, bogatym właścicielem firmy Karo, przygotowują się do otwarcia czegoś w rodzaju muzeum wraz z możliwością wycieczek tematycznych. Ludzie mają dowiedzieć się, jak wyglądało życie w tamtych czasach.
Książka porusza dość ważny temat – niby lokalne wydarzenie, które ma być odtworzone ze wspomnień ludzi i pokazane całej Polsce, która jakby o nim zapomniała. Wywiady i rozmowy są w książce przywoływane dość często. Także zdjęcia opisano dokładnie. Prace nad książką sprawiają, że temat Grudnia ’70 opowiedziany jest nieco inaczej, niż w przekazach historycznych.
Bohaterowie są dość różni. Adam to mężczyzna, który niegdyś grał w popularnej kapeli. Muzyka to całe jego życie, co widać w wielu sytuacjach, w których się znajduje. Nina to ambitna dziennikarka, niezadowolona ze swojej pracy. Karol ma pieniądze, ale jest nieszczęśliwy – jego córka wyszła za łajdaka, na dodatek uległa poważnemu wypadkowi. Wszyscy opisani są dość dokładnie pod względem psychologicznym, przywoływane są momenty z ich przeszłości, które miały na nich wielki wpływ.
Język jest dość prosty i dostosowany do postaci. W rozdziałach, w których śledzimy Adama pojawia się nieco ostrzejszy ton nie tylko wypowiedzi ale też narracji. Zupełnie inaczej czyta się fragmenty poświęcone Karolowi. Krótkie rozdziały opisane dokładnie co do czasu i miejsca, sprawiają, że przez książkę brnie się niczym przez pamiętnik.
Wielkim plusem jest historia. Autor chce pokazać coś innego, skupia się na wydarzeniach ważnych. W tle ciągle przewija się muzyka, która dość dobrze opisuje wiele sytuacji. Niektóre wydarzenia porównuje się wprost do konkretnych utworów.
Momentami przykra, gorzka i smutna historia przetkana jest czarnym humorem i drwiną. Zdarzały się podczas lektury fragmenty zabawne, choć nie było ich wiele i być może wynikały one jedynie z dwuznacznych sytuacji.
Ogółem pozycja jest ciekawa. Czyta się ją szybko. Nie jest banalna – ma doskonale dobraną historię, przedstawioną w fantastyczny sposób. Co najważniejsze – wydarzenia przedstawione w tej lekturze nie są oceniane w żaden sposób. Autor sam pozostawia nam decyzję, jak chcemy odnosić się do historii. Pokazuje różne spojrzenia na tę sytuację – tych, którzy żyli w tych czasach i tych, którzy ich nie znają.
Polecam tym, którzy chcą przeczytać pozycję interesującą ale też mądrą i ważną. Spodoba wam się formuła tej książki. Świetnie skomponowana lektura z historią nie tylko państwową ale też rodzinną w tle oraz niezłymi utworami muzycznymi na dokładkę.
——————————————-
10 czerwca
http://sztukater.pl/ksiazki/item/13448-marynarka.html
- Uleczkaa38
Przeszłość bardzo często daje znać o sobie przez całe Nasze życie. Ingeruje w Naszą egzystencję, wpływa na Nasze decyzje i wybory, kształtuje Nasz charakter i czyni Nas takimi, a nie innymi ludźmi. I często również zdarza się tak, że od przeszłości tej, czasami zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, nie potrafimy się uwolnić. Czasami wystarczy jeden dzień, jedna krótka chwila i jedno wydarzenie, byśmy na zawsze byli już skazani na życie w jego cieniu, choćbyśmy nie wiem jak bardzo próbowali się od niego uwolnić. O takim wydarzeniu i takiej bolesnej przeszłości, opowiada powieść Mirosława Tomaszewskiego, zatytułowana – „Marynarka”.
Fabuła tej powieści rozgrywa się głownie w roku 2005, czasami jedynie przenosząc akcję poprzez retrospekcję w przeszłość, i opowiada o losach kilkorga bohaterów, mieszkających w Gdyni. Główny z nich – Adam, to ponad 30-letni kawaler, były muzyk punkowego zespołu „Amnezja”, który obecnie pała się różnego rodzaju zajęciami, począwszy od pracy barmana, a na sprzedawcy w sklepie muzycznym skończywszy. Pewnego dnia otrzymuje propozycję zatrudnienia od jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi Trójmiasta – Karola Jarczewskiego, który proponuje mu prowadzenie swego rodzaju „żywego muzeum”, odzwierciedlającego realia komunistycznego aresztu. W tym samym czasie do redakcji „Głosy Bałtyckiego” zgłasza się mężczyzna o imieniu Witold, który oferuje tamtejszemu redaktorowi naczelnemu sfinansowanie serii artykułów, a w dalszej kolejności składającej się z nich książki, poświęconej krwawym wydarzeniom z grudnia 70-roku. Dostarcza także niepublikowany dotąd nigdzie materiał źródłowy, który w owej publikacji ma się pojawić. Pracy nad ową książką podejmuje się Nina – młoda dziennikarka, która prywatnie spotyka się od pewnego czasu z Adamem. I tak oto rozpoczyna się podroż tych dwojga młodych ludzi, ku wydarzeniom z trudnej przeszłości, w której to losy Adama i Karola są ze sobą nierozerwalnie powiązane..
Książka ta jest niezwykle mądrą i zaskakującą próba opowiedzenia o współczesnej Polsce (mimo, iż tej sprzed 9 lat), w oparciu o wydarzenia z roku 70, które raz na zawsze odmieniły życie i świadomość mieszkańców wybrzeża. Autor dotyka tutaj tematów trudnych, bolesnych ale na pewno niezwykle ważnych dla Nas wszystkich, o których warto mówić. Mam tu na myśli kwestie rozliczenia się z bolesną historią, którego tak naprawdę chyba nie potrafimy przeprowadzić My wszyscy jako naród, zarówno od strony ofiar jak i ich oprawców. Równie ważny jest tutaj także obraz dzisiejszej Polski, czyli kraju ślepo zapatrzonego w zachodni pęd za karierą, pieniądzem, korporacyjną i bankową codziennością, pozbawioną większych wartości. I wszystko to opowiedziane jest tutaj w sposób ciekawy, czasami zabawny i ironiczny, czasami bardzo poważny. Zawsze jednak w jak najbardziej przystępny, otwarty, na wskroś współczesny i na pewno nie nudny. Oto bowiem poznając historię niespełnionego muzyka, dawnego symbolu buntu, borykającego się z trudnymi realiami dnia codziennego, poznajemy także historię z jego dzieciństwa, która wiąże się z historią Polski. Takie ujęcie historii na pewno jest interesujące, nowatorskie i łatwiej trafiające do młodego czytelnika. I chyba w tym właśnie tkwi największa wartość tej powieści, wyróżniająca ją z szeregu innych.
Czytając pierwsze rozdziały powieści można odnieść wrażenie, iż mamy oto przed sobą tragikomedię, z naciskiem na słowo komedia. Trzeba przyznać bowiem, iż sposób ukazania życia byłej gwiazdy punk rocka , czyli Adama, odbywa się w sposób nie tylko śmieszny, ale wręcz rozbrajający nawet najbardziej zatwardziałych odbiorców, dla których poczucie humoru stanowi jedynie nic nie znaczące hasło. Zabawa jest tutaj przednia, nieco ironiczna, ale na pewno nie pozbawione dobrego smaku. Potem jednak następuje swoisty zwrot w charakterze owej fabuły, zmierzający wyraźnie ku wydarzeniom tragicznym i smutnym, związanym z grudniem 70 roku. I przyznać trzeba, że przejście to odbywa się niezwykle płynnie, wręcz niezauważalnie, a dopiero po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę, iż wkroczyliśmy na tę inną, mroczniejszą ścieżkę, która jest nie mniej ciekawa i interesująca. I w zasadzie trudno tu stwierdzić, czy mamy do czynienia z dramatem czy jednak wciąż tragikomedią, gdyż oba te nurty wciąż się ze sobą przeplatają, czasami mniej lub bardziej wyraźnie. Niemniej pewnym faktem jest to, iż książkę tę czyta się po prostu bardzo ciekawie i z wielkim zainteresowaniem, zarówno wtedy gdy na Naszej tworzy gości uśmiech, jak i również wtedy gdy naprawdę nie wiele brakuje do tego, by pojawiły się na niej łzy..
„Marynarka” to opowieść o przeszłości i wynikającej z niej przyszłości. Opowieść o dramacie pracowników Stoczni Gdańskiej, którzy 17 grudnia 1980 roku stracili życie od kul. Jednocześnie, a być może przede wszystkim, jest to historia o ludziach, żyjących w wolnej Polsce. Ludziach młodych i starszych, bezpośrednio związanych z owymi krwawymi wydarzeniami, ale także i powiązanych z nimi tylko pośrednio, choćby poprzez swoją pracę. Były funkcjonariusz sił bezpieczeństwa, syn ofiary grudnia 70, pragnący władzy biznesmen, zapatrzony tylko w swoją karierę redaktor naczelny oraz ambitna i utalentowana dziennikarka – wszyscy Ci ludzie tworzą niezwykle autentyczny i barwny przekrój polskiego społeczeństwa tu i teraz, który mówi Nam więcej o dzisiejszej Polsce i Nas samych, niż nie jedno naukowe opracowanie socjologiczne. I chyba przyznać trzeba, że to czego się tutaj dowiadujemy, nie koniecznie musi się Nam podobać. Ale tacy naprawdę jesteśmy i w taki kraju żyjemy. Kraju, który tak naprawdę stał się już zupełnie innym miejscem niż w roku 70 i chyba też nie do końca takim, o jaki wówczas walczyli tamci dzielni ludzie.
W książce ten odnajdziemy mnóstwo wątków gatunkowych, począwszy od sensacji, poprzez kryminał, wspominaną powyżej komedię i dramat, a na romansie skończywszy. I to właśnie wątek romansowy, odnoszący się do skomplikowanych relacji pomiędzy Adamem i Niną, jest najbardziej optymistyczny w tej powieści, dający największą nadzieję na to, że być może nie do końca jest z Nami jeszcze tak źle i że czasami dzieją się w tym kraju i dobre rzeczy. Nie wiem czy tej literackiej parze się uda, w każdym razie mam taką nadzieję, ale za to wiem doskonale, iż takich miłosnych historii dzieje się mnóstwo dookoła Nas. Historii, w której jedna ze stron boryka się z własną, trudną przeszłością, nie pozwalającą jej żyć w sposób, o jakim marzy. Osoby takie zazwyczaj decydują się na samotność, gdyż tak jest dla Nich najbezpieczniej i najprościej, żałując tego przez całe życie. Być może lektura tej książki uświadomi takim ludziom, że każdy ma prawo do własnego szczęścia i że na odważenie się na to, by wykonać ten pierwszy krok ku innym, nigdy nie jest za późno.
Postacie występujące w tej powieści są bardzo wyraziste, ciekawe i wywołujące szereg emocji. Niektórych z nich lubimy już od pierwszej chwili, jak chociażby Adama czy Ninę, do innych czujemy antypatię od początku do końca lektury, m.in. redaktora naczelnego Janka czy też zięcia Karola Jarczewskiego – Witolda. Wreszcie jest i sam Karol, postać bardzo trudna w ocenie, ale i jednocześnie najbardziej interesująca. Biznesmen, człowiek sukcesu i władzy, który ma niezbyt chlubną przeszłość, ale jednocześnie starający się z całych sił odpokutować za nią. Wszyscy Ci ludzie są bardzo realni, zwykli i żywi. Takie osoby spotkamy w swoim życiu, z takim się przyjaźnimy lub takich nie nienawidzimy. Ale to właśnie o takich postaciach chcemy czytać, dowiadywać się jak najwięcej, poznawać ich radości o problemy. Uwierzyłam tym bohaterom.., i niechaj to będzie największy komplement pod adresem autora książki.
Z całą pewnością książka ta wywoła inne emocje u osób starszych, pamiętających tamte dramatyczne wydarzenia, inne zaś u osób młodych, znających ich przebieg jedynie ze szkolnych podręczników. Inne emocje będą odczuwali także mieszkańcy Trójmiasta, odmienne zaś osoby żyjące w odległych zakątkach Polski. Na szczęście autor wykonał tu pewien ukłon w stronę wszystkich odbiorców tej powieści, wplatając tutaj tak bardzo różnorodne wątki, ułatwiając tym samym odbiór tych treści wszystkim grupom czytelników. Młodzież zapewne zwróci uwagę na postać samego Adama i jego interesującego życia, jak i również relacji z Niną. Starsi czytelnicy będą z kolei chłonąć wszelkie informacje o grudniu 70, relacje świadków tamtych wydarzeń czy też zastanawiać się nad rolą kata i ofiary w ich kontekście. Mieszkańcy Gdyni będą z pewnością z wielką uwagą i nie mniejszą satysfakcją śledzić historię o swoim mieście, o znanych im miejscach, ulicach, lokalach. To bardzo ważne i dobre posuniecie ze strony Mirosława Tomaszewskiego, który pozwolił wszystkim czytelnikom czerpać równie wielką radość i satysfakcję z lektury swoje książki, nie zamykając jej treści i wartości tylko dla wąskiego grona odbiorców.
Powieść Mirosława Tomaszewskiego jest książką, która zaskakuje czytelnika przede wszystkim tym, iż kryje w sobie wiele twarzy. Nie wszystkie z nich przypadną Nam do gustu i nie wszystkie rozpoznamy od razu, gdyż niekiedy trzeba powrócić do lektury po raz drugi, by je w pełni dojrzeć. To chyba jednak bardzo dobrze, gdyż książka ta jest warta tego, by sięgać do niej więcej niż jeden raz. Polecam wszystkim tę mądrą historię o trudnej przeszłości, jej ofiarach, poszukiwaniu odkupienia i próbie życia z jej piętnem..
————————————————
10 czerwca
http://czytelniczy.blogspot.com/2014/06/czy-mozna-odkupic-dawne-winy-mirosaw.html
Odkrywanie mrocznych kart historii
Mirosław Tomaszewski, Marynarka
wydawnictwo: W.A.B. / Grupa Wydawnicza Foksal
data wydania: 23 października 2013 r.
ilość stron: [e-book]
ISBN: 978-83-7747-974-2
Wkrótce losy tych osób splotą się ze sobą i przypomną o tragicznej i bolesnej historii sprzed ponad trzydziestu lat…Marynarka Mirosława Tomaszewskiego to powieść obyczajowa z wątkiem historycznym. Jej akcja toczy się głównie w roku 2005, lecz w miarę rozwoju fabuły pojawiają się retrospekcje, w których poszczególne postaci wracają wspomnieniami do grudnia 1970 roku, do wydarzeń dotyczących pacyfikacji Stoczni Gdańskiej.
Jest to historia zawierająca w sobie kilka wątków, z początku niezwiązanych ze sobą, lecz w miarę rozwoju fabuły zaczyna dostrzegać się istotne szczegóły, które pod koniec łączą wszystko w zgrabną całość.
Muszę zauważyć jedno: autor unika patetycznego stylu, nie przedstawia wydarzeń w Stoczni w sposób typowy, czyli otaczając go wieńcem męczeństwa. Owszem, strajkujący chcieli wolnej i demokratycznej Polski, lecz ich bunt wobec władzy w tamtym okresie wynikał przede wszystkim z drastycznej podwyżki cen produktów spożywczych, średnio o 23%, a należy pamiętać, że był to okres przedświąteczny. To właśnie to w głównej mierze pchnęło ludzi do wyjścia na ulice. Zaś ci, którzy zginęli w tych dniach na ulicach nie byli herosami stającymi naprzeciw totalitaryzmowi, tylko zwykłymi, przypadkowymi ofiarami kul wystrzelonych przez zomowców.Mimo iż Marynarka opowiada o ciekawym i ważnym wydarzeniu z kart najnowszej historii Polski, to przyznam szczerze, że wiele było momentów, w których powieść ta mnie zwyczajnie nużyła. Odchodzenie od tematu i skupianie się na wątkach pobocznych sprawiało, że ciężko było mi się przemóc, by pogrążyć się w lekturze. Najciekawsze były dla mnie fragmenty, dotyczące przede wszystkim wspomnianych już przeze mnie retrospekcji, w których został przedstawiony Grudzień ’70 z perspektywy zwykłych osób: stażystki na urologii w jednym z gdańskich szpitali; matki, której syn został zastrzelony podczas rozruchów; młodego zomowca, który został przewieziony na Pomorze w celu podburzania ludności. Niestety, tego typu wyimków było w Marynarce za mało jak dla mnie.Tomaszewski w swojej powieści nie osądza, stara się zachować obiektywizm, przedstawiając losy ludzi z obu stron barykady, zarówno z tamtego okresu, jak i czasów obecnych. Niektórzy z jego bohaterów żyją przeszłością, inni z kolei starają się każdym słowem, każdym gestem o niej nie wspominać. Mają ku temu swoje powody, które zostają ujawnione czytelnikowi wraz z rozwojem historii.
I choć muszę przyznać, że postaci zostały skonstruowane ciekawie, to postacie Adama i Niny działały mi na nerwy. Pierwsze z nich zachowywało się jak dziecko w typie emo, a nie czterdziestoletni, dorosły facet. Nina zaś wpisywała się w typ kobiet, które korzystając z powabów swojego ciała, chcą dopiąć swego, bez względu na cenę i uczucia innych osób. W tym względzie jeden jedyny raz zgodzę się z Adamem, który w pewnym momencie nazwał ją „dziennikarską kurwą”.Marynarka jest powieścią, która mimo iż z początku zupełnie mnie nie wciągnęła, to ostatnie jej rozdziały czytało mi się dość dobrze. Język powieści jest prosty, narracja zaś prowadzona oszczędnie, po męsku. Jedynie przeszkadzało mi ciągłe nawiązywanie do muzyki; szafowanie nazwami zespołów i tytułami piosenek to przypadłość, którą zauważam u coraz większej ilości polskich pisarzy i muszę przyznać, że coraz bardziej mnie to drażni, bowiem widzę w tym swoisty zapychacz, nic nie wnoszący do treści.
Mimo to lektura tejże powieści jest w pewnym sensie ciekawym wstępem do bliższego zapoznania się z wydarzeniami z grudnia 1970 roku oraz całym procesem transformacji systemowej w Polsce.
– See more at: http://wiedzma-czyta.blogspot.com/2014/06/mirosaw-tomaszewski-marynarka.html#sthash.cMOm3uQv.dpuf
23 czerwca
http://marta.kolonia.gda.pl/connieblog/?p=1582
Zanim zdecydowałam się przeczytać “Marynarkę”, myślałam o niej przez cały dzień. Temat wydarzeń Grudnia ’70 nie jest moim “konikiem” i bałam się, że mogę nie dać rady przez książkę przebrnąć. W końcu zdecydowałam, że trzeba podejmować wyzwania i że jednak przeczytam. Z początku miałam nawet nadzieję, że książka nie będzie zbyt obszerna. Otworzyłam e-booka: ponad czterysta stron, uznałam, że dam radę, a potem przeczytałam pierwsze zdania i… wciągnęło mnie bez reszty. Naprawdę nie sądziłam, że będzie się tak dobrze czytać. Ale po kolei.
Przede wszystkim, co takiego wydarzyło się w grudniu siedemdziesiątego roku, by wspominać o tym w książce? Być może młodsi czytelnicy tego nie wiedzą, a inni o tym nie pamiętają. Otóż 17 grudnia 1970 roku, podczas demonstracji przy Stoczni Gdynia, tuż przy stacji kolejki SKM, zginęło od strzałów kilkunastu robotników. Były to kolejne demonstracje przeciwko komunizmowi w Polsce, a oficjalna lista zamordowanych podczas tamtej masakry podaje 18 nazwisk, w tym większość ofiar nie miała jeszcze 22 lat.
Bohaterów w “Marynarce” jest kilku, ale na czoło wysuwa się Adam, były lider punkowego zespołu “Amnezja”, który dzisiaj ima się przeróżnych zajęć, by przeżyć. Przezwany Smutnym, pracuje jako barman, potem jako sprzedawca w sklepie muzycznym. Jego ojciec zginął podczas masakry w siedemdziesiątym roku i Adam od tamtej pory nosi znamię tej śmierci. Dobrze pamięta dzień, w którym ojciec wychodził wtedy do pracy, pamięta, że wieczorem, zamiast ojca, ujrzał funkcjonariusza SB, który przyniósł tragiczne wieści jego matce. Pamięta, jak bardzo chciał go wówczas zastrzelić z drewnianego pistoletu i jak bardzo był zawiedziony, że się nie udało. Całe życie Adama jest właściwie skażone tamtym wydarzeniem. Piosenki, które pisał będąc w zespole, noszą piętno śmierci jego ojca. On sam również nie potrafi o tym wszystkim zapomnieć, dręczy go to za dnia i w nocy, nie jest w stanie mówić o tym, co się stało, ani o tym myśleć. Powoduje to konflikty, przez które do dziś Adam nie ułożył sobie życia, nie poznał kobiety, z którą chciałby być, ani nie założył rodziny. W końcu dostaje swoją szansę, dobrze płatne zajęcie, ciekawą pracę i spotyka pewną dziewczynę, która bardzo go interesuje.
Drugim bohaterem książki jest Karol – zamożny biznesmen, człowiek głęboko wierzący, kochający ojciec córki Magdy. Magda wyszła za mąż za Witka, którego z kolei Karol nienawidzi, zresztą z wzajemnością. Karol zarządza wielką firmą Karo, jest postrzegany jako uczciwy altruista, wspierający wiele akcji charytatywnych, ciągle gdzieś na fali, lubiany i szczery.
Poznajemy również Ninę, dziennikarkę, która dostaje zlecenie na książkę o wydarzeniach z grudnia 1970 roku. Nina, atrakcyjna, inteligentna i nietuzinkowa, natychmiast zwraca uwagę Adama, a ich ścieżki krzyżują się, kiedy ona wpada mu w oko, gdy chce przeprowadzić z nim wywiad. Z początku Nina nie ma ochoty pisać książki o Grudniu ’70, później jednak wciąga ją praca, zdjęcia, wywiady z ludźmi i zbieraniu materiałów do książki, poświęca właściwie cały swój czas.
Początek książki to urywki z życia różnych ludzi, dość chaotyczne, ale ciekawie przedstawione, często przerywane wydarzeniami z przeszłości (zwłaszcza, gdy Nina rozmawia z uczestnikami wydarzeń sprzed lat). Rozdziały, nijak nie numerowane, ale tytułowane datą i miejscem, nie są zbyt długie i dobrze się czytają. W ogóle książka czyta się dobrze. Mimo ciężkiego tematu, który wałkowany w tę i z powrotem, staje się w końcu udziałem każdej z postaci książki. Zdawać by się mogło, że oni wszyscy nie są ze sobą nijak kompletnie związani, ale im bliżej końca powieści, tym bardziej wydarzenia i ludzie także, zaczynają się między sobą zazębiać i splatać. I dzieje się to w sposób bardzo poukładany, logiczny. Mimo, że przeskakujemy od bohatera do bohatera, nie jest to irytujące, ponieważ każdy z nich interesuje nas w podobny sposób i o każdym chcemy czytać dalej. W książce nie ma jakiejś zawrotnej akcji, nie ma przeskakiwania z jednego wydarzenia w drugie, ale zawiera ona w sobie coś wyjątkowego, co sprawia, że ciężko ją odłożyć. Szczerze mówiąc, żeby ją wczoraj skończyć, siedziałam do późna w nocy.
Minusem książki dla mnie, choć nie takim, który rażąco przeszkadzałby w odbiorze, są chwilami zbyt kwieciste metafory i może za dużo muzycznych wtrąceń. Zaznaczam jednak, że to tylko taka moja osobista dygresja. Adam jest w końcu eksliderem grupy punkowej, więc w zasadzie nie mogło być inaczej.
Z całą pewnością jest to pozycja, która zmusza do refleksji. Nie da się przeczytać paru jej ostatnich zdań, odłożyć i tak po prostu o niej zapomnieć. Mimowolnie wraca się do wydarzeń w niej zawartych, do tej tytułowej marynarki, która – choć przecież czytając znałam tytuł – mocno mnie zaskoczyła, chyba zupełnie tak samo jak Adama… Dzięki lekturze “Marynarki”, zaczęłam szukać w Internecie bliższych informacji o masakrze Grudnia ’70. Sporo poczytałam, obejrzałam wiele zdjęć i moje myśli nadal krążą wokół książki pana Tomaszewskiego.
“Marynarka” to dobra książka, choć pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie, mimo że to kompletnie nie moja tematyka, podobała się bardzo. Biorąc do tego pod uwagę, że mieszkam w Trójmieście i znam miejsca, które opisywał autor, czytało mi się ją świetnie. Książka warta uwagi.
—————————–
24 czerwca
http://tosterpandory.pl/?p=2000
Z okazji powieści „Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego, mam przyjemność przedstawić Czytelnikom Tostera unikalny wywiad z autorem, który został przeprowadzony specjalnie dla Tostera Pandory. Chciałabym bowiem, aby dział Literatury zawierał nie tylko oczywiste recenzje, opinie na temat rozmaitych utworów literackich. Sama będąc pisarką, uwielbiam atmosferę wokół spotkań z pisarzami i szalenie intryguje mnie zawsze, „co autor miał na myśli”. To niezmiernie ciekawe, co kierowało autorem, jakie tropy myślowe, bądź codzienne – prozaiczne, przywiodły go do poruszenia takiej, a nie innej tematyki. Ile autor ma wspólnego ze swoim bohaterem literackim? Którędy przebiega granica między fikcją a realnością? Jaka jest zawartość „prawdy w prawdzie”?… Pandora spróbuje poniżej odpowiedzieć na te pytania, i na wiele innych. Spróbuje porwać Was do wnętrza głowy pisarza. Spróbuje zorganizować specjalnie dla Was najprawdziwsze, choć przecież wirtualne, spotkanie z autorem. Zapraszam serdecznie do lektury wywiadu, z którego wyłania się postać pisarza – świadomego, wrażliwego, inteligentnego, otoczonego niezwykłą aurą pokory i taktu, połączonych z determinacją urodzonego indywidualisty…
Justyna Karolak.
Rozmowa Pandory z Mirosławem Tomaszewskim – 15. czerwca 2014.
Pandora: Chadzasz w marynarce?
Mirosław Tomaszewski: Rzadko.
P.: Dlaczego? Czyżby z tego samego powodu, co Smutny, główny bohater Twojej powieści, „Marynarka”?
M.T.: Teraz już się powoli godzę z tym mundurkiem, jako najbardziej przydatnym w wielu sytuacjach i pozwalającym ukryć się w tłumie. Nie jestem, jak Smutny, punkiem ani w ogóle rebeliantem, jak tamten facet, ale jest we mnie silny rys antyestablishmentowy, więc unikanie marynarek kiedyś było dla mnie dość ważne. W mojej poprzedniej powieści „UGI”, nurt buntu był również wyraźnie widoczny. Tamta powieść określana była niekiedy jako thriller antyglobalistyczny. Orwellowski „Pełnomocnik”, którym zadebiutowałem, mówił o totalitaryzmie, więc wyłania się z tych trzech powieści postać autora, który raczej z trudem mieści się w marynarce.
P.: Z tego co mówisz, odnoszę wrażenie, że Twoje powieści są silnie determinowane przez problematykę społeczno-polityczną. Czy tak?
M.T.: Potwierdzam i zaprzeczam. Kiedy słyszę: powieść społeczna, polityczna albo historyczna, najchętniej odwracam się na pięcie. Ale nie mogę też zaprzeczyć, że moje książki są osadzone w którymś z wyżej wymienionych kontekstów lub z wieloma naraz, jednocześnie próbując się z tych szufladek wyrwać, mam nadzieję, że skutecznie. W centralnym punkcie każdej z moich powieści osadzony jest człowiek. A konkretnie mężczyzna, tak się złożyło, nie przypadkiem. Tę postać zawsze stawiam w tle społecznym, politycznym lub historycznym i każę jej dokonywać wyborów. Czasem bohater podejmuje decyzje, czasem ich unika, ale zawsze jest silnie dotknięty przez to, co dzieje się dookoła. Można powiedzieć, że los miota moimi postaciami, a ich decyzje nie zawsze są sprawcze. Unikam herosów, którzy są genialni, silni i zawsze wygrywają.
P.: Z pewnością takim herosem nie jest Adam, czyli Smutny z „Marynarki”. Czy on jest Twoim alter ego?
M.T.: Nie, chociaż ja też wygrywam rzadko, jak większość z nas. Unikam tworzenia postaci, które są czyimiś kopiami, a tym bardziej powielania siebie. W jakimś sensie nie znoszę Smutnego, mimo że dobrze go rozumiem i współczuję mu. W gruncie rzeczy jest niewinny. To, jacy jesteśmy, zależy od tego, co zdarzyło się wcześniej, nie tylko nam. Ta uniwersalna zasada w jego wypadku staje się dojmująca. Na przykładzie Smutnego pokazuję, jak mocno kształtuje nas przeszłość. Ten, kogo przemielą młyny historii, nie ma szans wyjść z tego cało. Nie nadaję się na bohatera tego typu powieści, które sam piszę i nie chciałbym nim być. Na szczęście ze mną los obszedł się o wiele łaskawiej.
P.: Może przeznaczenie wyznaczyło Ci rolę pisarza, który tworzy innych, często nieszczęśliwych ludzi – ale to chyba okrutne zadanie?
M.T.: Tak. Ale jakoś sobie z tym daję radę.
P.: Co zatem pcha ludzi na drogę pisania? Oprócz losu, oczywiście.
M.T.: Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Wydaje mi się, że to rodzaj wewnętrznej skazy, z którą niektórzy się rodzą. Do jej opisania użyłbym wyrażenia – nadwyżka wyobraźni. Większość potrafi ją zaleczyć, niektórzy ją rozdrapują. Ci, którzy ją mają i rezygnują z bycia twórcą, skazują się na niespełnienie, rozpamiętywanie zaniechanych szans. Ci, którzy ryzykownie idą tą drogą, zwykle nie mają wcale lżej. Kilka razy zostałem zapytany przez kogoś na rozdrożu o radę dotyczącą podjęcia prób literackich. Upraszczając, oczekiwano ode mnie porady – czy warto? Moja odpowiedź brzmi zawsze tak samo. Jeśli nie jesteś pewien, to znaczy, że nie warto. Ci, którzy to robią, zwykle nie mają wyboru – muszą. Każdy, kto ma zbyt wiele wahań, polegnie wcześniej czy później, więc lepiej nie zaczynać.
P.: A skąd u Ciebie ta determinacja?
M.T.: To jedna z tych tajemnic, której nigdy nie udaje się poznać. Kiedy próbuję ją rozwikłać, zwykle przychodzą mi do głowy dwie przyczyny: specyficzny genotyp i przeznaczenie. Obie ze sobą powiązane, chociaż jedno pojęcie pochodzi z nauki, a drugie bliższe jest mistycyzmowi i wierze, jakkolwiek ją rozumiemy.
P.: Bliższe wierze – w co?
M.T.: W przeznaczenie.
P.: Nie wiesz, dlaczego piszesz, ale może wiesz chociaż, dlaczego napisałeś „Marynarkę”?
M.T.: Ten temat gnębił mnie od dzieciństwa. Urodziłem się i dorastałem w pobliżu gdyńskiej stoczni. Nocne walenie w blachy kadłubów statków towarzyszyło moim snom i bezsenności. 17. grudnia 1970, obudziły mnie strzały, które z tej odległości były jakimś nieznanym dźwiękiem. Po kilku dniach okazało się, że tego dnia, na którejś z gdyńskich ulic, zginął uczeń Technikum Chłodniczego, do którego 3 miesiące wcześniej zacząłem chodzić. Nazywał się Staszek Sieradzan. Nie poznaliśmy się, ale jego śmierć była dla mnie doświadczeniem formującym, jeśli chodzi o stosunek do PRL, co przełożyło się później na relację z władzą totalitarną i w jakimś sensie z każdą władzą. Byłem zawsze uczulony na jej kłamstwa i manipulacje. Po lekturze „Archipelagu Gułag”, „Roku 1984” i innych nielegalnych książek już wiedziałem, że w moim kraju czeka mnie wewnętrzna emigracja albo walka. Nie mam duszy wojownika i jestem indywidualistą, więc moja aktywność przełożyła się na pisanie. To była moja walka. Nie tyle o lepsze państwo, ile o wewnętrzną wolność, którą znajdowałem tam, gdzie mogłem rządzić niepodzielnie – w krainach stworzonych przez swoją wyobraźnię. Ta ucieczka od rzeczywistości nie była jednak czystym eskapizmem. Zawsze chodziło o jakąś sprawę, chociaż nie zawsze o tę, którą żyło społeczeństwo przejęte „Tańcem z gwiazdami”.
P.: O jaką dokładnie sprawę chodzi w „Marynarce”?
M.T.: O zbrodnię. I karę. O pamięć. I niepamięć. O to, że w głowie każdego z nas przeszłość wygląda inaczej. O to, jak trudno jest ocenić czyjeś postępowanie. O zrozumienie innego człowieka. O Polskę – kraj ludzi nieufnych, doświadczanych traumatycznie przez historię. O zagadkę, której stopniowe rozwiązywanie ma dać czytelnikowi przyjemność lektury. O elementy z których składa się życie. Struktura tej powieści bywa określana przez dwa wyrazy – puzzlowa i szkatułkowa. Puzzlowa, bo opowieść zbudowana jest z wielu mini opowiadań, które powoli składają się w większą całość. Szkatułkowa, bo – jak w rosyjskiej matrioszce – po wyjęciu mniejszej z większej, okazuje się, że w środku jest jeszcze następna.
P.: Kim jest mężczyzna na okładce „Marynarki”?
M.T.: Wszystko zależy od czytelnika. Dla mnie jest to Smutny. Szkoda, że z konturu tej postaci nie wystaje gitara. Wtedy byłby nim bezsprzecznie. Teraz może być to także jego ojciec. W poprzedniej wersji okładki, w czarnej sylwetce był mały biały punkcik umiejscowiony w miejscu serca. To był ślad po kuli, która przeszła na wylot. W tej wersji postacią był raczej ojciec Smutnego, ale mógłby także być to jego syn, który w powieści dwukrotnie założył marynarkę. Bardzo spodobał mi się ten znak plastyczny zastosowany przez panią Katarzynę Borkowską, autorkę okładki. Postanowiłem więc przedłużyć życie tej białej kropki i czasem, jeśli czytelnik sobie tego życzy, w papierowej wersji książki robię w odpowiednim miejscu otwór przy pomocy młotka i szewskiego dziurkacza, wycinając w kartoniku okładki dziurę po kuli w miejscu serca.
P.: Kto będzie na okładce następnej powieści?
M.T.: Jeszcze nie wiem. Dopiero naszkicowałem jej plan. Tymczasem dopinam moje trzy komedie teatralne. Właściwie to są one gotowe i czekają na swoje szanse.
P.: Kiedy i gdzie można będzie je obejrzeć?
M.T.: Pierwszy termin to wrzesień 2014, w którym ma być premiera „Osadzonych”. Drugi to listopad z „Teściową Hamleta”, ale wolałbym widzów jeszcze nie zapraszać na spektakle. Ta druga komedia miała już 6 dat zapowiadanych premier, ale żadna się nie odbyła, chociaż powstawał już nawet plakat i odbywały się próby. Jeśli premiery staną się nieodwoływalne, informację o tym zamieszczę na moim blogu, do którego odwiedzenia zapraszam: www.tomaszewski.edmuz.pl.
P.: Dlaczego piszesz komedie? To bardzo odległe od Twoich, raczej tragicznych, powieści.
M.T.: Nie do końca tragicznych. Wielu widzi w moich książkach, a szczególnie w „Marynarce”, dużo elementów komediowych. Mierzę się z tym gatunkiem, szukając ekstremalnych wyzwań. Rozbawić kogoś – to najtrudniejsze zadanie i wcale nie tak odległe od tragedii. Bo gdy komedia nie śmieszy, to robi się z tego największa tragedia, głównie dla autora. Poza tym najśmieszniejsze jest i najskuteczniej działa zderzenie ludzkiej słabości z sytuacją komiczną. Śmiech najczęściej wybucha wtedy, gdy komuś się coś nie uda, ktoś jest głupszy od nas albo żałosny. Ten wniosek jest dla ludzkiego rodzaju bardzo przygnębiający i to być może stąd bierze się przysłowiowa smutna natura komików.
P.: Pisałeś powieści, dramaty, komedie teatralne, seriale telewizyjne. A co z filmem?
M.T.: To moja największa, do tej pory niespełniona, miłość. „Marynarka” jest zapisem scenariusza i mam nadzieję, że kiedyś zobaczę ten film na ekranie, ale tu nie można być niczego pewnym. Chodzi o kilka milionów złotych, a fabuł w Polsce powstaje stosunkowo niewiele. Jest bardzo trudno znaleźć producenta filmu, zwłaszcza gdy scenarzysta nie jest jednocześnie reżyserem. Mam też gotowy scenariusz na dramat młodzieżowo-muzyczny „Motyl”. Pewien reżyser przymierza się do realizacji komedii według tekstu mojej sztuki „Kopiuj, wklej”, ale ponieważ ma to być produkcja offowa, to czeka go ciężkie zadanie. Ale cóż przychodzi łatwo?… Mnie – niewiele. Doświadczenie podpowiada mi, że jeśli utwór ma być coś wart, musi być okupiony ciężką walką. Ale warto ją podejmować. To na koniec taka mądra rada dla tych, którzy stają przed ważną decyzją.
P.: Serdecznie dziękuję za tę rozmowę. I za radę.
Mirosław Tomaszewski – nota biograficzna oraz utwory literackie do pobrania (bezpłatnie)
Urodził się i mieszka w Gdyni. Autor komedii teatralnej Kopiuj, wklej (2014), Teściowa Hamleta (2013) i Osadzeni (2014); dwie ostatnie czekają na premierę, a ostatnia posiada również wersję angielską. Jego dramat Jak bracia w roku 2007 stał się słuchowiskiem Polskiego Radia, a w rok później nominowano go do finału festiwalu Dwa Teatry. Komediowe słuchowisko Piśko (znane z Teatru Polskiego Radia z 2006r.) stworzył wspólnie z Pawłem Chmielewskim na podstawie prozy Arkadija Awerczenki. Autor powieści: Pełnomocnik (political fiction z nurtu orwellowskiego z 1992r.) i UGI (thriller antyglobalistyczny z 2006r.). Autor dramatu Stroiciel, który w reżyserii Pawła Chmielewskiego miał prapremierę w Teatrze TV w 1995r. Autor trzech opatentowanych wynalazków z dziedziny budowy maszyn… Autor scenariuszy do około 170. odcinków seriali telewizyjnych… i oczywiście Marynarki, powieści wydanej nakładem W.A.B. w 2013 roku.
W wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej 17. grudnia 2013r., Tomaszewski powiedział tak, odnosząc się do treści Marynarki:
„Jest wiele książek historycznych, ale obraz przeszłości najskuteczniej zostaje osadzony w świadomości społeczeństw przez działania artystyczne. Rzadko są wierne prawdzie, czasem zaledwie się do niej zbliżają, ale to one, jeśli są coś warte, zostają najdłużej i działają najsilniej”.
Na łamach bloga Kronika błękitnej biblioteczki Monika Sjoholm powiedziała o Marynarce tak:
„To nie jest powieść historyczna, zahacza jedynie o czarny wątek: grudzień 1970 roku. Pisarz umiejętnie wplata ten dramatyczny epizod, który wypływa poniekąd z serc i dusz bohaterów – jest to bardzo ciekawy zabieg, bo chodzi o jednostkę, o ludzkie dylematy, a nie o tendencyjne masowe informacje znane z telewizji”.
————————————-
26 czerwca
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/marynarka_miroslawa_tomaszewskiego_romans_sensacji_z_historia_307469.html
Czytelnik „Marynarki” Mirosława Tomaszewskiego może przyjąć rolę detektywa, jakkolwiek nie otrzyma zbyt wielu szczegółów, by móc zastosować metody Sherlocka Holmesa. Wynika to ze współczesnej formy opowieści, która unika sytuacji, by zmuszać odbiorcę do tworzenia zawiłych spekulacji. Zgodnie z dynamiką nowoczesnej literatury powieściowej akcja przebiega szybko w krótkich wyrazistych ujęciach, które przypominają narrację współczesnego filmu. Tak pomyślany sposób narracji sprzyja zaciekawieniu i trzymaniu odbiorcy w stałym napięciu. Powieść składa się z kilkudziesięciu krótkich rozdziałów, które odsłaniają poszczególne ogniwa pociętej na kilka wątków fabularnych akcji. Tworzą one dość szeroko rozłożony ciąg wydarzeń, skrupulatnie i ściśle związanych, zespolonych. Zanim do ich powiązania dojdzie, zachodzą rozmaite intrygujące epizody, których zabarwienie dodatkowo usensacyjnia i zaciekawia czytelnika. Okazuje się, że nie ma w opowieści zbędnych elementów, gdyż każdy szczegół służy charakterystyce osób i sytuacji oraz w istotny sposób uwiarygodnia przedstawiony wycinek rzeczywistości. Sensacyjna akcja została zawiązana w Trójmieście, rozgrywa się w konkretnych, ściśle określonych miejscach, takich jak np. Hotel Ambasador w Sopocie, Szpital Miejski w Gdyni, Pomnik Ofiar Grudnia 1970 w Gdyni, co dla czytelników, ceniących ścisłość i rzeczowość czasowo-przestrzenną oraz szukających odniesień w rzeczywistości sobie znanej, stanowi atut opowieści. W takich ramach zarysowany ciąg zdarzeń stwarza bowiem wrażenie kroniki, co ułatwia rejestrowanie faktów i kreślenie powiązań między nimi. Daje też złudzenie autentyczności opowieści. Umożliwia także odnajdywanie miejsc akcji w rzeczywistej przestrzeni. Tomaszewski przywołuje historię Grudnia ’70, by ukazać uwikłanie zwyczajnych, współczesnych sytuacje w przeszłość, od której uwolnić się nie można. Pokazuje zarazem, że nie jest ona jednoznaczna, że naturalnym zjawiskiem jest spojrzenie na nią z różnych punktów wiedzenia. To najbardziej wiarygodna perspektywa, która uczy dystansu wobec problemów i wydarzeń często mitologizowanych, fałszowanych czy zniekształcanych, wykorzystywanych w celach propagandowych.Czytaj wiecej: http://www.wiadomosci24.pl/artykul/marynarka_miroslawa_tomaszewskiego_romans_sensacji_z_historia_307469-2–1-d.html
Marynarka składa się z kilkudziesiędziu krótkich rozdziałów, co sprawia, że coraz to nowe wątki tworzą spójną i klarowną całość, dzięki temu zabiegowi powieść czyta się również bardzo szybko.
Akcja zaczyna się w noc sylwestrową. Do mieszkania starszego mężczyzny, niegdyś fotografa, włamuje się dwóch mężczyzn. Nie chcą kosztowności, szukają koperty o tajemniczym oznaczeniu ZO171270, a kiedy ją znajdują mordują jej właściciela. Z czasem poznajemy Adama, pasjonata rocka, właściciela firmy Karola oraz nadgorliwą panią dziennikarz Ninę. Ich losy opierają się na historycznych wydarzeniach Grudnia 1970 r. w Trójmieście i współczesnych odniesieniach do nich, co można również wywnioskować po symblolicznym obrazku z okładki. Od przeszłości nie da się uciec, a wspomnienia nawet gdy są ignorowane, prędzej czy później i tak powrócą i dadzą o sobie znać.
—————————————–
8 lipca
http://dune-fairytales.blogspot.com/2014/07/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html
Czy można powiedzieć, ze historia jest tutaj tłem? Nie, historia, a przede wszystkim Grudzień ’70 to przyczyna, swego rodzaju punkt zapalny. Dokładnie tak, jak napisał sam Autor – determinuje losy bohaterów. Choć minęło już ponad 30 lat (akcja rozgrywa się w 2005 roku), w niektórych duszach i sercach Grudzień na Wybrzeżu zagnieździł się już na zawsze. Niektórzy pamiętają i wciąż przeżywają, rozdrapując rany. Inni pragną zapomnieć, wymazać tamte dni, a szczególnie 17 dzień ostatniego miesiąca roku, z pamięci. Zapomnieć chce między innymi Adam. Dlatego zespół punkrockowy, którego kiedyś był liderem, nazwał Amnezja. Smutek zaś po stracie ojca nie tylko wyspiewywał w pisanych przez siebie tekstach, ale wpisał go w siebie, jakby chciał go wyryć i pokazać wszystkim. Dlatego nosił ksywkę Smutny. Dzisiaj nie śpiewa, zmienia prace jak rękawiczki, bo albo sam nie może nigdzie usiedzieć spokojnie, albo go wyrzucają. Jest niepokornym, nie najmłodszym, byłym punkiem. Smutnym, samotnym, a czasami wręcz żałosnym. Mimo wszystko jednak, czytelnik w końcu go polubi…
Ludzkie losy determinuje jednak nie tylko historia (czy też Historia), ale także inni ludzie. W przypadku Adama są to przede wszystkim Nina – piękna, atrakcyjna dziennikarka, której marzy się prawdziwa kariera, Karol Jarczewski – skrywający kilka mrocznych tajemnic rekin biznesu należący do trójmiejskiej elity oraz Witek – karierowicz i zięć Karola, który pragnie dla siebie władzy, a dla teścia upokorzenia. Od „niewinnego” wywiadu, który Nina będzie próbowała przeprowadzić ze Smutnym aż do szokującej i odkrywającej wielką tajemnice Karola książki Grudniu. Od informacji o śmierci papieża Jana Pawła II do obchodów 35-lecia Wypadków Grudniowych. Poprzez wzloty i upadki, zaprzeczenie, walkę, poddanie się, zawiść, chęć osiągnięcia sukcesu, nadzieję… Od Smutnego do Adama. We wszystko to zaś wplątane jest Trójmiasto, ludzie, którzy jeszcze pamiętają (i tak różne ich postawy wobec tamtych wydarzeń) i tajemnicza tytułowa marynarka z dziurą na plecach.
Choć jestem fascynatką historii i bardzo się nią interesuję, muszę ze wstydem przyznać, że Grudzień ’70 to dla mnie jedynie data w podręczniku. Ani szczególnie nie był omawiany w szkole, ani w domu (choć o różnych wydarzeniach historycznych, czasem zaciekle, dyskutowaliśmy). Taka swego rodzaju biała plama. Ogólne pojęcie, co się stało i dlaczego. Nic więcej. Dzięki „Marynarce” to się zmieniło. I choć sam Tomaszewski nie uważa swojej powieści za historyczną, nie mogę się z nim zgodzić. Bardzo umiejętnie i ładnie wplótł zeznania i opowieści uczestników tamtych wydarzeń w akcję dziejącą się teraz (czyli w roku 2005). Pięknie wkomponował w całość te odległe wydarzenia. Na dodatek jeszcze dodał do tego, tak przecież dla Polaków ważną datę, jak 2 kwietnia 2005 roku. Wówczas właściwie wszystko w powieści nabiera prawdziwego rozpędu.
Niby wiadomo, co się wydarzyło 17 grudnia 1970 roku. Czarny czwartek… Możecie więc zastanawiać się, czym się tu ekscytować, skoro wiadomo, jak to się skończy. Otóż mylicie się i to bardzo. Czytałam powieść z wypiekami na twarzy i cały czas nie miałam pojęcia, jak zakończą się historie Niny i Adama, Karola i Witka oraz Magdy. Im dalej brnęłam w powieść, tym więcej wiedziałam o Historii przez duże H, ale jednocześnie tym bardziej ciekawa byłam tego, co się wydarzy w historiach z roku 2005… Prawdziwy majstersztyk.
https://www.youtube.com/watch?v=qYqjNzZS124
———————————–
http://www.owcazksiazka.pl/2014/07/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html
treść nie daje się skopiować.
——————————-
niedziela, 27 lipca 2014
Etykiety: Tomaszewski Mirosław
Marynarka to smutna powieść, o ludziach żyjących przeszłością i nie umiejących pójść do przodu, nie potrafiących zapomnieć o tragediach i rozdrapujących co chwila rany. Można powiedzieć, że to taka polska mentalność, ale czy faktycznie tak musi być? Z jednej strony niektórzy powiedzą, że to nie jest przyjemna lektura, ale z drugiej bardzo ciekawa i nie sposób przejść obok niej obojętnie. Mnie się bardzo podobała, z pewnością będę czekała na kolejną publikację Mirosława Tomaszewskiego
niedziela, 3 sierpnia 2014
Tam, gdzie rzeczywistość miesza się z fikcją: Marynarka
W powieści Mirosława Tomaszewskiego przeszłość ma niebagatelne znaczenie. Chociaż autor wplata w akcję powieści wydarzenia grudnia 1970 roku, Marynarka nie jest powieścią historyczną. Tamte zdarzenia są tylko pretekstem do opowieści o ludziach poranionych, zakorzenionych w przeszłości, którzy starają się żyć teraźniejszością, ale wciąż jest w ich pamięci coś, co nie pozwala w nocy spać. Coś, co trzyma ich w minionych czasach. Coś co w niemały sposób wpływa na obecne losy i poczynania. Nierozwiązane sprawy sprzed niecałych czterdziestu lat zatrzymują w jednym punkcie i nie pozwalają zacząć nowego lepszego życia.
Motywy w literaturze: historia, protesty, wpływ minionych czasów na teraźniejszość, zemsta, intryga, naprawianie wyrządzonych szkód, zakłamanie
Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni 2005 roku m. in. w Gdańsku – mieście szczególnie naznaczonym przez historię, zarówno tę dawno minioną, jak i najnowszą. I właśnie wydarzenia związane z historią najnowszą, a dokładnie ze strajkiem stoczniowców w grudniu 1970 roku, są ważnym wątkiem powieści. Nie ukrywam, że to ten aspekt książki najbardziej mnie kusił, ponieważ moja wiedza na ten temat jest znikoma.
Równie ważne i także ciekawe są wydarzenia tworzące zasadniczą część akcji i dziejące się w 2005 roku. Poznajemy wielu różnorodnych bohaterów: dziennikarkę Ninę, jej szefa Jana, niespełnionego muzyka Adama, biznesmena Karola oraz jego podwładnego i zarazem zięcia, Witka. Dla nich wszystkich temat Grudnia ’70 jest ważny, choć dla każdego z innego powodu. Różne są też relacje łączące bohaterów. Autor stara się także przedstawić, jak nasze decyzje, wybory z przeszłości, nawet wydawałoby się, że odległej i już zamkniętej, mogą wpłynąć na teraźniejszość. Sama powieść rozpoczyna się morderstwem: w sylwestrową noc 2004 roku ktoś włamuje się do domu schorowanego fotografa, zabija go i kradnie tylko jedną rzecz – kopertę o tajemniczym oznaczeniu ZO171270. Samo morderstwo okazuje się niezbyt istotne dla fabuły, natomiast zawartość koperty – bardzo. Żeby pobudzić zainteresowanie mogę jeszcze dodać, że fotograf nie jest jedynym trupem, który się w powieści pojawi… Ale żeby dowiedzieć się kto, dlaczego i jak zginie musicie przeczytać książkę. Fabuła, chociaż momentami przewidywalna, na ogół trzymała w napięciu, a kilka zwrotów akcji bardzo mnie zaskoczyło. Powieść czyta się naprawdę dobrze i choć na początku styl autora trochę mnie drażnił, to szybko się przyzwyczaiłam i potem już nie mogłam się od książki oderwać. Dobrym zabiegiem było podzielenie powieści na krótkie rozdziały, co ułatwia szybkie czytanie (znacie to: jeszcze tylko jeden rozdział, przecież to tylko kilka stron…).
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Mirosława Tomaszewskiego było całkiem udane. „Marynarkę” czyta się naprawdę dobrze, jest to ciekawa, zgrabnie napisana powieść. Wartości lekturze dodaje fakt poruszenia tematu wydarzeń grudniowych, nieczęsto jeszcze spotykanego w literaturze pięknej. Ważne informacje historyczne podane są w sposób interesujący i przystępny, a sama skomplikowana sytuacja ukazana z różnych stron. I chociaż powieść być może nie zostanie na długo w pamięci, to jednak niejednego czytelnika zainteresuje tematem Grudnia i skłoni do samodzielnego poszukania dodatkowych informacji. Poza tym lektura na pewno stanowi ciekawy sposób na spędzenie wakacyjnego popołudnia i wieczoru. Zachęcam do przeczytania.
Książki o tematyce historycznej rzadko zyskują moją aprobatę. Dlatego dużo czasu zajęło mi sięgnięcie po „Marynarkę” Mirosława Tomaszewskiego. A gdy już zaczęłam czytać, przepadłam. A miało być tak nudno – pomyślałam. Cieszę się, że w tym przypadku moje przypuszczenia zawiodły. Książka okazała się świetna a historia w niej zawarta, dotycząca Grudnia 1970, pouczająca. Bo nie jest to typowa, podręcznikowa lektura historyczna. To znakomita powieść z wątkami historycznymi w tle. Z jej lektury można się dowiedzieć więcej niż z lekcji w szkole. Lubię takie książki, które czegoś mnie uczą i dzięki którym moja wiedza się pogłębia. O tym powinni pamiętać ci pisarze, którzy słyną z ambitnych powieści. Powinni oni brać przykład z twórczości Mirosława Tomaszewskiego.
Nie znałam twórczości Tomaszewskiego wcześniej, a szkoda. Jest to autor wielu powieści, dramatów i scenariuszy do seriali telewizyjnych. A jego „Marynarka” podbiła moje serce i wzbudziła miłość do takich historii. Mimo, że fascynują mnie kryminały i powieści obyczajowe, ta powieść spodobała mi się niemal od razu. Poznajemy w niej Adama, byłego punkowca, którego zespół Amnezja już dawno się rozpadł. Właśnie został wyrzucony z kolejnej pracy, a jego porywczy charakter nie pozwala na zagoszczenie tam na dłużej. Po zwolnieniu udaje się na statek (warto wspomnieć, iż akcja tej powieści dzieje się na Wybrzeżu), gdzie poznaje dziennikarkę Ninę, która, rozpoznając w nim byłego punka, chce przeprowadzić z nim wywiad. Gdy artykuł ukazuje się w „Głosie Bałtyckim”, Adam zyskuje coraz większą sławę. Dzięki temu mężczyzna dostaje pracę w sklepie z instrumentami muzycznymi, z której… rezygnuje w krótkim czasie. Następnie dostaje nową, dobrze płatną propozycję pracy u Karola Jarczewskiego. Życie Adama zmienia się całkowicie, a jego romans z Niną nabiera kolorowych barw. Kim okaże się nowy pracodawca i co on może mieć wspólnego z Adamem? Przeczytajcie koniecznie, bo fabuła przyprawia o dreszcze i wzbudza ciekawość czytelnika wraz z każda stroną.
Akcja „Marynarki” nawiązuje do wydarzeń z Grudnia 1970 roku, gdzie tuż przed świętami podniesiono ceny towarów, których i tak brakowało. Zabito tam 45 ludzi, a 1060 zostało rannych. Jednak akcja właściwa dzieje się w kwietniu 2005 roku. Tę historię już znam, wspomniana została śmierć Jana Pawła II, zaś o Grudniu `70 dowiedziałam się właśnie z tej książki A to podsyciło tylko mój apetyt na więcej. Moi drodzy, jeśli chcecie poznać kawał dobrej historii, koniecznie sięgnijcie po tę powieść, bo najnowsza książka Mirosława Tomaszewskiego jest godna uwagi. I będę ją polecać każdemu, kto właśnie takiej opowieści będzie potrzebował.
A Wy? Czytaliście? Polecacie? Ja polecam i to bez najmniejszego zawahania! Warto!
13 sierpnia 2014
http://okonakulture.pl/2014/08/13/czarno-biale-marynarka-miroslawa-tomaszewskiego/
„Marynarka” to druga książka przeczytana w niedługim odstępie czasu opowiadająca nie tyle o historii i ważnych dla Polski wydarzeniach a o wpływie historii na zwykłego człowieka. Podobnie jak w „Złodziejach koni” Remigiusz Grzela pokazał pokolenie trzech mężczyzn na tle wydarzeń z końca II wojny światowej i partyzantki, tak Mirosław Tomaszewski skupił się na grudniu 70′.
Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że pisarz nie przedstawia ani genezy, ani konsekwencji, ani też typowych historii uczestników strajku a bardziej skupia się na tym (podobnie zresztą jak Grzela), że historia nie jest tylko czarno-biała i nawet jeśli minęło sporo czasu od opisywanych wydarzeń to nadal oddziałuje na rzeczywistość. W mniejszym bądź większym stopniu. Czy tego chcemy czy nie.
Tomaszewski snuje opowieść o dwóch obcych sobie mężczyznach. Jeden, Adam to obecnie czterdziestoletnia, już była gwiazda punkowa, która dawno straciła swój blask. Pracuje w pubach, w sklepie muzycznym, jednak jego niepokorna, buntownicza dusza nie pozwala mu zatrzymać się nigdzie na dłużej. Jest też i Karol, poważny i poważany biznesmen, który zgromadził duży majątek i jest szychą w mieście. Przy tym wierzy w Boga, chodzi do kościoła, a śmierć papieża mocno przeżywa. Ma też córkę, Magdę, która według jego ojcowskiego serca i rozumu, wyszła za mąż za nieodpowiednio mężczyznę, Witka, czyhającego jedynie na majątek Karola. Witek pracuje w firmie Karola, więc i losy zięcia oraz teścia wciąż gdzieś się przeplatają. Co ma jednak wspólnego Adam z Karolem? Tego zdradzić Wam nie mogę, choć oczywiste jest, że w jakiś sposób dwa pozornie różne wątki zaczną na siebie nachodzić, by w końcu w punkcie kulminacyjnym zdradzić największą tajemnicę.
Ach, jest też Nina, ambitna dziennikarka, która utknęła w lokalnej gazecie i nie widać żadnych perspektyw, by mogła się z niej uwolnić. Do czasu, gdy dostaje niecodzienną propozycję napisania książki o grudniu 70. Choć początkowo nie w smak jest grzęźniecie w niezbyt atrakcyjnym i mało chwytliwym temacie, wraz z kolejnymi wywiadami, zaczyna wierzyć w projekt i szukać na niego pomysłu.
Losy Niny i Adama krzyżują się dość szybko, dzięki czemu autor ma okazję nie tylko zaprezentować przeszłość mającą wpływ na teraźniejszość, ale i romans, który ma nieco rozgrzać ciężki temat. Trudno jednak powiedzieć co jest motywem przewodnim, jako że Tomaszewski wymieszał wiele wątków. Mamy więc dorosłego mężczyznę, który buntuje się przeciwko porządkowi, ale jednocześnie nie potrafiącego znaleźć własnego miejsca. Mamy miłość, która krąży po wyboistych drogach i tak naprawdę nie wiadomo jak się potoczy. Mamy historię jednak przedstawioną z niecodziennej perspektywy. Mamy i tajemnice sprzed lat, jak i spisek niczym w brazylijskiej telenoweli. I choć wrażeń nie brakuje przez niemal całą książkę dla mnie było tego za dużo. Zbyt dużo wątków, a jednocześnie zbyt pobieżne ich potraktowanie, podobnie jak postaci, które pojawiają się na kartach powieści.
Nie oznacza to jednak, że książka jest zła. Ba, jest nawet niezła. W szczególności, że przedstawia nieco inne spojrzenie na tych złych z ważnych dla nas wydarzeń. Bo jak zawsze trzeba pamiętać – nie wszystko jest czarno-białe, a nam współczesnym łatwiej oceniać postępowanie ludzi, gdy siedzimy wygodnie w fotelu i popijamy gorącą herbatę. Oczywiście, nie można również popadać w inną skrajność i starać się rozumieć każdego zbrodniarza czy człowieka, który ma na swoim sumieniu cięższe grzeszki. Dlatego też każda książka tego typu, która nie tyle wybiela, co jedynie przedstawia inny punkt widzenia i próbę zrozumienia pewnych zachowań człowieka postawionego w sytuacji ekstremalnej, jest jak najbardziej warta przeczytania.
Jednak mi zabrakło tej iskry, która porwałaby mnie niekoniecznie od pierwszej strony. Iskry, która rozpaliłaby mnie i nie pozwoliłaby zapomnieć o książce.
——————————————-
22 sierpnia 2014
http://zakamarek2013.blogspot.com/2014/08/marynarka.html
„Marynarkę” skończyłam czytać dopiero niedawno. Nie, nie dlatego, że nie była interesująca. Wręcz przeciwnie. Tej książki po prostu nie da się jednak przeczytać na jeden raz. Nie mówiąc już o tym, że dzięki pięknemu językowi, jakim jest napisana, aż chce się ją czytać słowo po słowie, ot tak – powolutku i ze smakiem…
Typowy kryminał leci tak: tajemnicze morderstwo, policjant/detektyw/ktokolwiek próbuje je rozwikłać. W układance fabularnej Tomaszewskiego zabrakło stróża prawa, a co więcej: zaraz po pierwszym rozdziale autor sprowadza nas na ziemię, dostarczając czytelnikowi pewności, że ma w rękach nie sensację, tylko powieść obyczajową z elementami historycznymi. I bardzo dobrze mu to wyszło.
Adam, 40-letni punkowiec przez swój charakter ma tendencje do rozwalania sobie życia. Do odejścia z roboty wystarczy mu zwykłe wkurzenie, zazwyczaj ze strony klienta, który zachowuje się głupkowato. Załamany po kolejnej tego typu akcji spotyka ambitną dziennikarkę Ninę. Oraz biznesmena, Karola. Ten ostatni wyciąga do niego pomocną dłoń. Dlaczego dziany człowiek wydaje krocie na jakiegoś nieudacznika? Im dalej w powieść, tym więcej zagadek.
Fabularnie i językowo nie mam do czego się przyczepić. Ze względu na to, że miałam do czynienia z oryginalnym wydaniem e-booka, pozwolę sobie zatem na jedną uwagę: czasami korekcie/redakcji literki w wyrazie się poprzestawiają. Niezbyt często, ale jednak zdarzy się. W ten sposób czytając zgrabnie napisane, lekkie zdanie natrafimy na „ablok” zamiast „albo”.
A co z fabułą?
Tomaszewski strona za stroną rozkręca akcję. Czytelnikowi mnoży się stos pytań, w tym o charakterze „kto kogo zabił”.
W powieści zawarty jest humor, zwykle w kolorze czarnym. Im bliżej do ostatniej kartki, tym czytelnik zdaje sobie sprawę, że los z punktu widzenia obiektywnego obserwatora może i jest zabawny, ale w stylu gorzkiej czekolady. Zjadasz, wypijasz, smakujesz, ale gorzki smak ciągle krąży po języku. I jeszcze ci mało.
W Marynarce poruszony został niezwykle ważny dla Polaków i mieszkańców Trójmiasta wątek: Grudzień 70′. Bez niego powieść nie była tym, czym jest. Nie, nie mamy tu do czynienia z „męczeństwem i patosem”, które zwykle w takim przypadku Polakowi się we łbie otwierają. Tomaszewski opowiada o ofiarach i zbrodniarzach Grudnia, ale bez zbędnych ideologii: może trochę podkolorozuje humorem, przez co rzecz bardzo dobrze się czyta. Poznajemy punkt widzenia obu stron, poznajemy również mniej-więcej wydarzenia (nie umiem powiedzieć, na ile są zgodne z prawdą, nie mniej jednak dużych niezgodności nie powinno być), które miały wtedy miejsce. Idealny sposób, by zainteresować młodego człowieka historią.
Kto dotrwa do końca powieści, ten dostanie jeszcze jeden prezent od autora. Jaki? Tego musi się sam dowiedzieć, bo jest zbyt wartościowy, by go w tym miejscu zdradzić.
W skali ocen to wygląda tak. Całościowo 8/10, bo po prostu Marynarka jest dobrą książką. Dodaję 1 punkt, czyli robię 9/10 za końcowy i historyczny wątek. Jednym słowem: polecam!
—————————————-
27 sierpnia
http://kryminalnapila.blogspot.com/2014/08/recenzja-mirosaw-tomaszewski-marynarka.html
MARYNARKA, KOCHANEK I GWIAZDY, CZYLI KSIĄŻKI NA LATO
Książkę czyta na kalkulatorze, debil jeden!
Jeśli chodzi o czytanie książek, to można powiedzieć, że jestem tradycjonalistką. Uwielbiam papierowe wydania książek: szelest papieru i przekładanych stron, zapach starych stronic i farby drukarskiej (powinni robić takie perfumy. Albo chociaż odświeżacze powietrza!), ciężar książki trzymanej w torbie kiedy wychodzę z domu. Dlatego też do tej pory nie miałam żadnego czytnika e-booków (no i trochę miałam zdanie zbliżone do tego na obrazku powyżej;)) Do czasu moi drodzy, bardzo pouczającej rozmowy z moim bratem, który stwierdził, że czytnik się przydaje. Siedząc na mega nudnym spotkaniu, zastanawiał się co by tu zrobić, żeby przeżyć. Z książką pod stołem czyta się niewygodnie, a takie ostentacyjne wyjęcie mogłoby być odebrane jako brak szacunku (niektórzy nie rozumieją fenomenu nałogowego czytelnictwa, niestety). Wyjął więc telefon i pod pretekstem sprawdzania godziny, zaczął czytać książkę na czytniku zainstalowanym na telefonie. Spotkanie minęło bezboleśnie, a tamci ze spotkania myśleli zachwyceni, że mój brat pilnie sporządza notatki na swoim smartfonie. Stwierdziłam, że trochę to genialne, i też ściągnęłam sobie aplikację do ebooków. I choć wiem na pewno, że pełna cyfryzacja mi nie grozi, to zawsze e-booki pozostają jakąś alternatywą.
Jedną z pierwszych książek, którą przeczytałam na telefonie, była “Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego. Akcja powieści rozgrywa się w 2005 roku, ale odwołuje się do wydarzeń z Grudnia 1970 roku, czyli czasu protestów pracowników stoczni w Gdyni. Nie jest to jednak książka historyczna. Jest bardziej o stosunkach między ludźmi i tym, jak poszczególne wybory determinują dalsze ich losy. Poznajemy dwóch głównych bohaterów – Adama vel. Smutnego, oraz Karola – biznesmena, właściciela kilku hoteli i restauracji, oraz dobrego ojca ze skomplikowanymi relacjami z rodziną. Mamy też postać przebiegłego i nie do końca uczciwego zięcia Karola – Witka, seksowną i pewną siebie dziennikarkę Ninę, i śliskiego redaktora naczelnego “Głosu Bałtyckim”, który prywatnie ma pewien problem z popędem seksualnym. Postaci w książce są wyraziste, ale bez podziału na dobrych i złych. Autor udowadnia, że nie ma sytuacji tylko czarnych i tylko białych, istnieją przecież jeszcze odcienie szarości. Każdy ma jakieś trupy w szafie, które stara się w niej zachować.
Książka mnie wciągnęła. Napisana została bardzo prostym językiem, posiada ciekawą, wielowątkową fabułę, chociaż trochę przewidywalną. Od razu domyśliłam się na przykład, jakie wydarzenia połączą Karola i Adama. Niemniej jednak “Marynarkę” czyta się szybko i przyjemnie. Jedynym minusem jak dla mnie jest wciśnięcie na samym początku powieści wątku starszego fotografa i tajemniczej koperty. W dalszej części książki coś tam z tą kopertą się wyjaśnia, ale starszy pan już się nie pojawia. A szkoda, bo jego historia też mogłaby być bardzo ciekawa. Ale może to historia idealna na kolejną książkę..?
Ps. Wracając do obrazka z początku notki. Jakie są Wasze odczucia na temat czytników e-booków?
——————————————–
8 września
http://monweg.blog.onet.pl/2014/09/08/z-historia-w-tle-marynarka/
Sylwester 2004 roku, Warszawa. Umierający na raka mężczyzna ogląda w samotności telewizję, kiedy do jego mieszkania włamuje się dwóch bandytów. Nie chcą pieniędzy. Szukają tajemniczej koperty ZO171270. Gospodarz nie domyśla się, dlaczego jej zawartość stała się cenna. Kiedy napastnicy dostają to, po co przyszli, zabijają świadka.
Marynarka to intrygująca powieść współczesna, której akcja rozgrywa się przede wszystkim w 2005 roku w Gdyni. Jednocześnie w retrospekcji autor przenosi nas do Grudnia 1970 roku, gdzie możemy poznać tamtejsze wydarzenia i przekonać się jaki wpływ miały one na teraźniejszość.
Poznajemy Adama, ekslidera zespołu rockowego Amnezja. Adam był dzieckiem, gdy nadszedł pamiętny Grudzień, ale wydarzenia te zmieniły na zawsze jego życie. To wtedy właśnie, podczas demonstracji zastrzelono jego ojca. Pozostały mu po nim wspomnienia i niemodna, zniszczona marynarka z dziurą na plecach – artefakt spajający teraźniejszość z przeszłością.
Drugim bohaterem książki Mirosława Tomaszewskiego jest Karol Jarczewski, sześćdziesięciopięciolatek, właściciel firmy Karo, trzech hoteli, pięciu restauracji, etc. Oprócz tych aktywów posiada on jeszcze zięcia Witka, który chce go zniszczyć i pozbawić firmy. Witek poznał mroczną przeszłość Karola, która do tej pory była owiana tajemnicą. Otóż Karol był za PRL-u plutonowym w wojsku i jednym z tych, którzy wyszli stłumić rozruchy w Grudniu 70.
Jest też Nina Lewandowska, młoda i ambitna dziennikarka „Głosu Bałtyckiego”, która otrzymuje zlecenie na napisanie książki na temat pamiętnego Grudnia. Przeprowadza wywiady z różnymi ludźmi – uczestnikami zamieszek, związanymi z tamtymi wydarzeniami.
Autor wplótł w dzieje bohaterów śmierć naszego narodowego bohatera i wielkiego człowieka, papieża Jana Pawła II, która wspaniale wpasowała się w opowiadaną historię. Wszak chodzi tu także o korzyści płynące z jego nauk.
Wszyscy ci bohaterowie żyjący obecnie, są napiętnowani wciąż świeżymi, niezapomnianymi przeżyciami. Na ich życiu cały czas kładą się cieniem wypadki Czarnego Czwartku. Okazuje się, że teraźniejszość też nie jest wcale lepsza.
Marynarka to powieść obyczajowa, ale także kryminalna. Przede wszystkim jednak to powieść psychologiczna z wspaniale zarysowanymi postaciami. Świetnie napisana książka dotykająca „zbrodni” sprzed trzydziestu pięciu lat, które zapisały się krwawo na kartach historii Polski. Książka niezmiernie wciągająca. Nie mogłam się od niej oderwać. Pan Mirosław w wywiadzie dla kwartalnika literackiego Wyspa (2/2014) zawarł to, co chciałabym powiedzieć na zakończenie: Stworzyłem postacie kata i ofiary, które swoim tragizmem ilustrują polski los. Starałem się pokazać zbrodnię i karę dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Marynarka, którą zakłada Smutny jest symbolicznym strojem, który nosimy jako społeczeństwo na co dzień, czasem o tym nie wiedząc, przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Powieść jest także o tym, jak łatwo oceniamy ludzi, stygmatyzujemy ich tylko dlatego, że nie podzielają naszych poglądów. Nie zgadzam się na prosty podział na tych, którzy stoją tam gdzie my, oraz innych, spychanych tam, gdzie stało ZOMO. Wybaczanie zostawiam tym, którzy doznali krzywd, ale próbuję zrozumieć jak działają mechanizmy zmuszające człowieka do czynienia zła, gdy nie z własnej winy wpadł lub został wepchnięty pod parowóz dziejów. Brakuje nam w dyskusjach, zarówno na forum prywatnym, jak i publicznym, elementarnej empatii niezbędnej by skutecznie rozmawiać, nawet jeśli przekonanie kogoś jest z góry skazane na niepowodzenie. Po co więc rozmawiać? Żeby kiedyś nie zacząć się zabijać. Bardzo gorąco polecam lekturę tej wyjątkowej książki, przede wszystkim młodym odbiorcom, którzy tę historię znają tylko z lekcji.
——————————————————————–
15 września
http://52tygodnie.blogspot.com/2014/09/marynarka.html
Z dobrymi książkami mam problem. Nie ja pierwsza zauważyłam, że łatwiej krytykować niż chwalić. A więc na początek – to dobra powieść
Trudno ją jednoznacznie określić – kryminał to, książka obyczajowa czy może historyczna?
Książkę otrzymałam zupełnie niespodziewanie. Pewnego dnia nadszedł mail z prośbą o słów parę na temat książki. Zgodziłam się, aczkolwiek niechętnie. Mam mnóstwo zaległości w czytaniu tego, co u mnie na półce, a poza tym, nie znałam autora. Zadecydowała okładka. Bardzo minimalistyczna, oszczędna w barwie i formie, no i czytelnik nie ma wątpliwości, że akcja dzieje się na Wybrzeżu.
Nie powiem, że książkę przekładałam z miejsca na miejsce, bowiem otrzymałam ją w formie ebooka i niekoniecznie chętnie spoglądałam na czytnik. Ale w końcu…
Powieść zaczyna się mocno. Śmiercią starego człowieka. Jest tajemnicza koperta ze zdjęciami z grudnia 1970 i brutalne, zimne zabójstwo. Kim był zamordowany człowiek, co zawierała koperta, kim byli oprawcy? Scena zawieszona w próżni. Odłożona ad acta, ale tkwiąca w świadomości czytelnika.
Akcja, tak jak wspomniałam, dzieje się na Wybrzeżu współcześnie – rok 2005, choć wydarzenia generujące akcję powieści działy się w grudniu 1970 roku. Adam, były lider muzycznego zespołu punkrockowego, boryka się z przyziemnymi sprawami. Brak pracy, pieniędzy, stabilizacji. Gdy nagle wszystko się zmienia. Zostaje szefem projektu Powrót do Przeszłości. Teraz powodzi mu się całkiem dobrze, poznaje dziennikarkę Ninę. A wszystko jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, która działa za przyczyną filantropa Karola Jaczewskiego. Jaczewskiego dręczy problem, to problem w postaci Witka, męża córki. Między nimi toczy się cicha wojna, wojna, które ma duże pole rażenia.
Jest i w powieści historia, ale książka nie jest dokumentem. To fikcja mocno osadzona w historii.Opowiada o ofiarach grudnia ’70. Ofiarach tych bezpośrednich i ofiarach pośrednich. Takich jak Adam, którego ojciec ginie w zamieszkach grudniowych zupełnie przypadkiem. Oficjalne ofiar było 18cie, Adam jest ofiarą 19tą. Tworzy utwór o tytule „Dziewiętnasty”, który rozszyfrowuje Nina . I w zasadzie nie zdziwiłabym się, gdyby powieść Tomaszewskiego taki właśnie tytuł nosiła.
„Marynarka” to także książka o książce, która powstaje na zlecenie Witka. Pracuje nad nią Nina, tocząc boje o autorstwo z redakcyjnym szefem. Książka dotyczy właśnie wydarzeń grudniowych. Co kierowało Witkiem zlecającemu powstanie książki? Na pewno nie motto „Ocalić od zapomnienia”. Książka w powieści gra główną rolę, jest rozwiązaniem wszystkich wątków.
Powieść Mirosława Tomaszewskiego porywa. Wielowątkowa, dynamiczna, zaskakująca. Autor nikogo nie ocenia, daje czytelnikowi możliwość wyrobienia własnych osądów. Autor nie moralizuje, daleki jest od ckliwości. I to jest chyba najważniejsze. Nie sposób tu nie wspomnieć języku powieści – piękny, staranny, niewydumany. Powieść polecam miłośnikom dobrej literatury i … muzyki, bo pobrzmiewa ona przez wszystkie karty powieści i muszę przyznać, że autor wie, o czym pisze.
Powieść polecam i mam nadzieję, że autor nie zdecyduje się na zmianę okładki, o czym napomknął w jednym z wywiadów. Okładka jest naprawdę świetna – minimalistyczna a treściwa.
————————————————–
W “Marynarce” Mirosława Tomaszewskiego akcja toczy się w 2005 roku. Poznajemy losy bohaterów, których historie się przeplatają.
Nie ma ucieczki przed przeszłością, bo nie ma ucieczki przed samym sobą…
Marynarka to powieść obyczajowa, poruszająca temat wydarzeń grudniowych w 1979 roku na Wybrzeżu.
Adam, pseudonim muzyczny „Smutny”, były wokalista zespołu „Amnezja”, człowiek, którego życie przestało mieć jakikolwiek sens, borykający się zarówno w dramatyczną przeszłością związaną ze śmiercią ojca, a także swoją przeszłością zawodową, jest osobnikiem dość kontrowersyjnym. Nie potrafi sobie znaleźć miejsca, które zapewniłoby mu normalną egzystencję. Któregoś dnia otrzymuje dość dziwną propozycje pracy. Obcy dla niego człowiek, znany w Trójmieście biznesmen Karol Jarczewski proponuje mu pracę, bardzo wysokie wynagrodzenie i wyjątkowe stanowisko. Wszystko to wydaje się dziwne, ale ryzyko przyciąga. Życie Adama zaczyna się zmieniać zwłaszcza, gdy wkracza w nie dziennikarka Nina, która za wszelką cenę próbuje wyciągnąć od niego fakty z życia, o których jeszcze nikt nie słyszał. W bardzo sprytny sposób próbuje ona zaangażować Adama w wywiady przeprowadzane z osobami, których najbliżsi byli świadkami lub ofiarami wydarzeń grudniowych w Gdyni i Gdańsku. Efektem końcowym tych wywiadów jest książka, którą pisze Nina (jej współautorem jest redaktor naczelny gazety w której pracuje) na zlecenie pewnego wpływowego człowieka, a tematem książki są właśnie wydarzenia grudniowe z 1970 roku. Jak się potoczą losy Adama, Karola, Niny i innych bohaterów nie zdradzę, ponieważ chciałabym, aby czytelnicy sięgnęli po tę lekturę, chociażby ze względu na pamięć osób, które wtedy zginęły.
Książka jest napisana w dość specyficzny sposób, ukazując tragiczny grudzień zarówno z punktu widzenia dziecka, którego ojciec zginął w drodze do pracy, jak również z perspektywy ludzi, którzy przyczynili się wówczas do śmierci stoczniowców. Między wątek historyczny, wplecione jest uczucie, związek dwojga młodych ludzi i wspomnienia, które rozdrapują wciąż niezagojone rany.
Autor ukazuje całą gamę uczuć, jakie mogą nagromadzić się w człowieku po jakimś traumatycznym wydarzeniu. Ale nie tylko uczucia, których rola polega na wyparciu przeszłości, bo trzeba przyznać, że zarówno żal po starcie najbliższych jak i wyrzuty sumienia są równie mocne.
Mirosław Tomaszewski wykazał się wyjątkowo szczegółową znajomość faktów związanych z tamtym okresem, ukazując matactwa ludzi i władzę, jaką mieli i mają pewne grupy osób. Muszę również pochwalić wyjątkową wiedzę muzyczną, jaką urozmaicona jest fabuła książki i nie tylko związaną z ex muzykiem.
Treść książki jest podzielona na rozdziały, których każdy zaczyna się datą i miejscem, w jakim odgrywa się dana scena, czy akcja. Dla kogoś, kto zna Gdynię tak jak ja, wyobraźnia już miała niewiele do roboty.
Pracując kilkanaście lat w Gdyni, w okolicach Pomnika Ofiar Grudnia pamiętam tysiące zniczy palących się w każdą rocznicę wydarzeń grudniowych. Paliły się na peronach SKM, na schodach prowadzących na pomost i na ulicy, którą każdego dnia szli do pracy robotnicy. Nie potrafię opisać wzruszenia, jakie zawsze mnie ogarniało, kiedy widziałam te znicze w ciemności nocy. Wysiadałam z kolejki SKM około godz. 6, na dworze było jeszcze ciemno, a widok zapierał dech w piersi.
Takie książki jak „Marynarka” powinny być obowiązkowymi lekturami szkolnymi, aby młodzi ludzie wiedzieli jak wyglądała rzeczywistość ich rodziców, czy dziadków. Ile musiały przejść ich rodziny, aby oni mieli teraz to, co mają.
Przyznam szczerze, że okładka skojarzyła mi się w pierwszym odruchu z powieścią kryminalną. Nie spodziewałam się takiej treści jaką zastałam.
Czytałam tę lekturę z zapartym tchem, nie dlatego, że znam Gdynię i słyszałam już o wydarzeniach grudniowych od wielu osób. Tej książki nie da się czytać z długimi przerwami. Autor tak powplatał wątki, że od fabuły nie można się oderwać, bo każdy następny rozdział przyciąga jeszcze bardziej. Pomijając fakt, że książka zaczyna się dość mrocznie, wręcz dramatycznie, jak w najlepszym thrillerze, to każdy kolejny wątek wpleciony w treść, zaskakuje.
Polecam książkę nie tylko osobom interesującym się historią Polski. W tej lekturze, każdy znajdzie coś dla siebie, nawet najbardziej wyrafinowany czytelnik. Mamy w niej zbrodnię, mamy miłość, mamy wątek psychologiczny i historyczny, ale przede wszystkim mamy wyjątkowo ciekawie skonstruowaną powieść.
————————————————————–
http://booksonmymind.blogspot.com/2014/10/mirosaw-tomaszewski-marynarka.html
Każdego dnia podejmujemy niezliczone ilości decyzji. Jedne są błahe i nie mają większego znaczenia, inne mają wpływ na życie nasze i innych osób. Mimo, iż wszystko jest kwestią wypadku, to niekiedy przyjdzie nam ponosić konsekwencje naszych czynów. To, co wydarzyło się w przeszłości, ma wpływ na to, co dzieje się teraz. Dlatego jeśli chcemy poznać człowieka, powinniśmy poznać jego historię.
Wiele lat temu Adam był znany jako „Smutny” i realizował się jako lider punkrockowego zespołu Amnezja. Niestety to już przeszłość. Dziś 40-letni Adam próbował pracy we wszystkich trójmiejskich barach. Punkowa dusza buntuje się przeciwko rzeczywistości i kiepskiemu gustowi muzycznemu barowej klienteli. Pewnego dnia los stawia na jego drodze Ninę, błyskotliwą dziennikarkę „Głosu Bałtyckiego”. To ona „odkurza” Smutnego i przypomina o nim dawnym fanom. Wkrótce Adam dostaje od miejscowego biznesmena Karola Jarczewskiego niezwykłą propozycję. Ma zostać szefem historycznego projektu „Powrót do przeszłości”. Muzyk nie rozumie, dlaczego to właśnie on został wybrany przez Jarczewskiego, jednak podejmuje wyzwanie. W tym czasie Nina przyjmuje propozycję napisania książki o grudniu ’70. Para wspólnie rozpoczyna podróż w przeszłość. Nie podejrzewają, że stali się właśnie pionkami w rozgrywkach politycznych i kryminalnych. Tu stawką jest nie tylko prawda historyczna, ale także honor, życie ludzkie i ogromne pieniądze.
Czytałam już wcześniej kryminały wykorzystujące wydarzenia z grudnia 1970. Na ich tle „Marynarka” wyróżnia się pozytywnie. Autor odrzuca zbędny sentymentalizm. Nie roztkliwia się nad swoimi bohaterami, ich historie opowiada nam w oszczędny, męski sposób. Każda z postaci nosi swój ciężar, autor nie dzieli ich na „dobrych” i „złych”. Każdy z nich jest człowiekiem, któremu przyszło żyć w okrutnych czasach. Życie nie jest czarno-białe, ludzie nie są jednoznaczni, nie powinno się patrzeć na nich przez pryzmat jednego tylko wydarzenia,
Pierwsze rozdziały powieści mogą dezorientować czytelnika, jednak szybko wszystko układa się w spójną opowieść i wciągamy się w akcję. Powieść rozpoczyna się morderstwem, jednak nie jest typowym kryminałem. Dla mnie to opowieść o winie i odkupieniu. Bohaterowie Tomaszewskiego są mężczyznami z krwi i kości. Znają życie od podszewki, wiedzą, że nie wszystko jest oczywiste i że bardzo łatwo znaleźć się na dnie. W podobny, nieco męski sposób, zarysowana jest również postać Niny. Ona wie, czego chce od życia i zrobi wszystko, żeby osiągnąć swoje cele. Muszę przyznać, że podoba mi się również relacja pomiędzy nią a Adamem.
Mirosław Tomaszewski ma lekkie pióro, W „Marynarce” ujął mnie prostym, nieco suchym językiem. Autor nie ocenia swoich bohaterów, nie ułatwia identyfikowania się z nimi. Mimo tego szybko zaczynamy ich rozumieć i odczuwać do nich sympatię.
Warto rozmawiać o historii i o niej pisać. W przypadku tak nieodległej przeszłości jest to tym trudniejsze, że nadal budzi ona kontrowersje. Łatwo oceniać uczestników tych wydarzeń, szufladkować ich, jednak na tyle się znamy, na ile nas sprawdzono. Czy na nasze życiowe decyzje mógł wpłynąć fakt, że właśnie urodziło nam się dziecko, że dostaliśmy pracę marzeń lub wymarzone mieszkanie? Czy usprawiedliwia nas lęk o przyszłość rodziców czy własną? Właśnie, dlatego warto rozmawiać, poznawać, starać się zrozumieć. To klucz do przepracowania przeszłości i wyciągnięcia z niej wniosków.
Grudzień 1970 rok – krótko przed świętami ceny produktów spożywczych drastycznie rosną, co wywołuje falę strajków, głównie na Wybrzeżu. Funkcjonariusze Polski Ludowej próbują w bardzo brutalny sposób stłumić bunt mieszkańców, podczas walk wielu ludzi traci życie.
Te wydarzenia mają wielki wpływ na dotychczasowe losy naszych bohaterów: Adama (byłego lidera zespołu punkrockowego), Karola (przedsiębiorcy posiadającego dobrze prosperującą firmę), Witka (męża córki Karola, a jednocześnie jego pracownika) i Niny (dziennikarki, która zajmuje się pisaniem książki o zajściach z grudnia 1970 roku). Losy tych postaci splatają się, jednak w nieoczywisty sposób, przez co powieść jest bardziej tajemnicza i ciekawa. Każdy z nich nie otrząsnął się do końca po wydarzeniach z tamtego czasu i kieruje swoim ówczesnym życiem, by odkupić swoje błędy lub dopiąć sprawiedliwości.
To, co wyróżnia książkę Mirosława Tomaszewskiego, to brak osądzania i moralizowania wyborów bohaterów. Autor jedynie przybliża nam okoliczności oraz fakty z ich życia, jednak nie ocenia, ani nie krytykuje. Dzięki temu możemy zauważyć, że nie wszystko jest wyłącznie czarne lub białe – świat otoczony jest różnymi odcieniami szarości, przez co osądy nie są już tak proste i oczywiste. W powieści ofiara staje się żądnej zemsty katem, a kat ofiarą – wszystko to ma zaskakujący kontekst i wielowymiarowy charakter.
Akcja rozgrywa się przede wszystkim w 2005 roku, przeplata się retrospekcjami z czasów PRL-u. Tomaszewski ujmuje w swojej książce dokładną topografię Gdańska, przez co spacer w tym mieście nabierze nowego, historycznego wymiaru.
Mirosław Tomaszewski to pisarz i scenarzysta, ale również współautor kilku patentów w dziedzinie budowlanej. Napisał on wielowątkową powieść, która trzyma czytelnika w napięciu, przez co całą historię czyta się bardzo szybko. Co jest charakterystyczne dla tej książki? Podczas całej akcji bohaterom towarzyszy przeróżna muzyka. Utwory przewijające się podczas różnych scen oddają klimat i wiarygodność tamtych zdarzeń, co pozwala nam bardziej wczuć się w skórę postaci.
Bez wątpienia jest to książka godna uwagi, która ma na celu wywołanie dyskusji o czasach komunizmu oraz o tym, jak wydarzenia sprzed 40. lat wpływają na codzienne życie naszych rodaków oraz nas samych.
Beata Siudeja
———————————————————————-
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/194377/marynarka/opinia/21180551#opinia21180551
O książce Mirosława Tomaszewskiego pt. „Marynarka” było bardzo głośno w świecie książkowych blogerów. Gdzie się nie obejrzało, tam widziało się recenzje tej powieści. Kiedy ja otrzymałam propozycje jej ocenienia, postanowiłam spróbować. Mniej więcej kojarzę okres grudnia 1970 roku. Bardzo dobrze wiem co się wtedy w Gdyni stało, jednak pragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej. Miałam nadzieję, iż „Marynarka” przybliży mi nieco tamte wydarzenia. Muszę przyznać, że sposób przedstawienia przypadł mi do gustu, jednak wątek obyczajowy wszystko zniszczył.
Książkę czytało mi się ciężko i długo ze względu na formę. Niestety, nie posiadam czytnika, a czytanie na komputerze i telefonie jest niewykonalne przez dłuższy czas, dlatego nie będę oceniać jej pod tym względem, gdyż nie wiem konkretnie jakie czynniki mogły wpływać na prędkość czytania lektury. Pierwszy rozdział wskazywał na wciągającą i trzymającą w napięciu powieść z wątkiem historycznym. I rzeczywiście mogłaby taka być, gdyby nie poznanie zawartości koperty już na 100 stronie książki. Cała ta tajemnica, która trzymała mnie przy czytaniu prysła. Reszta okazała się bardzo przewidywalna. Nawet zakończenie niespecjalnie mnie zaskoczyło. Jedynie poznanie tajemnicy Karola wywołało we mnie pewne poruszenie. Wtedy nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, jednak wszystkie wydarzenia, które potem nastąpiły, nie szokowały.
Na plus są migawki z przeszłości, z pamiętnego dnia 1970 roku. Pozwoliły mi one na poznanie uczuć i emocji, które kierowały ludzi do takich, a nie innych czynów. Mamy okazję rozpatrzeć sytuacje z dwóch stron. Zarówno ofiary jak i oprawcy. Jak się okazuje, żadnej nie było łatwo, a skutki odbiły szczególne piętno na ich przyszłym życiu.
Bohaterowie są, aż do bólu typowi i schematyczni i tak naprawdę oni psuli każdy dobry pomysł autora. Wszystko przez nich było takie sztuczne i wymuszone. Nie potrafiłam do końca przejąć się tą historią. Pan Tomaszewski nie postarał się pod tym względem i przez to stworzył papierowe postacie na miarę nisko budżetowego filmu obyczajowego. Momentami nawet dialogi wołały o pomstę do nieba, nie wspominając już o zachowaniu i charakterku super ambitnej dziennikarki Niny.
Uważam, że pomysł na książkę był naprawdę dobry, jednak gorzej wyszło z wykonaniem. Postacie zostały bardzo słabo wykreowane, przez co nawet nie da się ich za bardzo lubić. „Marynarka” to taki średniak nie dla każdego. Mnie nieszczególnie przypadła do gustu, jednak myślę, że innym może się spodobać.
————————————————-
28 grudnia 1014
http://bierziczytaj.blogspot.com/2014/12/marynarka.html
Przyznam się do pewnej raczej bagatelnej słabości – czasami lubię toczyć zażarte dyskusje w Internecie. Łatwo wciągam się w takie konwersacje, wytaczam działa argumentów, karmię trolle, rzucam grochem o ścianę – słowem – nie umiem czasami w porę przerwać rozmowy, zanim ta zmieni się w kłótnię. W każdym razie kilka tygodni temu prowadziłem taką coraz bardziej intensywną pogawędkę z pewnym Polakiem mieszkającym pod Berlinem. Rzecz dotyczyła w największym skrócie rangi edukacji historycznej. Jegomość ów przytaczał przykłady ze swojego nowego kraju, w którym ludzie nie oglądają się na przeszłość (trudno się zresztą dziwić – zobaczyliby własne demony), w którym liczy się tylko teraźniejszość, a nastawienie to widoczne jest także w systemie szkolnej edukacji. Tymczasem my – Polacy (chociaż w jego ustach brzmiało to raczej jak „wy”) rozpamiętujemy własne klęski, upajamy się swoimi triumfami z zamierzchłych czasów, nie umiejąc się oderwać od tej spuścizny. „Gdzie są Niemcy, a gdzie Polska?” – pytał z satysfakcją. Nie muszę chyba pisać, że moje zdanie na temat potrzeby pamiętania było zgoła odmienne.
Przypominam to sobie, gdyż najnowsza powieść Mirosława Tomaszewskiego, czyli Marynarka, przyznaje mi zaocznie rację w tym sporze. W książce wszystko żyje historią, kiełkuje z niej i wyrasta, odbija, zawraca i krąży. To historia dopada w prologu starszego mężczyznę, który na swoje nieszczęście przechowuje tajemniczą kopertę ZO171270. To nauczycielka życia nie daje zasnąć pewnemu szanowanemu mieszkańcowi Gdyni, który od lat ukrywa pewien sekret. Wreszcie, to potrzeba pamięci pokieruje poczynaniami niejakiego Adama, mimo że jego dawny zespół punk-rockowy nazywał się Amnezja…
Wspomniany wcześniej szanowany mieszkaniec Gdyni ma problem. Jest nim jego zięć Witek, którego zatrudnił dziesięć lat wcześniej, a który teraz wyraźnie dąży do przejęcia kontroli nad rodzinnym przedsiębiorstwem. Chorobliwie ambitny mężczyzna nie cofnie się przed niczym – nawet przed szukaniem „haków” na nielubianego teścia. Wkrótce bowiem redaktor naczelny ,,Głosu Bałtyckiego” dostanie od Witka propozycję – ma napisać książkę o wydarzeniach grudnia 1970. Akcja toczy się wielowątkowo – chwilami tonacją przypomina thriller polityczny, chwilami zwykłą powieść obyczajową. Tomaszewski umie właściwie zogniskować czytelnicze upodobania i oczekiwania. Dostajemy opowieść o sile historii, o trudnych losach jednostek złożonych na ołtarzu jedynej słusznej wizji, ale i o moralnej dwuznaczności. Pisarz nie staje po niczyjej stronie, nikogo nie potępia, ale i nie zbawia.
Kilka pomysłów fabularnych naprawdę pobudziło moją wyobraźnię – jak choćby idea muzeum czasów najnowszych, w którym zwiedzający mogą na własnej skórze (dosłownie!) odczuć trudy internowania. Podobała mi się również… ścieżka dźwiękowa książki, czyli cytowane często i gęsto utwory muzyczne z lat 70. i 80. Nie przekonało mnie natomiast zakończenie, które wybrzmiewa i blaknie bez jakiegoś mocniejszego akcentu. Ale przecież nie można mieć wszystkiego. Za to ja mogę zakończyć recenzję bon motem… Mówi się, że ci, którzy nie studiowali historii, skazani są na jej kopiowanie. Ktoś dopowiedział, że ci, którzy historię studiowali, skazani są natomiast na bezsilne przyglądanie się, jak wszyscy inni wokół ją powtarzają.
—————————————————————————
znalezione 19-01-2015
http://www.krzywaprosta.pl/2014/10/14/marynarka-miroslaw-tomaszewski/
Sylwester 2004. W Warszawie ciężko chory fotograf samotnie spędza ten dzień przed ekranem telewizora. Wkrótce ten właśnie dzień kończący 2004 r. stanie się również ostatnim dniem życia mężczyzny. Do jego mieszkania włamuje się dwóch uzbrojonych napastników. Ich zamiary są jednoznaczne. Szukają koperty oznaczonej symbolem ZO-171270. Szybko odnajdują to, po co przyszli. Niewygodny świadek zaś ginie.
Adam nie ma szczęścia w życiu. Kiedyś był świetnie zapowiadającym się wokalistą świetnie zapowiadającego się zespołu punkowego. Jego kariera skończyła się jednak równie szybko, jak zaczęła. Teraz jego życie to jedno długie pasmo niepowodzeń. A kariera zawodowa rozwija się zdecydowanie bardziej w kierunku usług kelnersko-barmańskich niż występów z zespołem przed koncertową publicznością. Pewnego dnia na drodze Adama staje Nina, dziennikarka z „Głosu Bałtyckiego”. Rozpoznanie w Adamie przebrzmiałą gwiazdę trójmiejskiego punku. To jednak nie jest źródłem jej wzmożonego zainteresowaniem mężczyzną. Bardziej interesuje ją jego tragiczna przeszłość. Najbardziej żądna jest wylewnych opowieści o życiu syna ofiary wydarzeń Grudnia 1970r.
Wkrótce do Adama zaczyna uśmiechać się szczęście. Z nieznanych mu przyczyn, niespodziewanie pracę proponuje mu Karol Jarczewski, właściciel firmy Karo, szanowany biznesmen i filantrop. Karol jest zadowolony zarówno ze swego życia zawodowego, jak i osobistego. Tylko jeden człowiek psuje mu krew. To jego własny zięć Witek, karierowicz, który uwiódł jego córkę, by stać się częścią sukcesu rosnącej w siłę firmy teścia. Karol Janiszewski ma też jeden brudny sekret i największe pokłady filantropii i dobroczynności a także obsesyjnej wręcz religijności, nie są w stanie naprawić grzechu przeszłości. Czy po latach odpowie za swój błąd? I czy żałuje tego, co zrobił?
„Marynarka”autorstwa Mirosława Tomaszewskiego to książka poruszająca dość bolesny i trudny temat w polskiej historii. Tłem współczesnych zdarzeń powieści są tragiczne wydarzenia Grudnia ’70. Autor nie skupia się jednak na tych jakże poruszających i strasznych wydarzeniach, są one punktem wyjścia do opowieści o współcześnie żyjących, w których życiach cały ten tragizm wyrył niezatarte, stale krwawiące rany. To opowieść o tym, jak przeszłość zdefiniowała przyszłość, jak zmieniła świat i żyjących w nim ludzi. I jak trudno po tak dramatycznych przeżyciach stanąć prosto i z optymizmem patrzeć w przyszłość, gdy wszystko, co w życiu ważne zostało przykryte przez wszechogarniający strach i rozpacz. W opowieści tej cierpią po latach rodzice, którzy stracili swe dzieci, cierpią też dorosłe już dzieci, które straciły rodziców.
Przygniotło mnie mocno to morze cierpienia, które przed czytelnikiem rozpostarł autor. Przygniotło mnie również zło, które nawet po latach nie jest w stanie ulec naprawie i zrehabilitować się za cierpienia, które wyrządziło. „Marynarka” to powieść, którą odbierałam w monochromatycznych odcieniach szarości, która mnie przygnębiła i zasmuciła. Przygniotła wizją, że po tragedii prawie nikomu nie jest dane w przyszłości odnaleźć radość, że dramat stygmatyzuje, że nie ma odwrotu. Czy o to właśnie chodziło?
————————————————————————————
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2015/01/marynarka-mirosaw-tomaszewski.html
Typowy kryminał leci tak: tajemnicze morderstwo, policjant/detektyw/ktokolwiek próbuje je rozwikłać. W układance fabularnej Tomaszewskiego zabrakło stróża prawa, a co więcej: zaraz po pierwszym rozdziale autor sprowadza nas na ziemię, dostarczając czytelnikowi pewności, że ma w rękach nie sensację, tylko powieść obyczajową z elementami historycznymi. I bardzo dobrze mu to wyszło.
Adam, 40-letni punkowiec przez swój charakter ma tendencje do rozwalania sobie życia. Do odejścia z roboty wystarczy mu zwykłe wkurzenie, zazwyczaj ze strony klienta, który zachowuje się głupkowato. Załamany po kolejnej tego typu akcji spotyka ambitną dziennikarkę Ninę. Oraz biznesmena, Karola. Ten ostatni wyciąga do niego pomocną dłoń. Dlaczego dziany człowiek wydaje krocie na jakiegoś nieudacznika? Im dalej w powieść, tym więcej zagadek.
Fabularnie i językowo nie mam do czego się przyczepić. Ze względu na to, że miałam do czynienia z oryginalnym wydaniem e-booka, pozwolę sobie zatem na jedną uwagę: czasami korekcie/redakcji literki w wyrazie się poprzestawiają. Niezbyt często, ale jednak zdarzy się. W ten sposób czytając zgrabnie napisane, lekkie zdanie natrafimy na „ablok” zamiast „albo”.
A co z fabułą?
Tomaszewski strona za stroną rozkręca akcję. Czytelnikowi mnoży się stos pytań, w tym o charakterze „kto kogo zabił”.
W powieści zawarty jest humor, zwykle w kolorze czarnym. Im bliżej do ostatniej kartki, tym czytelnik zdaje sobie sprawę, że los z punktu widzenia obiektywnego obserwatora może i jest zabawny, ale w stylu gorzkiej czekolady. Zjadasz, wypijasz, smakujesz, ale gorzki smak ciągle krąży po języku. I jeszcze ci mało.
W Marynarce poruszony został niezwykle ważny dla Polaków i mieszkańców Trójmiasta wątek: Grudzień 70′. Bez niego powieść nie była tym, czym jest. Nie, nie mamy tu do czynienia z „męczeństwem i patosem”, które zwykle w takim przypadku Polakowi się we łbie otwierają. Tomaszewski opowiada o ofiarach i zbrodniarzach Grudnia, ale bez zbędnych ideologii: może trochę podkolorozuje humorem, przez co rzecz bardzo dobrze się czyta. Poznajemy punkt widzenia obu stron, poznajemy również mniej-więcej wydarzenia (nie umiem powiedzieć, na ile są zgodne z prawdą, nie mniej jednak dużych niezgodności nie powinno być), które miały wtedy miejsce. Idealny sposób, by zainteresować młodego człowieka historią.
Kto dotrwa do końca powieści, ten dostanie jeszcze jeden prezent od autora. Jaki? Tego musi się sam dowiedzieć, bo jest zbyt wartościowy, by go w tym miejscu zdradzić.
W skali ocen to wygląda tak. Całościowo 8/10, bo po prostu Marynarka jest dobrą książką. Dodaję 1 punkt, czyli robię 9/10 za końcowy i historyczny wątek. Jednym słowem: polecam!
————————————————————
http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/miroslaw_tomaszewski/marynarka/recenzja
Chichot historii
Los potrafi spłatać niejednego figla. Adam, były lider punkowego zespołu Amnezja, Nina, sfrustrowana dziennikarka lokalnej gazety oraz Karol, prezes wielkiej sieci hotelarskiej przekonują się o tym na własnej skórze. W codziennej walce o byt, dla jednych prostszej, dla drugich nieco bardziej skomplikowanej, trójcy tej przyjdzie zmierzyć się z własnymi słabościami, niezbyt życzliwymi ludźmi oraz przygniatającą ich sumienia historią. Jaką cenę przyjdzie im zapłacić za upragniony spokój?
Fabuła książki Tomaszewskiego kręci się wokół wydarzeń, jakie miały miejsce na Wybrzeżu (w książce głównie w Gdańsku) w grudniu 1970 roku. Pamiętna masakra robotników stoczniowych jest swoistą klamrą, która spina losy głównych bohaterów, choć sami do końca nie zdają sobie z tego sprawy. Jest też punktem wyjścia do swoistej psychoanalizy wspomnianej trójki – bolesnej, głębokiej i nad wyraz życiowej. Marynarka traktuje bowiem o wielu trudnych tematach – Bogu, miłości, pieniądzach i szczęściu, zarazem starając się czytelnika uraczyć jak największą dawką informacji o tym, jak wykuwała się nasza niepodległość. Ten pompatycznie traktowany przez wielu temat w wykonaniu Tomaszewskiego nie jest jednak ciężkostrawny, nie epatuje martyrologią, nie ocieka krwią, a zarazem składa należny hołd tym, którzy poświęcili swe życie w słusznym w ich mniemaniu celu.
Marynarkę można traktować różnorako – jako powieść zgoła sensacyjną, podszytą romansem i biznesowymi gierkami, lub jako próbę trafienia do młodszego czytelnika z tematem poważnym, niekoniecznie znanym i dość ciężkim w odbiorze. I tu pojawia się problem – mimo braku patriotycznego zadęcia, Marynarka jasno i bezwzględnie przedstawia świat w kolorze czarno-białym, bez odrobiny szarości. Źli zostają potępieni, dobrzy wygrywają, krzywdy zostają wynagrodzone a życie toczy się dalej, sielsko, anielsko. Autor, starając się stworzyć dzieło uniwersalne w odbiorze i jakości przekazywanych treści, zbudował bardzo prosty świat, mimo skomplikowanych w nim zależności. Można odnieść wrażenie, że otoczka psychologiczno-mistyczna, z którą czytelnik ma do czynienia na samym początku przygody z książką, powstała tylko po to, by fabuła trzymała się przysłowiowej kupy. A, niestety, część wątków rozpoczętych przez Tomaszewskiego nijak tego zrobić nie chce. Niekiedy taka próba łączenia tematów nie wychodzi na dobre – tak jest i w tym przypadku.
Mimo tego nie jest to pozycja, którą należy potępić w czambuł. Bynajmniej – ciekawe podejście do tematu, interesujący pomysł oraz naprawdę wciągający wątek fabularny (spojlera nie będzie, ale należy podkreślić jedno – od pewnego momentu przewidywalny), sprawiają, że Marynarka ma w sobie jakąś magnetyczną siłę przyciągania. Nie ze względu na styl pisarski, bo ten jest mocno „barokowy” i momentami potrafi znużyć, nie ze względu na świetnie skrojonych bohaterów, bo ci z czasem gdzieś się gubią. Tajemnica tkwi raczej w tematyce, która potraktowana została dość nietypowo, a przez to potrafi wciągnąć. Sprawdźcie sami.
—————————————————————————————————
Pewnej sylwestrowej nocy, w roku 2004, umierający mężczyzna oglądał w samotności telewizję. W tym czasie do jego mieszkania włamuje się dwóch bandytów. Nie chcą go obrabować – poszukują tajemniczej koperty oznaczonej ZO171270. Kiedy ją dostają, zabijają świadka.
1 kwietnia 2005 roku Karol Jarczewski, właściciel dobrze prosperującej firmy Karo, ma tylko jeden problem – jest nim Witek, mąż jego córki. Chorobliwie ambitny, zatrudniony dziesięć lat wcześniej, wyraźnie dąży do przejęcia firmy teścia.
Redaktor naczelny „Głosu Bałtyckiego” jest erotomanem i niespełnionym pisarzem. Pewnego dnia dostaje propozycję od Witka – ma napisać książkę o wydarzeniach grudnia 1970 roku.
„Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego traktuje w gruncie rzeczy o wydarzeniach grudnia 1970 roku, ale o wszystkich luźno powiązanych wątkach dowiadujemy się właściwie na samym końcu.Bardzo ważna jest również sama konstrukcja powieści – narracja trzecioosobowa, bardzo dokładnie i wyraźne zarysowane postaci, ich rozumowanie, charakter oraz historię.Książka Tomaszewskiego jest interesująca, aż żal, że wcześniej na nią nie trafiłem. Szczerze polecam. Szczególnie tym, którzy ciekawi są innego spojrzenia na wydarzenia z grudnia 1970 roku.
————————————————————————————————
http://korcimnieczytanie.blogspot.com/2015/03/mirosaw-tomaszewski-marynarka.html
„Zawsze stał z boku i robił zdjęcia tym, którzy istnieli naprawdę. Sam obserwował świat przez obiektyw, a potem oglądał na zdjęciach. Dokładał starań, by się na nich nie znaleźć. Także teraz, gdy cichy strzał wtopił się w huk fajerwerków, które stary fotograf zobaczył w swoim ostatnim kadrze, nikt nie próbował zarejestrować jego portretu, nawet w pamięci”.