Masłowska
Polecam bardzo ciekawą rozmowę Agnieszki Drotkiewicz z Dorotą Masłowską w Dwutygodniku: http://www.dwutygodnik.com/artykul/4690-samotnosc-z-irokezem.html.
Do twórczości pisarki mam stosunek przerywany. Irytacja jest przerwana euforią.
Powieści Masłowskiej nie podobają mi się. Mają niejasny temat, są strukturalnie chaotyczne, brak im dyscypliny narracyjnej, a postacie wydają mi się komiksowe. Ta synteza, którą czytelnik samodzielnie wykonuje po lekturze przynosi mi niewiele. Podobnie jest ze sztukami teatralnymi Masłowskiej, które z powodu wyżej wymienionych wad, błyskotliwych dialogów oraz głośnego nazwiska autorki, są idealnym materiałem do przedstawień, w których tekst jest jedynie pretekstem do budowy spektakli.
Dlaczego zatem Masłowską czytam? Jest ważny powód. W każdym z jej tekstów znajduję mnóstwo zaskakujących zdań, skrótów myślowych, abstrakcyjnych żartów, paradoksów, obnażeń, metafor, które rzucają mnie na kolana. Tych rodzynków w zakalcu wyczekuję, szukam, a gdy znajdę – z masochistyczną rozkoszą przeżuwam. Wkurza mnie ta dziewczyna, a jednocześnie uwielbiam ją. Z naciskiem na „uwielbiam”.
Podobne wrażenia miałem ostatnio po przeczytaniu „Hamleta”. Ta sztuka także stawiała mi opór. Ma za dużo postaci, niepotrzebne wątki, jest przegadana, a samego Hamleta po prostu nie rozumiem. Zapewne przez tę niejednoznaczność, która pozwala interpretować tekst na wiele sposobów, ta sztuka wciąż cieszy się powodzeniem wśród inscenizatorów. Czytanie „Hamleta” linijka po linijce, bez reżyserskich skrótów, było dla mnie bolesnym wyzwaniem, ale co pewien czas błyskała tam refleksja nad egzystencją człowieka albo olśniewająca metafora takiego kalibru, że klękajcie narody. Skąd ten facet ponad 400 lat temu już wszystko o nas wiedział? Jak to się mogło stać, skoro nie kończył liceum Batorego, nie widział żadnego filmu ani nie wiedział nic o 3D – Darwin, Dostojewski, Dawkins? Tylko geniuszem albo cudem (prawdziwym – nie beatyfikacyjnym) da się to wytłumaczyć.
Na koniec, niezgodnie z polską tradycją – coś miłego, już bez żadnego „ale” i wybrzydzania w pakiecie: od lat z wielką przyjemnością oddaję się lekturze wywiadów z Masłowską. Czytałem gdzieś, że nie lubi ich udzielać. Rozumiem to. W rozmowie traci się kontrolę nad formą, wywiadowca staje się współautorem, nad którym przepytywany nie ma realnej władzy, czasem chlapnie się coś za dużo, dochodzi do przypadkowych zwierzeń, z których trudno się wycofać. Nie można także schować się za literacką fikcją, powiedzieć – to nie ja, to mój bohater kretyn się skompromitował. Dla mnie jednak Masłowska w swoich wywiadach, może właśnie z powodu powyższych fatalnych okoliczności, jest bardzo interesująca, a jej odpowiedzi to czysta literatura online wysokiej próby. Ta którą przeprowadziła Drotkiewicz jest bardzo udana, w czym duża zasługa prowadzącej rozmowę.
Skąd Masłowska to tyle wie w tak młodym wieku? Nawet wcześniejsze wywiady, zaraz po „Wojnie…” pokazywały już jej przenikliwość. Nie wiem jak było z Szekspirem, ale tutaj jest dla mnie tylko jedno wyjaśnienie. Masłowska urodziła się dorosła i dojrzewała w tym swoim Wejherowie w przyśpieszonym tempie. Może to przez mutogenne promieniowanie z elektrowni atomowej w Żarnowcu, która co prawda nigdy nie została uruchomiona, ale Dorotka już jako mała dziewczynka z wielką fantazją wszystko sobie wyobraziła, łącznie z eksplozją radzieckiego reaktora. Czegóż to jeszcze nie wymyśli za następne 30/60 lat, gdy dowie się o kondycji pisarza/twórcy/człowieka o wiele więcej?
A jeśli wcale nie jest tak jak optymistycznie zakładamy my, którym jest już z górki? Jeśli z wiekiem wcale nie stajemy się mądrzejsi? Może to młody umysł pracuje najlepiej, niespętany tym co wypada, nie otumaniony jeszcze mirażami prawd i aksjomatów, które już na niego rzekomo za rogiem czekają?